[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarazem jednak, irytując się na niego i krytykującgo w myśli, nie mogłam oprzeć się uczuciu, że wszystko, co mówi i co robi, nacechowane jestpewną dość miłą naivetć.Zmuszona byłam także nie byłam ślepa dopatrzyć siępewnych mocno wyrażonych cech charakterystycznych w jego twarzy, tym bardziejuderzających teraz, prawem kontrastu, na tle przeważającej większości fizjonomii tępych,płaskich, obojętnych, pozbawionych wyrazu.Nie mogłam nie dostrzec głębokiej, skupionejsiły i bystrości jego wzroku, władczego zarysu czoła, bladego, szerokiego i wypukłego,ruchliwości zmieniających wciąż swój wyraz ust.Brakło mu imponującej siły, posiadałwszakże, w stopniu najwyższym, zapał, dzielność i obrotność.Na widowni panowało niezwykłe podniecenie: większość powstawała z miejsc i nie siadałaponownie, chcąc rozprostować kości; niektórzy przechadzali się nawet, wszyscy rozmawiali,żartowali i śmieli się.Ozdobiona szkarłatną draperią część sali uderzała szczególnymożywieniem.Chmara panów we frakach rozproszyła się teraz i zmieszała z gromadą tęczowostrojnych pań; dwaj czy trzej panowie w mundurach wojskowych podeszli do króla, którywszczął z nimi rozmowę.Królowa, wstawszy ze swojego fotela, przeszła wzdłuż szeregumłodych dziewcząt, pochylających głęboko główki i nisko przysiadających w dworskimukłonie; do każdej z nich zwróciła się z uprzejmym słówkiem, życzliwym spojrzeniem imiłym uśmiechem.Z obiema ślicznymi młodymi Angielkami: lady Sarą i Ginevrą Fanshave zamieniła kilka zdań; kiedy odeszła od nich, obie, a zwłaszcza Ginevra, zdawały siępromienieć dumą i radością.339Przyskoczył do nich wnet zastęp panów: najbliżej Ginevry znalazł się hrabia de Hamal. Można się tu udusić w tej sali z gorąca! zawołał doktor Bretton, zrywając się z nagłymzniecierpliwieniem. Lucy, mamo, nie miałybyście panie ochoty przejść się trochę naświeżym powietrzu? Idz z nim, Lucy rzekła pani Bretton. Nie mam ochoty ruszać się z miejsca.Pozostałabym chętnie i ja, lecz życzenie Grahama była dla mnie rozkazem; poszłam z nim.Po duchocie panującej w sali powietrze nocne było szczególnie rześkie, mnie przynajmniejwydało się takie.Graham nie spostrzegał snadz tego.Nie było jednak wiatru; ani jednachmurka nie plamiła rozgwieżdżonego nieba.Otuliłam się futrzaną narzutką.Przeszliśmy sięparę razy po jezdni; kiedy znalezliśmy się w kręgu światła latarni, nasze spojrzenia sięspotkały. Wydaje się pani zamyślona, Lucy: czy to przeze mnie? Obawiam się tylko, czy nie jest pan zmartwiony. Ani trochę; niech pani będzie dobrej myśli i nic sobie z tego nie robi, tak jak ja.Kiedykolwiek przyjdzie mi umrzeć, jestem pewien, że nie nastąpi to z powodu złamanegoserca.Mogę być zraniony, mogę nawet zwiesić bezradnie głowę na jakiś czas, jak dotychczasjednak żaden ból ani choroba serca nie podkopały mojego organizmu.Zawsze chybawidywała mnie pani wesołym w domu, prawda? Tak.Na ogół. Cieszę się, że panna Ginevra pozwoliła sobie wydrwić moją matkę.Nie oddałbym naszejstarszej pani za tuzin młodych piękności.Szyderstwem tym wyświadczyła mi panna Fanshavewielką przysługę.Dziękuję pani za nie, panno Fanshave! zawołał, zrywając kapelusz zfalujących włosów i składając ironiczny ukłon. Tak powtórzył jestem jej wdzięczny.Odczułem dzięki temu, że340dziewięć dziesiątych mojego serca było zdrowych jak rydz, a tylko jedna dziesiąta krwawiła zpowodu lekkiego draśnięcia: rana, która wyleczyła się sama w jednej chwili. Na razie jest pan rozgniewany, podniecony i wzburzony.Do jutra zmieni pan zdanie:będzie pan czuł i myślał inaczej. Ja miałbym być podniecony i wzburzony?! Nie zna mnie pani.Wprost przeciwnie; nie majuż we mnie ani śladu podniecenia, ani żaru.Jestem chłodny jak ta noc, która może byćjednak zbyt chłodna dla pani.Powróćmy! Zbyt nagła to zmiana, panie doktorze Johnie. Bynajmniej; a gdyby nawet miała być nagła, istnieją ważne po temu przyczyny dwieważne przyczyny: jedną z nich wyjawiłem pani.Ale teraz wracajmy!Niełatwo przyszło nam dostać się z powrotem na miejsca.Loteria rozpoczęła się, powodującogólny zamęt; tłumy zatarasowały korytarz, co zmusiło nas do zatrzymania się na dłuższąchwilę.Kiedy rozejrzałam się dokoła wydało mi się bowiem, że usłyszałam wymienionegłośno moje imię dostrzegłam zupełnie blisko wszechobecnego Mr.Paula.Patrzył na mniesurowo i przenikliwie nie tyle na mnie właściwie, ile na moją różową suknię, a szyderczybłysk zaiskrzył się w jego oczach.Nie był dla mnie nowiną jego surowy, krytyczny stosunekdo sposobu ubierania się zarówno uczennic, jak nauczycielek na pensji Madame Beck, co teostatnie miały mu wielce za złe, uważając taką zbędną krytykę za dokuczliwe zuchwalstwo zjego strony.Ja osobiście nie doświadczyłam do owego dnia tej dokuczliwości: mój ciemnycodzienny strój nie mógł razić nikogo, a więc i jego także.Tego wieczoru nie byłam wnastroju, by potulnie znosić jakąkolwiek krytykę, wolałam więc udać, że nie dostrzegam anijego obecności, ani jego milczącej nagany.Wolałam zwrócić głowę w stronę rękawawieczorowego stroju doktora Johna, uważając rękaw ten za milszy i bardziej krzepiący,przyjazniejszy i darzący większą otuchą, aniżeli posępna,341nieprzyjazna twarz profesora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]