[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzę, że jesteś trochę rozdrażniona - szepnął i natychmiast został spiorunowanyspojrzeniem.- I zgrzana.- Dotknął jej wilgotnego policzka.- Jak długo pracujesz?- Mniej więcej od czwartej - odpowiedziała, z rozdrażnieniem odsuwając jego dłoń.Szybciutko zaczęła wycinać muszelki z ciasta.Blake obserwował ją z niekłamanympodziwem.Jeszcze nie widział, żeby ktoś pracował w tak zawrotnym tempie.- Nie plącz misię tu! - warknęła.Cofnął się posłusznie, nie spuszczając jej z oczu.Skrupulatnie wyliczył, że Summerprzez sześć godzin pracowała nad menu w klitce bez okien, a teraz od trzech harowała wkuchni.Jest za drobna na taką robotę, pomyślał i obudził się w nim opiekuńczy, męskiinstynkt.Za delikatna.- Niech ktoś cię zastąpi.Powinnaś odpocząć.- Nikt nie dotknie moich deserów.- Powiedziała to tak stanowczo i władczo, że wizjadelikatnego kwiatuszka natychmiast pierzchła.Blake przybrał pokojową minę.- Mógłbym w czymś pomóc?- Za godzinę chcę szampana.Dom Perignon, rocznik siedemdziesiąty trzeci.Skinął głową, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł.Pachniała jak desery,ustawione jeden przy drugim na długim blacie.Kusząco, pysznie i słodko.Odkąd ją poznał,polubił słodycze.- Jadłaś coś? - spytał.- Kanapkę - burknęła.- Sądzisz, że myślę o jedzeniu w takiej chwili?Blake spojrzał na rząd wystawnych ciast, wciągnął w nozdrza wonie delikatnieprzyprawionych mięs i pokiwał głową.- Jasne, że nie.Dobrze, wrócę, kiedy skończysz.Summer już go nie słuchała.Wskupieniu pochyliła się nad blatem.ROZDZIAA 7Summer szczęśliwie zakończyła prace o ósmej wieczorem, lecz dobry humor jej niewrócił.Przez cztery niekończące się godziny ubijała, ugniatała, wycinała i piekła.Gdybychodziło o pojedyncze danie, o kulinarny popis, poświęciłaby mu dwakroć tyle czasu iwysiłku, ale przynajmniej uprawiałaby sztukę.Tymczasem odrobiła pańszczyznę.Nie było blasku zwycięstwa ani artystycznej satysfakcji, tylko pospolite zmęczenie.Urobiła się jak wojskowy kucharz.Nie mogła już patrzeć na jajka ani na mąkę.- Mamy zapas dań na obiad i serwis pokojowy - oznajmiła Maksowi, zrzucając zsiebie brudny fartuch.Krytycznym wzrokiem otaksowała serniki owocowe.Nie wszystkiemiały doskonały kształt.Gdyby zostało jej więcej czasu, zrobiłaby nowe.- Jutro z samego rana chcę porozmawiać z kimś, kto zajmuje się kadrami, żebyuzgodnić przyjęcie dwóch osób do deserów.- Pan Cocharan już ustalił skład personelu.- Maks usilnie nie dawał po sobie poznać,że sposób, w jaki Summer poradziła sobie dziś w kuchni, zrobił na nim wielkie wrażenie.Zżelazną konsekwencją trzymał dystans, choć musiał w duchu przyznać, że w życiu nie jadł takpysznego sernika morelowego.- Dobrze.- Summer rozmasowała dłonią obolały kark.Skóra była wilgotna od potu, amięśnie napięte jak struny.- Spotkamy się o dziewiątej w moim gabinecie.Zobaczymy, co dasię zrobić.Teraz jadę do domu odpocząć i wymoczyć się w wannie.Blake stal oparty o framugę.Od dłuższego czasu przyglądał się, jak Summer pracuje.Był zaskoczony, że krnąbrna artystka tak łatwo zmieniła się w tytana pracy.Dwóch rzeczy się po niej nie spodziewał - szybkości działania i spokoju oraztaktownego zrozumienia dla jawnej niechęci Maksa.Chociaż lubiła odgrywać primadonnę,przyparta do muru, nie traciła głowy.Widząc, że Summer zdejmuje fartuch, podszedł bliżej.- Podwiezć cię?Spojrzała na niego, wyplątując z włosów spinki.Długie kędziory osunęły się naramiona.- Mam własny samochód.- Ja też.- Nawet gdy Blake się uśmiechał, cień wyniosłej arogancji nie znikał z jegotwarzy.- Mam też butelkę Dom Perignon rocznik siedemdziesiąty trzeci.Mój kierowca możerano po ciebie przyjechać.Powtarzała sobie, że interesuje ją wyłącznie szampan.Leniwe zainteresowanie, jakiezademonstrowała Blake'owi, nie miało nic wspólnego ze stanem jej ducha.- Odpowiednio schłodzony? - spytała, unosząc brwi.- Oczywiście.- Masz szczęście, Cocharan.Nie odmawiam szampana.- Samochód czeka na zapleczu.- Blake wziął ją za rękę i nim zdążyła zaprotestować,poprowadził przez kuchnię.- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twojej pracy.Summer była przyzwyczajona do pochlebstw, w pewnym sensie nawet ichoczekiwała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]