[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawiszący tam woal dymu.Wioska.Czyjej mieszkańców ogarnia trwoga, gdy zapadają cieniezmierzchu? Boją się nadejścia nocy? Czują trwogę przed stworem porywającym ich dzieci?Czy potrzebują glinicjanta? Oczywiście, że tak.Oczywiście, że.Coś leży na drodze.Jack schyla się i podnosi czapkę baseballową z godłem Piwowarów zMilwaukee, wstrząsająco niepasującą do świata wielkich, sadzących susy królików, aleniewątpliwie realną.Sądząc po ściągnięciu plastikowego paska z tyłu, czapkę nosiło dziecko.Jack zagląda do środka, wiedząc, co znajdzie, i istotnie, na opasce widnieje staranniewykonany atramentem napis: TY MARSHALL.Czapka nie jest mokra jak przesiąknięteporanną rosą spodnie Jacka, ale nie jest też sucha.Jack domyśla się, że leżała na skraju drogiod wczoraj.Nasuwa się logiczny wniosek, że porywacz Tylera tędy go prowadził, ale Jack wto nie wierzy.Być może to wspomnienie dręczącej wibracji podsuwa inną myśl, odmiennyobraz: idącego bitą drogą Rybaka, podczas gdy Tyler jest już zamknięty w jakimś ukryciu.Rybak ma pod pachą owinięte papierem pudełko po butach z lipnymi znaczkami.Na głowęwłożył czapkę Tylera, która trzyma się na słowo honoru, bo jest na niego za mała.Mimo toRybak nie chce poluzować paska.Nie chce, by Jack nawet przez sekundę pomyślał, że czapkanależy do dorosłego mężczyzny.Rybak drażni się bowiem z Jackiem, zaprasza go do gry. Porwał chłopca w naszym świecie mruczy Jack. Uciekł z nim do tego świata.Ukryłgo w jakimś bezpiecznym miejscu, jak pająk chowa muchę.%7ływego? Martwego? Myślę, żeżywego.Nie wiem dlaczego.Może po prostu chcę w to wierzyć.Daj temu spokój.Potem udałsię tam, gdzie ukrył Irmę.Zabrał jej stopę i przyniósł ją mi.Przeniósł ją do tego świata, potemprzeskoczył do mojego i zostawił ją na ganku.Może czapkę zgubił po drodze? Spadła mu zgłowy?Jack w to nie wierzy.Wie, że ten popapraniec, ten zbir, przeskakujący między światamiśmieć, zostawił tu czapkę celowo.Wiedział, że jeśli Jack pojawi się na tej drodze, to jąznajdzie.Przyciskając czapkę do piersi jak fan na Miller Park, okazujący respekt fladze podczashymnu narodowego.Jack zamyka oczy i się koncentruje.Okazuje się to łatwiejsze, niż sięspodziewał, ale domyśla się, że pewnych rzeczy nigdy się nie zapomina jak obraćpomarańczę, jak jezdzić rowerem, jak przeskakiwać z jednego świata do drugiego.Tacy chłopcy jak ty i tak nie potrzebują taniego wina, słyszy głos swojego staregoprzyjaciela Speedy ego Parkera, w którym pobrzmiewa śmiech.Rownocześnie Jackowiznowu zaczyna kręcić się w głowie.Chwilę pózniej słyszy alarmujący dzwięknadjeżdżającego samochodu.Cofa się, równocześnie otwierając oczy.Aowi widok wyasfaltowanej jezdni NorwayValley Road, ale.Wyje klakson i Jacka mija zakurzony stary ford, uderzając weń strugą wzburzonegopowietrza.Boczne lusterko od strony pasażera mija nos Jacka o niecałe dziewięć cali.Ciepłepowietrze, znów pełne słabej, lecz nachalnej woni węglowodorów, omywa jego brwi ipoliczki; towarzyszy mu rozdrażniony głos wiejskiego wyrostka:.dalej z drogi, zasssrańcu. Wypraszam sobie, żeby jakiś absolwent krowiego college u nazywał mnie zasrańcem mówi Jack swoją najlepszą imitacją głosu racjonalnego Richarda i chociaż dla podkreśleniaswoich słów dodaje pompatyczne: Bahaaa! , to serce łomocze mu jak opętane.Rany, o małonie przeskoczył z powrotem na oczach tego gościa. Proszę, oszczędz mi tego, Jack mówi Richard. Wszystko to sobie wyśniłeś.Jack wie jednak, że tak nie jest.Chociaż rozgląda się dokoła w całkowitym zdumieniu, wgłębi serca wcale nie jest oszołomiony, nie, nawet odrobinę.Po pierwsze, wciąż ma w ręceczapkę Tylera Marshalla, z godłem Piwowarów.Po drugie, most na Tamarack Creek jest zanastępnym wzniesieniem.W innym świecie, w którym człowieka mijają gigantyczne króliki,uszedł najwyżej milę.W tym pokonał co najmniej cztery.Tak samo było wtedy, myśli, tak było, kiedy Jacky miał sześć lat.Kiedy wszyscy żyli wKalifornii i nikt nie mieszkał gdzie indziej.To się jednak nie zgadza.W jakiś sposób to nieprawda.Jack stoi na skraju drogi, która kilka sekund temu była polna, a teraz jest asfaltowa,wpatruje się w czapkę Tylera Marshalla i stara się dojść, co i jak jest nie w porządku,wiedząc, że prawdopodobnie tego nie wymyśli.Wszystko to było dawno temu, a potem,odkąd skończył trzynaście lat, bardzo się trudził nad pogrzebaniem zdecydowaniedziwacznych wspomnień z dzieciństwa.Innymi słowy ponad połowę życia.Człowiek niemoże poświęcić tyle czasu na zapominanie, a potem po prostu prztyknąć palcami ispodziewać się.Jack prztyka palcami. Co się stało, kiedy Jacky miał sześć lat? zwraca się do ciepłego, letniego poranka.Iodpowiada sam sobie: Kiedy Jacky miał sześć lat, Daddy grał na rogu.A to cóż znaczy? Nie tata odpowiada posępnie Jack. Nie mój tata.Dexter Gordon.Melodia nazywałasię Daddy Played the Horn. Tata grał na rogu.Czyli na saksofonie.A może album.Płytadługogrająca. Stoi w miejscu, kręcąc głową, po czym nią kiwa. Gra.Tata gra. DaddyPlays the Horn.I wszystko po prostu ożywa w jego pamięci.Dexter Gordon z aparatury hifi.JackySawyer za kanapą, bawiący się swoją londyńską taksówką, która dzięki swojej masiewydawała się bardziej prawdziwa niż zabawka.Rozmowa jego taty i ojca Richarda.PhilaSawyera i Morgana Sloata. Wyobraz sobie, kim ten facet byłby po tamtej stronie , powiedział wuj Morgan, i była topierwsza wzmianka o Terytoriach, jaką usłyszał Jack.Kiedy Jacky miał sześć lat, wpadło muw ucho słowo.I. Kiedy Jacky miał dwanaście lat, naprawdę do nich trafił mówi. Bzdura! oznajmia gromko syn Morgana. Całkowita.bahaaa!.bzdura! Zaraz mipowiesz, że naprawdę widziałeś ludzi na niebie!.Zanim jednak Jack może odpowiedzieć swej umysłowej wersji starego kumpla czykomukolwiek innemu, pojawia się następny samochód.Wóz zatrzymuje się obok Jacka.Przezokno po stronie kierowcy spogląda podejrzliwie (co stanowi jej zwykłą minę i samo w sobienic nie znaczy, jak Jack zdążył się zorientować) Elvena Morton, gospodyni Henry egoLeydena. Co, do diaska, pan tu porabia, Jacku Sawyerze? pyta. Nie spałem najlepiej, pani Morton. Jack obdarza ją uśmiechem. Pomyślałem, że siętrochę przejdę, żeby oczyścić głowę. I zawsze pan chodzi po rosie i wilgoci, kiedy chce pan sobie oczyścić głowę? pyta,opuszczając wzrok na dżinsy Jacka, przemoczone po kolana, a nawet trochę wyżej. Topomaga? Pewnie tak się zamyśliłem, że zapomniałem o bożym świecie odpowiada. Pewnie tak mówi Elvena. Niech pan wsiada, to podwiozę pana prawie pod dom.Rzecz jasna, jeśli nie chce pan sobie jeszcze bardziej oczyścić głowy.Jack zmuszony jest się uśmiechnąć.Niezły tekst.W istocie przypomina mu jegonieżyjącą matkę.(Kiedy jej niecierpliwy syn pytał, co będzie na kolację i kiedy należy jejoczekiwać, Lily Cavanaugh zwykła odpowiadać: Będzie popierdanie z cebulką, na deserbetki w sosie wiatrowym, a dostaniesz je wpół do komina ). Myślę, że już dzisiaj więcej jej nie oczyszczę mówi Jack.Okrąża starą, brązową toyotę pani Morton
[ Pobierz całość w formacie PDF ]