[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Charlieuśmiechnęła się do wszystkich i kiwnęła głową.Uświadomiła sobiew tym momencie, że pokonała kolejny szczebel swej wymarzonejdrabiny sukcesu.- Jesteś osądzana według towarzystwa, z jakim przestajesz -wytknęła jej kiedyś matka, gdy zaprzyjazniła się z dziewczyną opodejrzanej reputacji.No cóż, mamo, pomyślała Charlieocierając pot z czoła; towarzystwo, w którym się teraz obracam,nawet tobie by się spodobało.Uśmiechnęła się, spojrzała na zegarek i pobiegła z powrotem dodomu.Pogodziła się z myślą, że do czasu, aż stanie się kimś, CharlieO'Brien nadal będzie sprzątać kuchnię po śniadaniu.Angielski 101, tak nazywały się jej pierwsze zajęcia w Smith.Miała nadzieję, że na zawsze pozostaną w jej pamięci.Siedząc wławce niewielkiej auli, starała się skoncentrować na wykładowcy iposłuchać wygłaszanego właśnie wprowadzenia do zajęć.Aleuwagę Charlie coraz to odciągały inne sprawy.Tak wiele się działo,tyle rzeczy wydawało się godnych zapamiętania.Sama sala robiła wrażenie niepozornej.Charlie wybrała miejscew górnym środkowym rzędzie, aby mieć lepszy widok.Z tyłusączyły się przez wysokie okna promienie jesiennego słońca,ogrzewając plecy i ramiona zgromadzonych dziewcząt.Wszędziewokół dostrzegała nowe twarze.Zastanawiała się, skąd pochodzą tedziewczyny, jak zamożne są ich rodziny, czy mają bogatychchłopaków i czy poczekają ze ślubem do ukończenia szkoły.Przejechała dłonią po brzegu lśniącej drewnianej ławki.Uderzyło ją,że nie ma tu wyciętych nożem inicjałów ani napisów w stylu: possijmnie" czy zjedz gówno".Smith College nie była jakąś tam zwykłąszkołą typu West Central High.- Rozdam wam teraz konspekty - mówił wykładowca.-Przerobimy je bardzo dokładnie.Jeśli opuścicie cokolwiek, niebędzie usprawiedliwień, że się czegoś nie wiedziało.Charlie patrzyła, jak podał plik papierów blondynce w pierwszejławce.Nigdy nie słyszała słowa konspekt".Domyśliła się, żechodzi zapewne o semestralny program zajęć.Dlaczego nie mógł poprostu powiedzieć: program? Uśmiechnęła się.W Pittsburgurozdano by programy.W Smith rozdają konspekty.To takiewyrafinowane.Konspekt, konspekt, konspekt.Nie miała pewnościco do pisowni tego słowa; zajrzy pózniej do słownika, aby jezapamiętać, by delektować się jego definicją.Konspekt, pierwszenowo poznane w Smith słowo.Może nawet rzuci nim od niechceniaw domu przy stole podczas Zwięta Dziękczynienia.Niewątpliwiezrobi na wszystkich wrażenie i zadziwi braci i siostry.Nagłe dotknięcie ramienia wyrwało ją z bujania w obłokach.Odwróciła się i uśmiechnęła do koleżanki obok, zwyczajniewyglądającej brunetki w wytartym golfie i ze znudzoną miną na nieumalowanej twarzy.- Wez jeden i podaj dalej.Wzrok Charlie powędrował na stertę papierów w rękudziewczyny.- Och, przepraszam - powiedziała szybko, wzięła pierwsząkartkę i podała resztę w lewą stronę, mając nadzieję, że nie jestczerwona z zakłopotania.Po skończonym wykładzie brunetka w golfie opuszczała aulę zaCharlie.- Całkiem niezle, nieprawdaż? Ponownie zaskoczyła Charlie.- Niezle? - powtórzyła, gdy wychodziły na korytarz.Dziewczyna uniosła brwi.Były gęste i brązowe, tak samo jak włosyokalające jej okrągłą twarz.- Co piątek wypracowanie z pięciuset słów, do tegowszystkie słówka i gramatyka? Boże, nie znoszę gramatyki.Charlie wyszła na zewnątrz i udała się w kierunku schodów.- Ja również - skłamała.Dziewczyna nie musiała wiedzieć,że nauka angielskiego przychodzi jej z łatwością.Uczenie sięnowych słów sprawiało, że czuła się wykształcona i o klasę lepszaod biedaków z Pittsburga.Uwielbiała rozkładać na części zdania,badając z osobna każde słowo i frazę i rysować je potem starannie nawykresie.Lubiła, żeby wszystko miało swoje miejsce iprzeznaczenie, jak jej szkatułka na biżuterię z kwadratowymiprzegródkami na klipsy albo osobno zamykane plastikowe torby naswetry.Charlie kochała porządek, zarówno w nauce, jak i w życiu.Czarnowłosa panna była oprócz Mariny pierwszą osobą, którazaczęła z nią rozmawiać.Charlie wiedziała, że pragnienie posiadaniaprzyjaciółki jest dla niej po stokroć ważniejsze niż chęćotrzymywania dobrych ocen.W dodatku nie pamiętała tejdziewczyny z Morris House, może więc uda się ukryć, iż przebywatu na stypendium.- Idziesz do księgarni? - spytała ją Charlie.- W zasadzie mogę, nie mam żadnych zajęć aż do jedenastej.- A ja do drugiej.Potem mam historię USA, prawdziwy koszmar- jęknęła.- Ja zostawiam to sobie na przyszły rok.Chcę zacząć najpierwzajęcia ze sztuki użytkowej - wyjaśniła dziewczyna.- To twój główny przedmiot?- Tak, moi rodzice są pod wrażeniem.Charlie uśmiechnęła się i odprężyła.Nowa znajoma ujęła jąswym ciepłym, pełnym prostoty zachowaniem, mogła się staćprzyjaciółką, o jakiej marzyła.- Moi rodzice są zachwyceni już tym, że tu jestem.- Dziewczynaprzerzuciła przez ramię torbę z książkami.- Ja właściwie nie miałam wyboru.Moja matka jestwychowanką tej uczelni.- Twoja matka chodziła do Smith? - powtórzyła Charlie.Jejmatkę uważano za wykształconą, ponieważ nie tylko skończyłaszkołę średnią, ale uczęszczała na roczny kurs dla sekretarek.Pózniej pracowała w firmie ubezpieczeniowej do czasu, gdy zaczęłyrodzić się dzieci.Od tamtej pory już nie korzystała ze swej wiedzy.- Jak się nazywasz? - spytała Charlie, kiedy szły przez kampus.- Tess Richards.Jestem z San Francisco, a ty?San Francisco.Boże, pomyślała Charlie, co za wspaniałemiasto.Znajdowało się na czele listy miejsc, które pragnęła kiedyśodwiedzić.- Charlie.Charlie O'Brien.- Nie mogła się zmusić dowyjaśnienia, że pochodzi z Pittsburga; już na samą myśl o tymmiejscu czuła w ustach smak sadzy i stali.- Mieszkam w MorrisHouse - powiedziała.- A ty, czy mieszkasz na terenie kampusu?- W tym samym domu co moja matka.- Tess kiwnęłagłową.- Gdyby rodzice dorzucili jeszcze kilkaset tysięcy, jestempewna, że dostałabym ten sam pokój.- Który to dom? - Chanie starała się zachowywać nonszalancko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]