[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stwierdziliśmy, że ujście rzeki znajduje się na wprost wyłomu w rafach, przez któryprzeszliśmy poprzedniego dnia.Północny brzeg rzeki był wysoki i skalisty, południowy zaśniższy i porośnięty drzewami, jakich dotychczas nie widziałem.Drzewa na równinie rosłydość daleko jedno od drugiego, a między nimi nie było śladu leśnego podszycia.Tuż nadwodą widniały zarośla mangrowców.Na mieliznie u ujścia rzeki buszowała fala.Pan Mudge zdecydowanie kierował się wsam środek zatoczki.Wyczekiwał odpowiedniego momentu. Nacisnąć mocniej! krzyknął do wioślarzy, gdy duża fala uniosła nas na swymgrzbiecie.Obawiałem się, że zmoczy ona matkę i siostrę, lecz grzywacz przeniósł nas przezmieliznę i po chwili wiosłowaliśmy już po gładkiej, spokojnej wodzie.Na północnym brzegu rzeki wypatrzyliśmy skalny cypel, pokryty nieco wyżej zielonąmurawą i otoczony kilkoma drzewami.W tym miejscu po raz pierwszy dotknęliśmy stopąlądu Australii.ROZDZIAA VIIRozpoznanie terenu obozu.Powrót na bryg.Niepowodzenie.Zwożenie zapasów.Wizyta tubylców.Budowa tratwy.Sztorm.Ostateczne rozbicie brygu.%7łegluga na łodziach po ładunek.Budowa domu.Odpłynięcie szturmanów i części załogi.Wyprawa z Edytą na łodzi.Sztorm.UcieczkaMiejsce lądowania było dobrze wybrane.Mieliśmy dość przestrzeni, aby rozbić namio-ty.Właściwie można by z rosnących tam wielkich drzew wybudować całą wioskę.Drzewanie dawały jednak wiele cienia, liście ich bowiem ustawiały się równolegle do promieni sło-necznych.Półwysep łączył się z lądem wąskim przesmykiem, łatwym, w razie zaatakowanianas przez tubylców, do obrony.Zatoczka tworzyła natomiast świetny port dla naszych łodzi.Skały sterczące nad wodą ciągnęły się w górę rzeki, a na równinie drzewa rosły tylko z rza-dka, mieliśmy więc dobre pole obserwacji i nikt nie mógł zbliżyć się do obozu nie zauważo-ny.Natychmiast po wylądowaniu matka prosiła pana Mudge, aby sprawdził, czy w okolicynie ma tubylców. Aby najlepiej dokonać rozpoznania terenu, trzeba zdobyć szczyt skał, skąd na pewnorozpościera się rozległy widok odpowiedział Mudge.Prosiłem, aby zabrał mnie z sobą.Przystał na to, lecz przed wyruszeniem w drogę wy-dał dyspozycje marynarzom, jak i gdzie mają wyładować z łodzi zapasy i sprzęt.Gdy podeszliśmy do skał, okazało się, że wspinaczka nie będzie sprawą łatwą.Wyrasta-ły one pionowo nad miejscem naszego lądowania.Pomaszerowaliśmy na zachód, to jest wgórę strumienia.Tam trafiliśmy na skalne ściany bardziej popękane i miejscami porośniętekrzewami.Nie wiem, jak w naszej sytuacji zachowałby się jakiś szczur lądowy, ale my na-tychmiast nie obawiając się, że spadniemy na złamanie karku, zaczęliśmy wspinaczkę.Pełzliśmy po głazach, chwytając się krzewów i wreszcie dotarliśmy do pasma piaszczy-stych wydm.Z łatwością wydostaliśmy się na ich skraj u samego szczytu obrywu.Wtedyzawróciliśmy w stronę morza, dopóki nie ujrzeliśmy w dole pod sobą naszego biwaku.Mudge miał ze sobą lunetę, więc dzięki temu można było dokładnie zbadać całą okoli-cę.Najprzód popatrzyliśmy na bryg leżący nie dalej niż w odległości półtorej mili na pół-nocny wschód znajdował się w tej samej pozycji, co przedtem.Przy burcie stała łódz.Niemogliśmy dostrzec, czy prace nad ściągnięciem statku z rafy dały jakiś wynik. Wątpię, czy znajdzie się siła zdolna ruszyć go z miejsca rzekł z ciężkim we-stchnieniem Mudge. Jeśli nawet udałoby się ściągnąć go na wodę, nie wiem, czy dopłynął-by do naszego portu.Nic na to nie można poradzić.Powinniśmy być wdzięczni losowi, żewylądowaliśmy szczęśliwie i mamy widoki na znalezienie miejsca pod osadę. Obawiam się, że strata statku, choćbyśmy nawet zdołali wywiezć na brzeg częśćładunku i zaopatrzenia, bardzo nadszarpnie fundusze ojca dodałem. Większą szkodą byłaby strata życia czy długa podróż szalupami.Na szczęście trafili-śmy na rafę blisko brzegów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]