[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jordan podszedł do niej i spróbował ją objąć bezwzględu na swe obawy.Zrazu odepchnęła go gestem pełnym gniewu idumy, ale potem odwróciła się i przywarła do niego, szlochając na jegopiersi.Niezdarnie gładził ją po ramionach zastanawiając się, jak to jestmożliwe, że czuje do niej tak mało i nienawidząc sam siebie za brakodpowiedzialności.Czuł się jak w potrzasku, z którego nie byłowyjścia.Tak bardzo chciał umieć ją kochać lub chociażby tylko czućjakiś związek z nią, lecz całkowita niemożność wzbudzenia w sobietych uczuć powodowała, że wszystko to stawało się nie do zniesienia.W końcu puściła go od siebie.Zapadła w niespokojną drzemkę, aJordan podążył powoli do swego pokoju, trzymając wciąż w rękupluszowego misia Adama.Wszedłszy do siebie zamknął staranniedrzwi, włączył światło i umieścił misia na swym nocnym stolikuczując, jak ogarnia go uczucie ulgi.Takie nocne sceny zdarzały sięostatnio zbyt często i na samą myśl o nich czuł się śmiertelnie znużony.Najgorsze było to, że Sheila ledwie je pamiętała nazajutrz rano lubpamiętała tylko niektóre i w ten sposób cała ta niesmaczna scena mogłasię powtórzyć w tym samym ujęciu kilka nocy pózniej.Jordan wydobył z kieszeni klucze i portfel tak, jak czynił to każdegowieczoru.Zciągnął buty i niedbale rzucił je w kąt.Marynarkę rzucił nanajbliższe krzesło, a koszulę, której guziki szarpnął niecierpliwie,cisnął z całej siły, celując na komodę.Nie trafił.Koszula opadła powolina podłogę.Przetarł zmęczone oczy i zamierzał już rzucić się na łóżko, kiedynagle o czymś sobie przypomniał.Sięgnąwszy do portfela przejrzałzawartość trzech przegródek, zanim znalazł to, czego szukał.Międzynowiutkimi kartami bibliotecznymi ukryty był nieco zgniecionykawałek starej gazety, Tuż obok niego znajdowała się niezbyt wyrazna,pożółkła fotografia, zrobiona w budzie ulicznego fotografa.Jordanostrożnie rozłożył papier i przeczytał notatkę, którą wydarł z gazetysiedem lat temu.Przeczytał ją jeszcze raz i jeszcze raz, potem powolnym, rytualnymruchem, działając jakby pod wpływem jakiejś wewnętrznej siły, zmiąłją w małą kulkę i rzucił w poprzek pokoju, gdzie wylądowała prosto wkoszu.- %7łegnajcie, wspomnienia - powiedział głośno.Potem zmusił się, aby spojrzeć na fotografię.Było to zdjęcie NataliiParnell.Zrobione zostało w dniu, w którym obydwoje zdali końcoweegzaminy.Uśmiechała się na nim z przesadną, teatralną ulgą, malującąsię na twarzy i jeszcze teraz widział ją, jak stroi różne miny przedwykonaniem zdjęcia.Nagle ogarnęły go wątpliwości.Jeśli pokazałby jej teraz to zdjęcie,czy i w jej pamięci odżyłaby tamta chwila? Jeśli tak, to czypodbiegłaby do niego, aby natychmiast rzucić mu się w ramiona?Poczuł, że jest zbyt śpiący, abyzastanawiać się nad tym.Kiedy obudził się wczesnym rankiempamiętał tylko, że śniło mu się, iż obok niego leży Natalia.Pomyślał też, że najlepiej by było, gdyby już nigdy, nigdy się nieobudził.Rozdział 18Francesca podniosła w górę zdjęcie jakiegoś dziwnie wyglądającegoczłowieka.Natalia patrzyła na nie przez chwilę w zamyśleniu.- Nie, nie mów mi.Sądzę, że ostatnio gdzieś już widziałam to zdjęcie.To jest wiceprezydent Stanów Zjednoczonych.Francesca roześmiała się i rzuciła okiem na fotografię.- Jest raczej podobny do mojego ostatniego męża, Erniego.Doktor Parad uśmiechnął się do niej.Natalia była bardzo zaskoczona.- Czy to może jest mój chłopak, ten, z którym byłam podczaswypadku? - spytała.- Jeśli tak, musiałam być już chyba w stanieśpiączki, kiedy się z nim spotykałam.Francesca poklepała ją po kolanie.- Nie, głuptasku, to jest Pee Wee Herman.Natalia wzruszyła ramionami.Po przeszło godzinie oglądaniafotografii różnych znakomitości i ludzi, o których mówiono jej, że byliniegdyś jej znajomymi, czuła się nieco znużona.Parad zamknął albumze zdjęciami.- Myślę, że masz dosyć na dzisiaj wysiłków intelektualnych.Copowiedziałabyś teraz na małą porcję fizykoterapii?Natalia wzdrygnęła się.Fizykoterapia kojarzyła jej się w jakiś sposóbz obrazami, przedstawiającymi średniowieczne tortury.- Nie jestem pewna, czy jestem już na to gotowa -powiedziała cicho,patrząc w dół.Nienawidziła swej słabości, lecz równie nienawistna była dla niejmyśl o konieczności zetknięcia się z jakimiś nieznanymi urządzeniami.- Możemy zacząć kiedy indziej - powiedział Parad z przyjaznymuśmiechem, którym jednak nie zdołał zamaskować stanowczości, jakabrzmiała w jego głosie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]