[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na zderzaku,polakierowanym w kolorze wozu, widniało paskudne zadrapanie.Przełknął ślinę.Jakże, na Boga jedynego, miał wybrnąć bez uszczerbku z tej sytuacji?Teraz już wiedział, co oznaczało uparcie ignorowane przez niego bipanie - był to asystentparkowania.Rozważył podwójny blamaż przed doktorem i własnym synem, stawiając na drugiejszali ucieczkę z miejsca wypadku.Chociaż czy to w ogóle można było nazwać ucieczką zmiejsca wypadku? W sumie przecież wcale nie uciekał, wręcz przeciwnie, odprowadzałsamochód właścicielowi.A co, jeśli szrama była tam już wcześniej? W takim razie tylko bysię zbłaznił.Na koniec jeszcze okazałoby się, że doktor tylko po to pożyczył im samochód, bywyłudzić odszkodowanie.Jeszcze raz dokonał oględzin kamienia, który jak brakujący element układankiidealnie pasował do zadrapania.No i co z tego.To jeszcze niczego nie dowodzi.Przecież na świecie jest mnóstwo takich kamieni, a znając styl jazdy doktora, tamten zpewnością przywalił już w niejeden.Pokiwawszy głową, wsiadł z powrotem do samochodu iruszył.- Król Ludwik drugi, legenda żyje, dzień dobry!- Kluftinger, policja kryminalna Kempten.Z kim rozmawiam?Komisarz nie zdążył jeszcze uporządkować myśli.Był niewyspany, poprzedniego dniaposzli spać dopiero przed drugą.- Jessie z tej strony.Asystentka osobistego referenta prezesa.- Aha.cóż, Jessie, w takim razie poproszę z prezesem - odparł, przybierając ton,jakby rozmawiał z dzieckiem i prosił do telefonu jego rodziców.- Momencik, a może pan powtórzyć, kogo mam zaanonsować?Bosz! Z takim nastawieniem Jessie w życiu nie awansuje na osobistą referentkę.- Kluftinger, policja kryminalna Kempten - burknął.Jessie bez słowa przełączyła go w kolejkę , dzięki czemu mógł posłuchać finalnejmelodii z musicalu.Po dobrych dwóch minutach miał na linii prezesa, który poinformował,że za cały projekt wnętrz odpowiada architekt.Był nim notabene prominentny mieszkaniecKempten, którego nazwisko obiło się Kluftingerowi o uszy - Tassilo Wagner, jeden znajbardziej znanych architektów w regionie.Projektowane przez niego gmachy budziłykontrowersje, podobnie zresztą jak jego osobliwy styl ubierania się - widywano go na mieściew czarnym kapeluszu z szerokim rondem i ciemnej, powłóczystej pelerynie.Prezes nieomieszkał dodać na koniec, że jego osobiście bardziej zajmują liczby niż interpretacja dziełsztuki oraz symboli.Kluftinger zaparkował w pobliżu dawnych zakładów włókienniczych w Kempten, ustóp niedużej ośnieżonej górki.Najwyrazniej nikt tu jeszcze nie odśnieżał.Sypało całą noc iwłaśnie znowu zaczynało prószyć.Podniósł kołnierz jesionki i ruszył przed siebie, gdy naglestanął jak wryty.W gęstej zamieci na tle budynku zarysowała się czyjaś sylwetka.Friedel Marx.Policjantka nie pokazała się rankiem w biurze i liczył na to, że będzie miał ją z głowyna resztę dnia.W jej przypadku przymknąłby nawet oko, gdyby urwała się z pracy.Terazpoczuł się trochę jak zając z bajki braci Grimm, powitany na mecie radosnym okrzykiem jeża Ja już tu jestem!.Przywitał ją samym skinieniem głowy, a ona, niepytana, oświeciła go z dumą, jak tosię stało, że przybyła na miejsce przed nim.Historia była krótka i niezbyt zajmująca, alewyraznie sprawiała jej uciechę: Marx wybrała się pociągiem, ponieważ jej samochódzastrajkował.Gdy powiedziano jej przez telefon, że komisarz jest już w drodze, wzięłataksówkę i przyjechała wprost na miejsce.Kiwnął tylko głową i podszedł do budynku.W biurze architekta udzielono muinformacji, że Wagnera zastanie w domu, ponieważ ze względu na wiek z rzadka pokazuje sięw pracowni, którą jakiś czas temu objęli córka i zięć.Kluftinger stał więc na brzegu rzeki Iller pod budynkiem dawnej przędzalni iprzypatrywał się, jak Marx dopala cygaretkę.Jak, na Boga, ktoś może mieszkać w takimmiejscu? Nie wyglądało zbyt zachęcająco.Czytał, że Wagner kupił od miasta cały teren zabezcen, zobowiązując się jedynie nie dokonywać większych zmian w zabytkowym obiekcie itroszczyć się o jego utrzymanie i konserwację.W osiemnastowiecznym budynku z wypalanej cegły aż po lata osiemdziesiątepracowali gastarbeiterzy, przeważnie z Włoch, przędąc i tkając bawełniane sukna.Istniałyplany przekształcenia go w luksusowe apartamenty, na razie jednak nic nie wskazywało naich realizację.Tylko jeden postrzępiony transparent informował o rychłym rozpoczęciu pracbudowlanych, a także o tym, że sprzedano ponad sześćdziesiąt procent powierzchni.Wagner najwidoczniej już urządził tu sobie mieszkanko.Teraz należało tylko znalezćwłaściwe wejście.- Dobra, możemy iść! - zameldowała Marx po chwili, zanosząc się kaszlem, którymożna było wziąć za ostre stadium gruzlicy.Kluftinger odnalazł masywne, szare, stalowe dwuskrzydłowe drzwi, nad którymiwisiała kamera przemysłowa.Mosiężna tabliczka informowała, że jest to wejście doprywatnego mieszkania Tassilo Wagnera - Momencik, już zsyłam windę! Kiedy się odezwiebrzęczyk, proszę otworzyć! - zachrypiał głośnik domofonu, gdy nacisnęli dzwonek.Następnie usłyszeli, jak winda rusza ze zgrzytem.Weszli do środka, a gdy na górze drzwi rozsunęły się przed nimi, komisarza zatkało -drzwi windy były jednocześnie drzwiami wejściowymi do mieszkania Wagnera.Znalazł siębezpośrednio w pokoju dziennym, z tym że słowo pokójbyło kompletnie nieadekwatne do rozpościerającej się przed nim hali.Gigantyczne pomieszczenie przerywały tylko żeliwne wsporniki.Po prawej stronie sterczał samotny stojak na ubrania, a za nim, pośrodku szerokiej nadziesięć metrów klitki , stała monstrualna, owalna sofa.Za jej oparcie służyły piłkilekarskie.W środku tworzonego przez nią okręgu znajdowała się drewniana konstrukcja, wktórej rozpoznał wielki bęben kablowy, z rodzaju tych, jakie stosuje się w budowie dróg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]