[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stara się zrobić na gościudobre wrażenie, udając, że wsłuchuje się w głosy współpracowników i traktuje ich popartnersku. Tak odzywa się Marguerite. Chciałabym przedstawić wszystkim panią Beverly,moją osobistą totumfacką. Twoją totumfacką? Rozwścieczona Jane krztusi się, jakby spróbowała nieznanejpotrawy o fatalnym smaku. Osobistą totumfacką? Ze sposobu, w jaki wypowiada tesłowa, można się domyślić, że nie ma pojęcia, co one znaczą.Nikt z nas nie wie. Pani Beverly będzie mi we wszystkim pomagać wyjaśnia Marguerite z błyskiem woku, przekonana, że Jane nie orientuje się, kim jest totumfacka. Aha, ma być twoją sekretarką. Jane rzuca jej karcące spojrzenie. Skądże! Jest nią Kylie. Marguerite szuka jej wzrokiem, patrzy w oczy. Ponadwszelką wątpliwość doskonale sobie radzi.Pani Beverly pełni funkcję mojej totumfackiej. To chyba jakaś australijska osobliwość odpowiada lekceważąco Jane, choć nadal niema pojęcia, co jest grane. Zapewne wśród aborygeńskiej starszyzny takie rzeczy są naporządku dziennym, ale żyjemy w Nowym Jorku.To nie jest trzeciorzędna osada handlowana odludziu. Mylisz się.Posiadanie totumfackich jest teraz na czasie odpowiada Marguerite, mniejniż zwykle dotknięta impertynencją Jane. Wiele gwiazd angażuje totumfackich.Jane ma taką minę, jakby chciała powiedzieć, że jeśli raz jeszcze usłyszy ten wyraz,zacznie krzyczeć. Przykro mi.Nie stać nas na zatrudnienie twojej to.sekretarki. Och, naprawdę nie musisz się usprawiedliwiać przekonuje Marguerite. Jakwspomniałam, pani Beverly jest moją osobistą totumfacką.Płacę jej z własnej kieszeni. Ach tak, rozumiem odpowiada Jane, udając, że wie, o co chodzi, mimo że nie jest wstanie pojąć, że można samemu za coś płacić, i to własną forsą.Milknie na długo, planująckolejne posunięcie.Parę chwil trwa, nim wykombinuje sposób niezwiązany z kasą. Jakaszkoda, że panuje tutaj okropna ciasnota.Brak wolnego pomieszczenia, gdzie ta osobamogłaby pracować. Rzuca pani Beverly spojrzenie, które miało być współczujące, aświadczy o zadufaniu i poczuciu wyższości. Rozglądałam się.Miejsca nie brakuje zapewnia z uśmiechem Marguerite. Nie ma szans na dodatkowe pomieszczenie! wybucha Jane jak kretynka z marnejtelenoweli. Czyżby? Marguerite marszczy brwi.Jane bierze się w garść i pyta spokojniej: Co masz na myśli? Wydzielimy część korytarza obok windy towarowej. Nie możemy zrobić tam gabinetu dla twojej sekretarki.W razie pożaru byłabyzagrożona.Marguerite wyjmuje jakieś pismo, podsuwa je Jane i czeka. Co to jest? Jane sięga po kartkę papieru. Zgoda nowojorskiego komendanta straży pożarnej na wydzielenie gabinetu w korytarzuwindy towarowej od strony północnej na dwudziestym drugim piętrze gmachu IvyPublishing.Nie ma zagrożenia pożarowego. Rozumiem.Trzeba będzie ustalić szczegóły z działem techni. Jane milknie, boMarguerite podsuwa jej pod nos kolejne pismo.Jane nie raczy nawet spojrzeć na nie.Od razuwie, co zawiera. Ustaliłam wszystkie szczegóły z działem technicznym, kadrami i prawnikami dodajeMarguerite, wyjmując stosowne dokumenty. Zwróciłam się nawet do firmy sprzątającej.Zapewnili mnie, że opróżnianie dodatkowego kosza na śmieci nie będzie dla nich żadnymproblemem.Oczywiście cale wyposażenie kupuję na własny koszt.Umysł Jane pracuje na najwyższych obrotach, szukając korzystnego wyjścia.Lada chwiladym pójdzie jej z uszu.Na razie jest bezradna.Marguerite zapędziła ją w kozi róg.Jane możetylko skończyć zebranie. To już wszystko mówi do podwładnych i podnosi się niezdarnie.Idąc ku drzwiom,zapewne powtarza sobie, że przegrała bitwę, ale wojna się nie skończyła.Planuje następnyatak.Następnego ranka zastajemy w redakcji wynajętego przez nią kamerdynera.Ale głupie to życieDot uważa, że wiele można się dowiedzieć o ludziach, patrząc na ich okna. Nie kupuj zasłon, póki tego nie przeczytasz mówi, gestykulując energicznie i rękądając znaki, żebym weszła do jej gabinetu.Na razie nie planuję takiej inwestycji, a ona nie trzyma niczego, co miałabym przeczytać,więc przytakuję ochoczo. Zgoda. Zbieram leżące na krześle czasopisma, kładę je na podłodze i siadam. Nowa rubryka: Najpiękniejszy wystrój.Co miesiąc będziesz opisywać inny elementwnętrza i przeprowadzać krótkie wywiady z kilkoma gwiazdami, pytając, co im sięnajbardziej podoba.Na pierwszy ogień pójdą okna.Po co nam lambrekiny? Kraciasty len czyzwiewny perkal? A może roleta? Te klimaty. Podsuwa mi notatkę. Spisałam propozycje.Tu masz numer telefonu Perky Collins.Nie wiem, o kim mowa. Słucham? Perky Collins ma w telewizji kablowej autorski program poświęcony wnętrzom iogrodom wyjaśnia Dot takim tonem, jakby ta Perky była powszechnie znana, co nie jestprawdą.Oglądalność takich programów jest znikoma.Gromadzą przed telewizorem zaledwiegarstkę widzów. Jest dyplomowaną dekoratorką i ma naukowe podejście do wystroju wnętrz.Prowadziwłasne badania nad kolorami i potrafi określić zależność między barwą i osobowością.Dzwoni telefon Dot, co oznacza koniec spotkania.Gestem daję znak, że wychodzę.Niezauważa tego, bo gdy unoszę dłoń, odwraca się w stronę okna.Znikam cichutko i wracam domojego kącika.Allison gdzieś się włóczy, więc jest dziwnie cicho.Wpatruję się w telefon, życząc sobiew duchu, aby zadzwonił.Daremnie siedzę bez ruchu niczym w transie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]