[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż mogłem poradzić? Pamiętamjednak, co zrobiłem.Nie zdając sobie z tegosprawy, począłem coraz wcześniej wracać do do-mu.W noce dżdżyste i burzliwe, gdy szaleństwoi zabawa kwitły w najlepsze, prześladowała mnieuporczywie myśl, że Otoo odbywa swą ponurąwartą pod ociekającymi wodą mangrowcami.Do-prawdy, pod jego wpływem stałem się lepszym77/189człowiekiem.Ale nie miał w sobie nic ze świę-toszka.Nie znał też wcale zasad chrześcijańskiejmoralności.Wszyscy tubylcy z Bora Bora bylichrześcijanami, on jednak pozostał poganinem;,jedynym niewierzącym na wyspie, bezwzględnymmaterialistą, przekonanym, że po śmierci przes-tanie żyć.Wierzył wyłącznie w uczciwą grę i pra-wość postępowania.Drobne podłostki były w jegomniemaniu niemal równie godne potępienia, jakbezmyślne zabójstwo.Sądzę nawet, że wyżej ceniłmordercę niż małego krętacza.Co się tyczy mnie, sprzeciwiał się wszys-tkiemu, co mogło mi zaszkodzić.Hazardowi niemiał nic do zarzucenia.Sam zresztą uprawiał goz zapałem.Ale wysiadywanie w spelunkachpóub,ną nocą, jak mi tłumaczył, zagrażało zdrow-iu.Bywał świadkiem, że ludzie, którzy nie dbalio siebie, umierali na febrą.Nie był abstynentemi chętnie pokrzepiał się czymś mocnym, ilekroćwypadło mu moknąć w czasie pracy na łodzi.Alebył zwolennikiem umiarkowanego używaniatrunków.Widział wiele ludzi, których pociąg dokieliszka przyprawił o zgon lub hańbę.Dobro moje zawsze leżało mu na sercu.Już zgóry myślał za mnie, rozważał moje zamierzeniai przejmował się nimi bardziej niż ja sam.Zpoczątku, kiedy nie wiedziałem jeszcze, jak dalece78/189obchodzą go moje sprawy, musiał odgadywać mezamiary, jak na przykład w Papeete, gdzie omalnie zawiązałem spółki z dość podejrzanym ro-dakiem, który chciał wciągnąć mnie do jakichśinteresów z guanem.Nie wiedziałem, że był ła-jdakiem, i nie wiedział o tym nikt z białych wPapeete.Otoo również nie był wtajemniczony wjego sprawki, lecz widząc, co się święci, dokonał-wywiadu na własną rękę.Wielu żeglarzy krajow-ców ze wszystkich krańców mórz obija się powybrzeżu Tahiti, Otoo więc, tylko pełen podejrzeń,gadał z nimi dopóty, aż zebrał dostateczny ma-teriał obciążający.Historia Randolfa Watersa byłazaiste bogata.Nie dawałem wiary, gdy Otoo miją opowiedział, ale kiedy wygarnąłem wszystkoWatersowi, zamilkł od razu, po czym spakowałmanatki i ulotnił się na pierwszym parowcu zdąża-jącym do Auckland.Muszę przyznać, że z początku czułem doOtoo pewną urazę za wścibianie nosa w mojesprawy.Wiedziałem jednak, że powoduje nimcałkowita bezinteresowność, wkrótce zaś zmus-zony byłem uznać jego rozsądek i ostrożność.Miałzawsze oczy otwarte na wszystko, co mogłoprzynieść mi zysk, a okazywał przy tym przenikli-wość i dalekowzroczność.Po pewnym czasiezostał mym doradcą i doszło do tego, że lepiej ode79/189mnie orientował się w moich interesach.Niewąt-pliwie dbał o moją korzyść więcej niż ja sam.Odz-naczałem się wtedy szeroką beztroską młodościi przekładałem romantyzm życia nad dolary, aprzygodę nad wygodną kwaterę.Dobrze sięwięc stało, że znalazłem kogoś,, kto by się o mnietroszczył.Zdaję sobie teraz sprawę, że gdyby nieOtoo, nie byłbym dożył chwili obecnej.Spośród wielu przeżyć opowiem jedno dlaprzykładu.Miałem już pewne doświadczenie wwerbowaniu krajowców, nim zająłem się połowempereł na Paumotach.Przebywaliśmy wraz z Otoona piaszczystym wybrzeżu Samoa, bez groszaprzy duszy, gdy trafiła mi się praca na brygu wer-bowniczym.Otoo zaciągnął się na ten bryg jakozwykły marynarz i przez następne sześć lat, na ty-luż co najmniej statkach, tłukliśmy się razem ponajdzikszych zakątkach Melanezji.Otoo pilnował,by zawsze być szlakowym wioślarzem w mej łodzi.W poszukiwaniu rąk roboczych mieliśmyzwyczaj wysadzać werbownika na brzeg.Aódzochronna spoczywała na wiosłach w odległościparuset stóp od lądu, podczas gdy łódz werbown-iczą, również gotowa do drogi, czuwała przysamym brzegu.Kiedy udawałem się z towaramina ląd, opuszczając me zwykłe miejsce u steru,Otoo natychmiast przesiadał się ze szlaku na rufę,80/189gdzie w fałdach płótna leżał w pogotowiu win-chester.Załoga łodzi była uzbrojona w snidery,ukryte pod płócienną zasłonką zwieszającą się zkrawędnicy.Kiedy biedzi łem się z kędzierzawymiludożercami, namawiałem ich i zachęcałem dopodjęcia pracy na plantacjach Queenslandu, Otooczuwał.Niejednokrotnie z cicha rzucał mi os-trzeżenie, skoro dostrzegł jakiś podejrzany ruchlub czającą się zdradę.Kiedy indziej szybki strzał,którym powalał tubylca, był dla mnie pierwszymznakiem ostrzegawczym.Gdy, zaś umykałem kumorzu, zawsze czekał z wyciągniętą dłonią, byułatwić mi skok do łodzi.Pamiętam, że pewnego razu, gdyśmy należelido załogi Santa Anna", łódz osiadła nam namieliznie właśnie w chwili rozpoczęcia utarczki.Aódz ochronna rzuciła się nam na pomoc, ale gro-mada krajowców skończyłaby z nami przed jejprzybyciem.Otoo dał susa na brzeg, zanurzył obieręce w towarach i począł rozrzucać na wszystkiestrony tytoń, paciorki, siekierki, noże i perkaliki.Była to pokusa zbyt silna dla kędzierzawychgłów.Podczas gdy wydzierali sobie owe skarby,ściągnięta z mielizny łódz zdołała oddalić się odbrzegu o czterdzieści stóp.W ciągu zaś następ-nych czterech godzin udało mi się zwerbować natymże wybrzeżu trzydziestu krajowców.81/189Przygoda, o której teraz opowiem, zdarzyła misię na Malaicie, która jest najdzikszym zakątkiemwschodniej części Archipelagu Salomona.Tubylcybyli usposobieni wyjątkowo życzliwie.Skąd zaśmieliśmy wiedzieć, że cała wioska od dwóch latz górą zbierała składki na zakup głowy białegoczłowieka? Te gałgany zajmują się nagminniezbieraniem głów, a szczególnie cenią głowy bi-ałych.Szczęśliwemu zdobywcy miał przypaść wudziale cały wynik zbiórki.Jak już wspomniałem,powitano mnie tak przyjaznie, że oddaliłem się odłodzi ponad sto kroków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]