[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZresztÄ… byÅ‚oby niepraktycznie.Nie bardzo rozumiem, czemu ja mam wystÄ™pować przeciw NaÅ‚kowskiej albo Goetlowi?Czy nie mam już nic pilniejszego do roboty? I czemu nie wystÄ™pować przeciw komuÅ› zna-czy, że siÄ™ nie ma o nim nic do powiedzenia? Ten naiwny wypad jest niezmiernie charaktery-styczny dla psychiki p.Irzykowskiego, dla caÅ‚ej jego pasożytniczej egzystencji wiecznegonienawistnika.Dla niego, uprawiać literaturÄ™ to znaczy przyczepiać siÄ™ do kogoÅ›, wystÄ™po-wać przeciw komuÅ›, być czyimÅ› zawistnym cieniem.ZNÓW MENTALNOZ CZY MEND.Zwracam uwagÄ™ na ten finaÅ‚: zresztÄ… byÅ‚oby niepraktycznie.Znów insynuacja.Insynu-acjÄ™ wyniósÅ‚ pan Irzykowski do wyżyn metody krytycznej.Oto znów zaczyna niby od faktu, negatywnego wprawdzie, ale faktu: Bije w oczy fakt jeden: Boy wcale nie zajmuje siÄ™ najnowszÄ… literaturÄ… polskÄ…, poza te-atrem.Ani futuryzmem najmÅ‚odszych, ani powieÅ›ciami starszych, ani komunizmem przecie-kajÄ…cym do naszej literatury.Osobliwy rodzaj krytyki czepiać siÄ™ o to, czego ktoÅ› n i e r o b i , i to ktoÅ› notorycznie od-walajÄ…cy robotÄ™ za trzech.Ale p.Irzykowski nie poprzestaje na stwierdzeniu faktu, któryistotnie bije w oczy ; on zna przyczyny, pobudki, wszystko: Ale ta robota objaÅ›nia p.Irzykowski siÄ™ Boyowi nie opÅ‚aci.Na to trzeba ryzyka, po-Å›wiÄ™cenia siÄ™.Boy oczywiÅ›cie wie o tych trudnoÅ›ciach, i wie też, że gdyby raz zaczÄ…Å‚, to by58już koÅ„ca temu nie byÅ‚o.Dlatego np.nie napisze recenzji o wierszach i powieÅ›ciach lub nawetkronikach swojego (?) SÅ‚onimskiego ani o zbiorku poezyj Skiwskiego, ani o powieÅ›ci p.NaÅ‚-kowskiej pary z ust nie puÅ›ci, bo taki precedens już by go pogrążyÅ‚; w konsekwencji X żądaÅ‚-by recenzji wyjÄ…tkowo, a Y napisania przedmowy; nie można by nastarczyć nikomu; prócztego wyÅ‚oniÅ‚yby siÄ™ kwestie szersze praktyka najniepraktyczniejsza w Å›wiecie.WiÄ™c lepiejod razu wszystkim odmówić, urzÄ…dzić siÄ™ tak, aby każdemu byÅ‚o wiadomo, że Boy tej grzÄ™dynie uprawia, a rekompensuje to «odkÅ‚amywanlem» ciąży i Mickiewicza.Ja konkluduje p.Irzykowski widzÄ™ w tym d o w ó d okropnej m a Å‚ o d u s z n o Å› c i.Tu już rÄ™ce opadajÄ….Patrzy czÅ‚owiek osÅ‚upiaÅ‚y na tÄ™ pociesznÄ… figurkÄ™, miotajÄ…cÄ… siÄ™ jak wkonwulsjach, i myÅ›li: Czego siÄ™ ten czepia? I równoczeÅ›nie zaczyna coÅ› mdlić.Ten za-duch, jaki siÄ™ wydziela z zakamarków duszy p.Irzykowskiego, ten fetor maÅ‚ego podwórka,ten obrzydliwy Kleineleutegeruch jest czymÅ› nie do zniesienia.ZresztÄ… nawet kroczÄ…c tÄ… drogÄ… insynuacji, p.Irzykowski znieksztaÅ‚ca prawdÄ™: bo jeżeli jużo to chodzi, wiadomo jest, że taka robota bardzo siÄ™ opÅ‚aca ; że prowadzÄ…c dziaÅ‚ recenzjiksiążek jest siÄ™ potÄ™gÄ… , można rzucać postrach na autorów, odwracać gromy krytyków,mieć u swoich stóp wydawców, prowadzić politykÄ™ wymiany usÅ‚ug i że nie jeden, miernypisarz takim funkcjom zawdziÄ™cza swoje stanowisko.PiszÄ™ to umyÅ›lnie, aby wskazać, dojakiego poziomu Å›ciÄ…ga nas metoda krytyczna p.Irzykowskiego.KAPELUSZ I NOGAO co siÄ™ ten czÅ‚owiek nie czepia! Znów z innej beczki (str.12): Czy Boy wywoÅ‚aÅ‚ w Pol-sce szaÅ‚ zachwytu i zainteresowania dla Moliera i Balzaka? Gdzież tam przede wszystkimdla siebie.Mój Boże! WstrzyknÄ…Å‚em w publiczność, w czytelnie i w mÅ‚odzież sam nie wiem już iletomów Balzaka i Moliera, wywoÅ‚aÅ‚em setki artykułów o tych u nas zaniedbanych już pisa-rzach, spowodowaÅ‚em z tysiÄ…c przedstawieÅ„ teatralnych co wÅ‚aÅ›ciwie mogÅ‚em wiÄ™cej zro-bić? Jak siÄ™ miaÅ‚o to zainteresowanie jeszcze objawić? A dla siebie? Codziennie kubÅ‚y pomyjw prasie i książka p.Irzykowskiego.Jeżeli chodzi o ocenÄ™ mojej dziaÅ‚alnoÅ›ci na różnych polach, p.Irzykowski przypomina mistale czÅ‚owieka, który bierze kapelusz, myÅ›li, że to ma być but, przymierza go na nogÄ™ i po-wiada, że jest niedobry.Kiedy wezmie moje studium o Å›miechu, którego celem byÅ‚o co naj-mniej tyleż Å›miech obudzić, co Å›miech zanalizować, traktuje je tak, jakby to byÅ‚o dzieÅ‚o na-ukowe albo uczona rozprawa w jakim kwartalniku filozoficznym: a Lipps powiedziaÅ‚ to, aBoy nie wytÅ‚umaczyÅ‚ tego, nie zacytowaÅ‚ owego.I pakuje nogÄ™ w kapelusz i pcha, póki niewygniecie dziury.Gdy ocenia moje studia z literatury francuskiej, krÄ™ci nosem na ich przej-rzystość, kiedy przejrzystość byÅ‚a wÅ‚aÅ›nie zamiarem tych przedmów do autorów, których pu-bliczność dostawaÅ‚a do rÄ…k przeważnie po raz pierwszy. Nigdzie ani krzty rewizjonizmu krzywi siÄ™.Bo dla p.Irzykowskiego rewizjonizm to znaczy dÅ‚ubanie w nosie.Ale mnie siÄ™zdaje, że trudno o wiÄ™kszy rewizjonizm niż pokazać najszerszej publicznoÅ›ci, że Villon jestnam bliski, Rabelais genialnie mÄ…dry, Montaigne rozkoszny, Racine dyszÄ…cy namiÄ™tnoÅ›ciÄ…, awszyscy razem niezmiernie interesujÄ…cy; sprawić, aby Polska z dnia na dzieÅ„ rozpaliÅ‚a siÄ™ doklasyków francuskich, chcieć zmienić postawÄ™ duchowÄ… jednego kraju w stosunku do drugie-go.O taki wÅ‚aÅ›nie rewizjonizm mi tutaj chodziÅ‚o.59CO MU JEST ZBYTECZNE?Ale bo też p.Irzykowski szczerze nienawidzi literatury francuskiej i jej spolszczonychprzeze mnie pisarzy: tych moich francuskich brÄ…zów ociekajÄ…cych spermÄ… , jak siÄ™ wytwor-nie wyraża.CaÅ‚a dusza tego galicyjskiego, drobnomieszczaÅ„skiego inteligenta z koÅ„ca XIXw., wychowanego na niemieckiej książce, nie widzÄ…cego Å›wiata poza niemieckÄ… mÄ…droÅ›ciÄ…, zktórej wziÄ…Å‚ głównie pedantyzm, najeża siÄ™ niechÄ™tnie przeciw tej mojej pracy, którÄ… najchÄ™t-niej unicestwiÅ‚by, spaliÅ‚, gdyby potworna myÅ›l! zostaÅ‚ naszym Hitlerem.Dawniej zdoby-waÅ‚ siÄ™ na jakiÅ› konwencjonalny ukÅ‚on, nawet mieniÅ‚ mnie znakomitym tÅ‚umaczem , zwykleco prawda wtedy, kiedy chciaÅ‚ mi coÅ› ująć z innej strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]