[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwili gdy samolotynadleciały nad Poczdam, przerwałem posiedzenie, by pojechać dostojącej w pobliżu wieży do kierowania ogniem artyleriiprzeciwlotniczej, z której, jak to często czyniłem, chciałem obserwowaćnalot.Ledwo jednak znalazłem się na górze, musiałem zaraz szukaćschronienia wewnątrz wieży.Wybuchy były tak potężne, że jej mocnakonstrukcja aż się zachwiała.Wraz ze mną biegli w dół stłoczeniżołnierze artylerii przeciwlotniczej; siła podmuchu rzucała ich na ściany,odnosili obrażenia.Przez dwadzieścia minut wybuchały bomby jedna podrugiej.Z góry można było dostrzec stłoczonych w gęstym pyle ludzi, naktórych sypały się odpryski z betonowych ścian.Z chwilą ustanianalotów odważyłem się znów wyjść na szczyt wieży sąsiadujące znią moje ministerstwo przedstawiało jedno olbrzymie ognisko pożaru.Natychmiast tam pojechałem.Kilka sekretarek w stalowych hełmachpróbowało ratować akta, podczas gdy w pobliżu detonowały pojedynczebomby z opóznionym zapłonem.W miejscu mojego gabinetu znajdowałsię głęboki lej.Z uwagi na szybko rozprzestrzeniający się ogień nie można jużbyło nic uratować; ale w bezpośrednim sąsiedztwie znajdował sięośmiopiętrowy gmach zarządu uzbrojenia wojsk lądowych, istniałoniebezpieczeństwo przeniesienia się tam ognia.Po nalociezdenerwowani i zaniepokojeni wtargnęliśmy do tego budynku, chcącprzynajmniej ratować drogocenne specjalne aparaty telefoniczne.Wyrywaliśmy je wraz z połączeniami i składaliśmy w bezpiecznymmiejscu w piwnicy.Następnego ranka odwiedził mnie szef zarządu334uzbrojenia wojsk lądowych, generał Leeb.Uśmiechając się,zakomunikował mi: Pożar mojego budynku można było ugasić jeszczewczesnym rankiem, ale niestety, nic nie mogliśmy uczynić.Ktośpowyrywał ze ścian dzisiaj w nocy wszystkie aparaty telefoniczne".Gdy przebywający w swej posiadłości Karinhall Goringdowiedział się o mojej nocnej wizycie w wieży, wydał jej dowódcy rozkaz,aby mnie tam więcej nie wpuszczał, ale oficerowie nabrali już do mniezaufania, a ono działało skuteczniej niż rozkaz Goringa.Dlatego też nienapotykałem nadal przeszkód, kiedy się tam zjawiałem.Obserwowanie z wieży nalotów na Berlin dawałoniezapomniany obraz; trzeba było ciągle przypominać sobie okrutnąrzeczywistość, aby nie dać się zafascynować tym widokiem: iluminacjaoświetlających bomb na spadochronach, nazywanych przezberlińczyków choinkami", błyski wybuchów mieszające się zobłokami ognia, niezliczone reflektory rzucające snopy światła w górę,niezapomniane wrażenie, gdy samolot został przechwycony i próbowałumknąć ze strumieni światła, oraz trwająca sekundy eksplozja ognia,gdy został trafiony: apokalipsa ta tworzyła wspaniałe widowisko.Skoro tylko samoloty odleciały, udawałem się samochodem dodotkniętych nalotem dzielnic miasta, gdzie znajdowały się ważnezakłady.Jechaliśmy przez zniszczone, zasypane gruzem ulice, domypłonęły, pozbawieni dachu nad głową ludzie siedzieli lub stali narumowiskach, uratowane meble oraz dobytek leżały tu i ówdzie nachodnikach.W obłokach gryzącego dymu, sadzy i ognia panowałaponura atmosfera.Ludzie wykazywali nierzadko dziwną, histerycznąwesołość, jaką można zaobserwować w obliczu katastrofy.Nadmiastem zawisła, wysoka chyba na 6 tysięcy metrów, chmura ognia.Nawet podczas jasnego dnia ta makabryczna scena wyglądała jak nocą.Kilkakrotnie próbowałem podzielić się z Hitlerem swoimiwrażeniami z tych obserwacji.Za każdym razem przerywał mi, zanimjeszcze zacząłem: A poza tym, Speer, ile czołgów może pan dostarczyć wnastępnym miesiącu?"Cztery dni po zniszczeniu gmachu mojego ministerstwa, 26listopada 1943 roku, kolejny duży nalot na Berlin spowodował wybuchgroznego pożaru w najważniejszym zakładzie produkującym czołgi wAllkett.Mój współpracownik Saur wpadł na pomysł skorzystania zczynnego jeszcze bezpośredniego połączenia z kwaterą główną, abystamtąd urząd pocztowy w Berlinie był zniszczony powiadomićstraż ogniową.Dzięki temu również Hitler dowiedział się o pożarze.Niezasięgając dodatkowych informacji, rozkazał, aby natychmiast skierowaćdo gaszenia ognia w płonącym zakładzie wszystkie jednostki strażypożarnej, nawet stacjonujące daleko od Berlina.Przybywszy do Allkett, zastałem większą część hali fabrycznejwprawdzie spaloną, ale berlińska straż pożarna ugasiła już ogień.Zgodnie z rozkazem Hitlera meldowali się u mnie w krótkich odstępach335czasu komendanci wciąż nadciągających jednostek straży ogniowej zodległych miast, między innymi z Brandenburga, Oranienburga orazPoczdamu.Ponieważ otrzymali rozkaz bezpośrednio od Hitlera, niemogłem wydać im polecenia, aby swe jednostki skierowali do gaszeniainnych ognisk pożaru.W rezultacie wczesnym rankiem na wielu ulicach,nawet w dużym promieniu od fabryki, stały bezczynnie oddziałystrażackie, podczas gdy w innych dzielnicach miasta pożaryrozprzestrzeniały się bez przeszkód.Chcąc umożliwić swoim współpracownikom bliższe poznaniekłopotów i trosk związanych z uzbrojeniem lotnictwa, zorganizowałemwspólnie z Milchem we wrześniu 1943 roku naradę w lotniczym centrumdoświadczalnym w Rechlinie nad jeziorem Muritz.Milch i jegospecjaliści referowali między innymi sprawy związane z przyszłą produkcjąnieprzyjacielskich samolotów.Za pomocą graficznych wykresówprezentowano poszczególne typy, a przede wszystkim porównywanoprodukcję amerykańską z naszą.Z ogromnym niepokojemprzyjmowaliśmy podawane liczby, dotyczące przyszłej zwielokrotnionejprodukcji czteromotorowych bombowców dziennych.To, czegodotychczas doświadczyliśmy, w świetle tych danych było dopieroprologiem.Nasuwało się automatycznie pytanie, w jakim stopniu znają teliczby Hitler i Goring.Milch, nie ukrywając rozgoryczenia, wyjaśniał mi,że od miesięcy na próżno podejmuje starania, aby umożliwiono jegoekspertom od uzbrojenia przeciwnika zreferowanie tych spraw Górin-gowi.Nie chciał nawet słyszeć o tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]