[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poobserwowawszy je przez chwilę,Wookie uspokajająco rozłożył ręce.Zwierzęta wyglądały na łagodne i nie podejrzewał,by miały stać się przyczyną jakichkolwiek problemów.Część narzędzi Wookie wepchnąłdo obszernej torby i przewiesił ją przez ramię, a resztę włożył do pojemnika na kółkach.Wreszcie ujął w dłonie nieodłączną kuszę i sprawdziwszy stan magazynka, ruszył w góręzbocza. Uważaj na te ptaszyska! krzyknął za nim Spray, wskazując na kilka pterozaurów,krążących nad doliną.Te obrzydliwe, jaszczurowate stwory najczęściej latały parami,tym razem jednak w zasięgu wzroku było ich prawie tuzin.Zniecierpliwiony Wookie spojrzał gniewnie na Spraya, po czym pogroził pterozauromkuszą i ruszył w dalszą drogę po skalistym zboczu pokrytym łatami śniegu.Szybko dotarł do połowy stoku i szykował się już do końcowego podejścia kupłaskowyżowi, za którym rozciągała się następna szeroka dolina, zakończona wąskąprzełęczą.Wspiął się na niewielką, stromą grań, rozłożył narzędzia i usiadłszy na ziemiprzystąpił do łączenia elementów statywu.Wkrótce główna część radaru już stała.Chewbacca, przesłaniając oczy dłonią, spojrzałw dół, w kierunku statku.Nie widział Spraya, ale nie dziwiło go to, najprawdopodobniejkomornik znajdował się po przeciwnej stronie Sokoła.Zaniepokoiła go jednak bliskośćowiec całe stado znajdowało się w tej chwili jakieś dwadzieścia metrów od frachtowca.Zwierzęta były jednak spokojne i nie przejawiały żadnych wrogich zamiarów.Dopiero zmiejsca, w którym się znajdował, Wookie mógł ocenić wielkość stada.Wydawało sięliczyć co najmniej tysiąc sztuk i coraz więcej zwierząt wyłaniało się zza linii horyzontu.Najmłodsze sztuki gromadziły się w samym środku stada, na przodzie zaś i flankachdumnie maszerowały stare, dorodne samce.Nie widząc żadnych powodów do niepokoju, Chewbacca wrócił do przerwanej pracy.Zamierzał jeszcze sprawdzić, czy wszystkie połączenia są sprawne i czy urządzeniefunkcjonuje bez zarzutu.Niespodziewanie usłyszał odgłos, przypominający głuche uderzenie pioruna.Uniósłgłowę znad statywu i zamarł ujrzawszy, jak spokojne do tej pory zwierzęta rzucają siędo ucieczki.Dotychczasowy ład i porządek prysnęły jak bańka mydlana.Spanikowanestado rozlało się po całym terenie, z daleka wyglądając jak czarne, falujące przed burząmorze.Cała dolina wypełniła się donośnym beczeniem.Chewie nie tracił czasu na zastanawianie się, co spowodowało panikę wśród zwierząt.Schwyciwszy odruchowo kuszę, rozejrzał się po płaskowyżu, szukając jakiegośtymczasowego schronienia.Wystraszone zwierzęta w błyskawicznym tempie pokonywałystrome zbocze, z każdą sekundą coraz bardziej przybliżając się w jego stronę.Nie byłoto już spokojne, skubiące trawę stado.Teraz był to prawdziwy huragan olbrzymich,sześcionożnych bestii, z których najmniejsze ważyły czterokrotnie więcej niż Wookie.Tratowały absolutnie wszystko, co znalazło się na ich drodze.Wąska przełęcz wkrótce wypełniła się biegnącymi na oślep zwierzętami.Te, które niemogły się tam pomieścić, zaczynały się gromadzić w niższej dolinie.Wookie, zebrawszywszystkie narzędzia, zebrał się do ucieczki.Było już jednak za pózno rozszalałezwierzęta odcięły mu drogę.Wokół, jak sięgnąć wzrokiem, rozciągało się morze zwierząt,zdążających ku niższej dolinie.Szczęściem Chewie znajdował się na dosyć ostrej grani,którą spłoszone niby-owce jak dotychczas omijały.Chewbacca przelotnie spojrzał w dół i odetchnął z ulgą, ujrzawszy, że zwierzęta omijajątakże nieznaną im sylwetkę frachtowca.Trudno było jednak przewidzieć, jak dalejpotoczą się wypadki.Miał nadzieję, że w razie czego Spray otworzy ogień i uniemożliwi73Zemsta Hana Solozwierzętom stratowanie statku.Na razie musiał myśleć przede wszystkim o ratowaniuwłasnej skóry.Zdawał sobie sprawę, że niebawem zwierzęta dotrą i do niego.Oparł o ramię kuszę i starając się nie tracić zimnej krwi, próbował ocenić sytuację.Z miejsca odrzucił pomysł przedzierania się przez stado, lub przesuwania się wraz znim byłoby to samobójstwo.Spanikowane zwierzęta bez wątpienia zaatakowałybyobcego.Z drugiej strony.Przerwał rozmyślania, ujrzawszy przesuwający się cień, i usłyszał żałosne zawodzenie.Przypadł do ziemi, nie wypuszczając z rąk kuszy.Potężne skrzydła zatrzepotały tuż nadjego głową, a ostre szpony zacisnęły się, szczęśliwie łapiąc tylko powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]