[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak zamki zamontowanobyle jakie, bębenkowe, typu Yale, małe piwo dla mnie.Sprawdziłem z kolei skrzynkę z przyłączami.Kable elektryczne i telefo-niczne, przewody gazowe i rury doprowadzające wodę - wszystko to jak na dłoni,niczym nie osłonięte.W razie czego można się pobawić.Poczułem się lepiej.Oczywiście musiałem się liczyć z ochroną, ale nocnych strażników udaje sięczasami wykorzystać do własnych celów.Można wszystko tak urządzić, żestrażnik sam podejdzie do drzwi.Wystarczy go zwabić pod byle pretekstem,zdziałać tak, aby zechciał zobaczyć, co się dzieje.Sam wtedy otworzy drzwi.Taką jednak ewentualność musiałem wykluczyć.Jeśli bowiem zdecyduję sięwejść do budynku, to tak, żeby nikt mnie nie widział.%7ładnych śladów, żadnychświadków.Parking przed budynkiem był całkiem pusty, żadnego auta, co też przema-wiało za tym, że w nocy nie ma tu strażników.Trzeba to jednak sprawdzić.Naj-prościej, udając pijaczka z przepełnionym pęcherzem.Podejdę od frontu i zacznęsikać.Przez przeszklone drzwi zobaczę, czy ktoś jest w środku, czy nie.Jeśli jest,to co najwyżej wyjdzie i mnie opieprzy.Wycofałem się tą samą drogą, którą dostałem się na zaplecze, i znów znala-złem się na Ball Street.Mżyło coraz bardziej.Na ubraniu zostały rdzawe ślady powspinaczkach przez płoty.Podchodziłem do obiektu drugą stroną ulicy, gdy znalazłem się bliżej, prze-szedłem ukosem przez jezdnię.Pamiętając o kamerach nad wejściem, nie pod-nosiłem głowy.Chwiejnym krokiem wspiąłem się na schodki, mniej więcej natrzy czwarte ich wysokości, rozpiąłem rozporek i zacząłem zraszać krzaki.Niemal natychmiast rozległ się wrzask.- Kurwa, uważaj, co robisz, kutasie!W krzakach się zakotłowało.Przeraziłem się jak nie wiem co.Musiałem puścić małego, żeby sięgnąć posiga.Oblałem sobie nogi, ale pistolet miałem już w ręku.Dopiero wtedy przyszło opamiętanie.Może niepotrzebnie go wyciągnąłem?Może jednak należy grać swoją rolę do końca? Kiedy tak się zastanawiałem zkrzaków w dalszym ciągu dobiegał stek wyzwisk, a dopiero po chwili wyłoniłasię jakaś postać.- Co za ćwok! %7łeby tak mnie załatwić! Już ja ci pokażę.Facet, który wylazł z krzaków miał niewiele ponad dwadzieścia lat.Prezen-tował się nędznie: stare wojskowe buty bez sznurowadeł, wyświechtane czarnedżinsy, uświniona kurtka z kapturem, kołtun na głowie, nie ogolony, ale za to zkolczykiem w uchu.Młodzieniec, mimo mokrych plam na ubraniu, na mój widok wyraznie sięucieszył.Pomyślał pewnie, że ma do czynienia z zabłąkanym nawalonym turystą,którego da się oskubać.- Ty, fiucie - rozpoczął targi - odkupisz mi śpiwór i ciuchy.Zobacz, co zro-biłeś.Dawaj szmal, bo.- wyraznie zaczął się wczuwać w rolę -.bo jak nie, totak ci dopierdolę, że rodzona matka cię nie pozna.Jak można tak lać na czło-wieka?Postanowiłem skorzystać z okazji.Zacząłem bębnić pięściami w drzwi.Jeśliw środku jest strażnik, to powinien zainteresować się tym, co się dzieje na progu.Poproszę wtedy o pomoc.Waliłem ze wszystkich sił, aż szyby brzęczały.Cały czas odwracałem twarzod kamery nad wejściem.Chłopak musiał dojść do wniosku, że naprawdę robiępo nogach ze strachu.Zaczął wspinać się na schody, strojąc grozne miny.Ja zaś niemal się przykleiłem do przeszklonych drzwi.Jednak nie widziałemnic szczególnego, żadnych popielniczek z niedopałkami, żadnych rozłożonychgazet, żadnego włączonego telewizora.Cisza i porządek, co mogło świadczyćtylko o jednym - w nocy nikogo tu nie ma.- Ty świnio - usłyszałem tuż za plecami.Jeszcze chwila, a facet naprawdę miprzyłoży.Obróciłem się, odsunąłem połę kurtki, sięgnąłem po broń.- O kurwa - jęknął, wyraznie zaskoczony, i zaczął się wycofywać, wlepiającwzrok w siga.- Pierdolone gliny - stękał - jak nie tak, to siak, ale zawsze czło-wieka oleją.Patrzyłem, jak wlókł się przed siebie, utyskując na swój los.W ciągu dwóchdni dwa razy unurzałem się w urynie.Ale też w głębi duszy współczułem bie-dakowi, którego wyrwałem ze snu i który snuje się teraz po okolicy, szukającodpowiedniego miejsca w pobliżu wylotu urządzeń klimatyzacyjnych jakiegośbudynku, gdzie mógłby w miarę bezpiecznie złożyć skołatany łeb, licząc, że tejprzynajmniej nocy nikt już go nie oleje.Upłynął jeszcze kwadrans, nim wróciłem do hotelu.Ostrożnie, żeby niezbudzić Kelly, wślizgnąłem się do pokoju.Zasnęła pośród cukierków i ciastek,których nikt nie kazał jej sprzątać.Wziąłem prysznic, ogoliłem się, brudne ubranie włożyłem do hotelowej re-klamówki, a tę wcisnąłem do torby.Nazbierało się tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]