[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Drakę!Po trzech latach?Zwięty Boże!- wykrzyknęła do Robina, kiedy przyniósł mi wiadomość.- Nie było \ tak długo, że zapomniałam o jego istnieniu!Kiedy opuszczał Anglię, nie miałam jeszcze okazji v dzieć Monsieur, mojej ostatniejmiłości, i wierzyłam, Robin jest mi wierny.Dość tego!Był miesiąc moich urodzin, czas Panny, i jtj to, że miałam przy sobie Robina, było wystarczającpowodem do radości, nie wspominając o Drakeu.Robin z uśmiechem popatrzył mi w oczy.- Masz kochających poddanych, pani.Jego pier pytanie po zejściu na ląd brzmiało: "Jakże się mię królowa?" Błaga cię, byś odwiedziła jego statek i wybr sobie, co zechcesz, z jego skarbów.A jego łupy, ja twierdzi, pochodzą z baśniowej krainy.Baśniowej?Raczej z krainy czarów!Uklęknął witając mnie na swym niewielkim stat był niskim, krępym mężczyzną o oczachprzywodzącyc na myśl daleki horyzont.Zobaczyłam wielkie otwai skrzynie ze srebrem, złotem i klejnotami.Odrzuciła głowę do tyłu, wdychając zapach soli.- Bogu niech będą dzięki!Drakę poderwał się na nogi i zaczął wyciągać swof skarby niczym magik.274BELLONASpójrz, Najjaśniejsza Pani!Sztaby złota i srebra!orooy i zfiote dziesięcioszylingówki!Bierz!- Jak bawiące.dziecko zanurzał w skrzyniach ręce aż po łokcie, rzucając wokół siebie błyszczące krążki.- Naszyjnik diamentów?Nie, zbyt skromny dla królowej.Co powiesz, ani, na ten z żółtych diamentów i rubinów ułożonych p kształt kwiatu kapryfolium?- Kolejna błyskotka mignęła l powietrzu, nim schwyciły ją krótkie, mięsiste palce, tak lk mewachwyta ważkę.To był statek ze szmaragdów moszący się na morzu szafirów, pod żaglami z pereł.,.Podoba ci się, pani?Z wrażenia ledwie mogłam wydobyć głos. - Owszem.podoba mi się.Ogorzałą twarz Drakea rozjaśnił szeroki uśmiech.- Zatem mogę mieć nadzieję, że mój prezent zyska sobie poje uznanie?Skłonił się, klaskając w dłonie.Ukazał się biski marynarz - niósł ozdobioną chwastami poduszkę, awie tak dużą jak on sam, naktórej leżała korona ze ;zerego złota wysadzana szmaragdami, a najmniejszy był aższy od mojegomałego palca.Wówczas do reszty straciłam mowę.Zdołałam ją odzyskać dopiero wtedy, gdy Drakę pojawił się w Greenwich z kolejtnymi darami:wielkim krzyżem z diamentów, złoto-srebrną szkatułką, diademem z czarnych rubinów i potrójnymsznurem pereł.- Czy to prawda, sir, że opłynąłeś świat dookoła?Okrą żyłeś naszą ziemską planetę?Jeszcze nigdy nie słyszałam głosu tak przepełnionego dumą, jak u tego przysadzistegoczłowieka, kiedy stał przede mną na swych krótkich nogach nawykłych do rozkołysanego pokładu.- Pani, w twoim imieniu i w imieniu Anglii dokonałem tego!I to.Bogu niech będą dzięki, po raz pierwszy w świecie!Odzyskałam głos ujmując ceremonialny miecz.- Wstań, sir Francisie Drakem, nowo pasowany i drogi nam rycerzu.275.JA, EL%7łBIETA- Ile on miał tych sztab srebra?Ile złota?Półtora milion dukatów?To jawne piractwo, złodziejstwo!- biadolili] Burghley z Mendozą.- To łupy zdobyte zgodnie z prawem panującym na morzu!- oponowali Robin z Walsinghamem.,- Musimy je zwrócić!- upierał się Burghley, niech go;Bóg błogosławi.- Nigdy!- wykrzyknął Robin i w duchu po dwakroć go błogosławiłam.Przez cały ten czas Mendozą dobijał się do moich drzwi, gniewnie domagając się audiencji,żeby zażądać zwrotu1 skarbów jego pana.Kazałam mu powiedzieć, że jestem niedysponowana, przykuta chorobą do łoża, że boli mnie ząb.To ostatnie przynajmniej było prawdą!Posłałam też w tajemnicy do Drakea, Hawkinsa i reszty;moich żeglarzy proste i jasne polecenie: róbcie dalej swoje!Aupcie statki z hiszpańskimi skarbami, utrzymując ich króla w biedzie, a mnie zapewniającbogactwo!Nie mogłam jednak wiecznie unikać Mendozy, choć wzdragałam się przed tym, coniechybnie miał mi do powiedzenia.A jednak, gdy to mówił, próbowałam zatkać sobie uszy.- A więc, pani, nie chcesz słuchać stów mego pana, odmawiasz słuchania potężnego królaHiszpanii przemawia-1 jącego przeze mnie?Przekonajmy się zatem, czy będziesz i słuchać głosu naszych armat, które rozedrą twoją małąAnglię na tysiąc kawałków i rozrzucą je po całej naszej ziemi!Czy już wtedy wiedziałam?Wiedziałam, że wojna jest nieunikniona?Usłyszałam to w jego tonie, dostrzegłam w jego oczach, oczach Filipa.W ten sposób radość z wielkiego triumfu Drakea utonęła we wzbierającym lęku, że tak jakmałe Niderlandy, my także żyjemy w cieniu lwiej łapy.Wielki Post zbliżał się powoli i jakby ukradkiem, plagi przyszły wcześniej niż zwykle, gdy niezdążono276BELLONAjeszcze przygotować dołów z wapnem dla zmarłych, brakło mięsa, ryby się psuły, korzeniewysychały, a zeszłoroczne jabłka marszczyły się niczym skóra pod moimi oczami, wysychając jakmoje serce.Septuagesima, Sexagesima, Qvnquagesima po kolei zbliżały nas do martwej Zrody Popiel cowej.W popielcowym nastroju, z nadziejami obróconymi w popiół, zmierzałam do kościoła wWestminster tamtego marcowego dnia.Jednostajna mżawka czyniła świat szarym jak moja dusza.Nawet kościół św.Małgorzaty, który zawsze lubiłam, jego szare mury, stare już za czasów młodości opactwa, niemogły zrzucić z moich ramiona płaszcza śmiertelnego strachu.W chłodnej pustce głos kaznodziei brzmiał jak wołanie z głębi piekieł: Zwróćcie się domnie, mówi Pan, umart wiajcie się i pośćcie, niech wasze serca napełnione będą skruchą. O Panie, oszczędz swój lud, nie odbieraj mu swego świętego dziedzictwa, nie dopuść, byrządził nami bar barzyńca, by lud zapytywał z płaczem: "Gdzie jest nasz Bóg?"By rządził nami barbarzyńca.Filip miałby nami rządzić?Papiści wszędzie wokół, zdrajcy ryją pod nami jak krety.Deszcz bębnił o pokrycie dachu niczym niestrudzona ręka Boga.Wiedziałam, że tego dnia dwóch innych księży z Douai zostało skazanych; kaci ostrzyli noże itopory do swej rzezniczej powinności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]