[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierował go ostro do wiatru.Aódka z typowądla siebie złośliwością zanurzała się dziobem i rzucała niczymnieujeżdżony koń, podczas gdy Felix mocował się z grotem i rum-plem, próbując utrzymać kurs.Bez przerwy spoglądając przezramię, oceniał siłę i kierunek każdego silnego podmuchu wiatru,które łamiąc powierzchnię wody, torowały sobie drogę w ich kie-runku.W przerwie złośliwie pomyślał, że stałoby się zle, gdybyjeden z tych porywów wiatru wywrócił jacht przed momentem, najaki czekał.W tej chwili ze wszystkich sił starał się ratować życieczłowieka, którego przez tyle dni skwapliwie próbował dopaść.Teraz skierował łódkę na wiatr i nastawił kliwer na prawej bur-cie.Wiatr napiął żagiel i rzucał nim gwałtownie na wszystkiestrony niczym pies bawiący się dużym kawałkiem szmaty.Rozległsię ogromny hałas: rufa jachtu, obracając się, wzburzyła wodę,która niewielkimi falami uderzyła w pobliski brzeg.Aódka powolizaczęła halsować na prawą burtę, przechylił ją silny podmuch, aleFelix już gwałtownym ruchem rumpla skierował ją ha wiatr.Jachtwyprostował się i z lekkim wiatrem na główny żagiel obrał nowykurs.George rozpaczliwie wychylał się na nawietrzną.Czuł gwał-towne przechyły jachtu, widział, że woda po zawietrznej znalazłasię na poziomie burty.Zacisnął zęby, był zdecydowany nie ujaw-niać swojego strachu przed tym małym, brodatym mężczyzną,który pogwizdywał, kiedy zmagał się z wiatrem, który w tymmomencie był panem życia i śmierci, któremu w każdej chwilimógłby skręcić szyję jak gałązkę.W rzeczywistości Felix był tak zajęty kontrolowaniem tej nie-sfornej łódki, że prawie nie myślał o George'u.Niejasno zdawałsobie sprawę z władzy, którą miał nad tym podłym, zadowolonymz siebie łobuzem, cieszył go zle ukrywany strach, ale w tej chwiligłównie pochłaniała go walka z wiatrem i falami.W innej częściumysłu odnotował biało-czarny zajazd stojący tyłem na brzegurzeki; porzuconą barkę przed karczmą obok pochylni; wędkarzy,którzy w transie przypatrywali się spławikom i nie zwracali uwagina skręcającą się i obracającą łódkę, kluczącą między brzegami.Gdybym chciał, mógłbym teraz utopić George'a pomyślał i napewno żaden z wędkarzy by tego nie zauważył.W tym momencie dotarł do nich hałas.Felix obejrzał się do ty-łu i zauważył, że zza zakrętu wyłoniły się dwie łodzie motorowe.Płynęły obok siebie, każda z nich holowała za sobą kilka barek.Dokładnie ocenił odległość.Znajdowały się paręset jardów zanim; dopłyną do jachtu przy jego trzecim skręcie od tego momen-tu.Kiedy będą przepływać obok niego, może robić krótkie skrętymiędzy brzegiem a sznurem barek, ale istniało niebezpieczeństwo,że jacht zostanie osłonięty od wiatru przez ich kadłuby.Będziezdany na łaskę podmuchów wiatru.Obawiał się, że wywołaneprzez nie fale wyrzucą go z kursu, niepokoił go sztywny hol mię-dzy nimi.Inna możliwość to zrobić zwrot i przepłynąć obok peł-nym wiatrem i potem znów skręcić.Jego rozważania przerwałGeorge, który chrząknął i powiedział: Co teraz zrobimy? Podpływają dość blisko, co? Nie, jest dużo miejsca odparował Felix. A łodzie z na-pędem motorowym muszą dawać pierwszeństwo żaglówkom. Dawać pierwszeństwo? Ejże.Nie widzę, żeby dawałypierwszeństwo.Do cholery, oni myślą, że są właścicielami tejprzeklętej rzeki.Te barki płyną obok siebie.To skandal.Spiszęich numery i złożę skargę do właścicieli.George z pewnością doprowadził się do wściekłości, którejwkrótce nie będzie w stanie pohamować.Kiedy holowniki z bar-kami zbliżyły się do nich, pojawiły się grozne fale.Jednak Felixspokojnie zmienił kurs i zaczął przecinać rzekę zaledwie siedem-dziesiąt jardów przed nimi.George, wycierając twarz, ukradkiemzbliżył się do Felixa.Błyskając białkami, rzucał na niego groznespojrzenia.W końcu zaczął krzyczeć. Co robisz?! Spójrz! Nie możesz. Jednak to, co chciałpowiedzieć, zostało zagłuszone przez ryk syreny z jednego z ho-lowników.Ten dzwięk wydawał się echem narastającej histerii wgłosie George'a.Widząc jego śmiesznie wykrzywioną twarz, Felixnagle pomyślał, że zjawiła się wspaniała możliwość, by teraz zain-scenizować wypadek.Panika, którą zaobserwował u George'a,choć ją lekceważył, to również pchała go do tego.Jednak stłumiłpokusę, żeby zmienić swój pierwotny plan.Wiedział, że ten planjest najlepszy zapewniał całkowite powodzenie.Znajdzie się znim w ustalonej sytuacji, nie będzie improwizował.Chociaż niebyło nic złego w tym, żeby jeszcze raz przestraszyć George'a.Barki znalazły się dwadzieścia jardów od nich, spychały jachtdo brzegu.Felix miał niewiele miejsca do manewrowania.Zmieniłkurs i zaczął żeglować na najbliższą barkę.Niejasno zdawał sobiesprawę, że George ściska jego nogę i krzyczy mu do ucha: Ty cholerny głupcze, jak wpakujesz nas na tę barkę, niewypuszczę cię z rąk!Felix wziął ster na wiatr i poluzował grot.Jacht obrócił się,bom przerzuciło na lewą burtę.Dziobnica holownika przecięławodę trzy jardy od nich.Kiedy zaczęli płynąć pod wiatr statku,niepohamowanie wściekły George, niepewnie stojąc na nogach,wymachiwał pięściami i wykrzykiwał przekleństwa do niewzru-szonego mężczyzny w budce na pokładzie holownika.Młodzie-niec siedzący dalej na rufie obojętnie przypatrywał się jego ge-stom.Fala wzbudzona przez holownik dotarła do jachtu.Georgestracił równowagę i upadł na pokład. Ja bym już nie wstawał rzekł wtedy Felix Lane. Następ-nym razem możesz nie upaść na łódkę. Do cholery z tym.?! Do diabła, gdzie oni mają oczy?! Ja. Opanuj się.Nie groziło nam najmniejsze nawet niebezpie-czeństwo Felix ciągnął spokojnie. Któregoś dnia to samo sięwydarzyło, kiedy żeglowaliśmy z Philem.On nie stracił nerwów.Obok nich przepłynęła kolejna barka długi, niski statek zestali z napisem AATWOPALNE na zamkniętym pokładzie.Zpewnością wyglądało to, jakby Felix chciał spalić swojego towa-rzysza.Kiedy znów zaczął halsować na lewą burtę i przecięli sze-roki kilwater barek, zauważył ozięble i wyraznie: Nigdy nie widziałem dorosłego, który by robił z siebie takiewidowisko.Chyba od bardzo dawna nikt nie zwrócił się do George'a w takisposób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]