[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawe, w jaki sposób pan to wytłumaczy? Poza tym znalezliśmy w pokoju Turnquistakartkę z adresem i numerem telefonu Berniego.Taką samą kartkę znalezliśmy w kieszeniTurnquista.Wygląda na to, że pan napisał obie kartki.- I co z tego? Po prostu zostawiłem mu te informacje.- Zadzwonił pan na policję.Poinformował nas pan, że Bernie Rhodenbarr wie, ktozabił Turnquista.- Być może ktoś do was dzwonił, ale to nie byłem ja.- Nagrywamy wszystkie rozmowy.To był pański głos, nie ma co do tego żadnychwątpliwości.Jacobi zamilkł.- Znalezliśmy jeszcze jedną rzecz - powiedział Ray.- Pokaż mu, Francis.Rockland sięgnął do kieszeni i wyjął szpikulec do lodu.Jacobi wpatrywał się w niegoprzez chwilę - podobnie jak wszyscy obecni.Wyglądał tak, jakby miał zemdleć.- Podrzuciliście mi go - wymamrotał.- Na szpikulcu są ślady krwi Turnquista.- Musiałbym zostawić go w antykwariacie - bąknął Jacobi.- Ale przecież toniemożliwe.Wyrzuciłem szpikulec do pojemnika na śmieci.Na pewno nie zostawiłem go wpańskim sklepie.Pamiętam, że miałem go ze sobą, kiedy wychodziłem.- Gdybym pana zaskoczył, na pewno otrzymałbym cios w serce.- Nie wiedział pan przecież, że ukryłem się na zapleczu - nie śledził mnie pan.Niktmnie nie widział - nawet wtedy, kiedy wyszedłem z antykwariatu ze szpikulcem ukrytym podkurtką.Wrzuciłem go do kosza na Broadwayu.Nie mogliście go przecież stamtąd wyciągnąć.- Jacobi wyprostował się z tryumfalną miną.- To wszystko zostało ukartowane - powiedział,patrząc na Raya.- To nie są ślady krwi Eddiego.Ktoś podrzucił szpikulec do mojego pokoju.To nie jest narzędzie zbrodni.- Tak, znalezliśmy go w pańskim pokoju - odrzekł Ray.- Teraz już wiemy, gdzieszukać narzędzia zbrodni.Będzie to łatwiejsze niż znalezienie igły w stogu siana.Czy ma pancoś jeszcze do powiedzenia?- Niczego nie muszę wam mówić.- Racja - zgodził się Ray.- Ma pan prawo zachować milczenie i.Bla, bla, bla.Kiedy Rockland wyprowadził z pokoju Jacobiego, Ray Kirschmann chrząknął.- A teraz przechodzimy do głównej części programu - powiedział.Poszedł do kuchni i wrócił z moim futerałem.Otworzył go i wyjął zwinięte płótno.Apotem rozwinął je i oczom wszystkich ukazał się znajomy widok.- Co to jest? - spytał Barnett Reeves.- Obraz - odparł Ray.- Kolejny Mondrian.To kopia.Turnquist namalował ją dlaBarlowa, a Barlow sprzedał ją Onderdonkowi.Kiedy go zabił, ukradł kopię.Na płótnie sąślady po ramie, której kawałki znalezliśmy w szafie, obok ciała Onderdonka.- To nie do wiary - odezwała się pani Barlow.- Chce pan powiedzieć, że mój mążschował gdzieś to płótno, zamiast je zniszczyć?- W jaki sposób miałby zniszczyć kopię? Wrzucić ją do pojemnika na śmieci? Policjamogłaby ją znalezć.Pani mąż schował płótno w bezpiecznym miejscu i zamierzał jezniszczyć pózniej.Znalezliśmy je, stosując typową procedurę. O Boże , pomyślałem.- Oto obraz - powiedział Ray i wręczył płótno Orville owi Widenerowi.- Proszę.Widener skrzywił się.Pomyślałem, że pewnie robi taką minę, kiedy jego pies przynosido domu padlinę.- Co to jest? - spytał.- Dlaczego pan mi to daje?- Wszystko panu wyjaśniłem - stwierdził Ray.- Chodzi o nagrodę.- Jaką nagrodę?- Trzydzieści pięć tysięcy dolarów, które pańska firma obiecała temu, kto znajdzieobraz.Wręczam go panu w obecności świadków i spodziewani się nagrody.- Pan chyba oszalał! - zawołał Widener.- Myśli pan, że zapłacimy taką sumępieniędzy za kopię?- Ta kopia wcale nie jest bezwartościowa.Powinien mi pan zapłacić trzydzieści pięćtysięcy i podziękować za to, co zrobiłem.W przeciwnym razie pańska firma będzie musiałazapłacić dziesięć razy tyle kuzynowi z Calgary.- Nonsens - zaprotestował Widener.- Nie musimy nikomu płacić.To nie jest oryginał.- Nic nie szkodzi - powiedział Wally Hemphill, kładąc rękę na bolącym kolanie.-Onderdonk podpisał umowę z pańską firmą i płacił ubezpieczenie.Fakt, że to jest kopia, niezwalnia was od odpowiedzialności.Onderdonk był przekonany, że ma oryginał.Maciezwrócić oryginał mojemu klientowi z Calgary albo wypłacić mu odszkodowanie w wysokościtrzystu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.- Skonsultuję się z naszymi prawnikami.- Powiedzą panu to samo co ja - mówił dalej Wally.- I tak ma pan szczęście.Gdybynie detektyw Kirschmann, musiałby pan zapłacić całą sumę.- Czy detektyw Kirschmann nie może oddać obrazu pańskiemu klientowi?- Nie - powiedział Wally.- Potrzebujemy kopii, ponieważ jest to dowód w sprawieprzeciwko panu Barlowowi.Barlow ma pieniądze.Otrzymał część z nich od nieżyjącego jużwujka mojego klienta.Będziemy próbowali odzyskać pieniądze zapłacone za kopię.Reprezentuję też detektywa Kirschmanna.Nie wywinie się pan od wypłacenia pieniędzy.- Pracuję w poważanej firmie.Proszę nie mówić do mnie w ten sposób.- Niech pan nie będzie taki przewrażliwiony - odciął się Wally.- Pracownicy pańskiejfirmy często mówią tak do klientów.Barnett Reeves chrząknął.- Mam pytanie - powiedział.- Co się stanie z prawdziwym obrazem?- Właśnie - szepnął ktoś z obecnych, a może parę osób powiedziało to jednocześnie.- Co się z nim stanie? - Reeves wskazał na obraz, który obejrzał wcześniej LloydLewis.- Jeśli nikt nie ma nic przeciwko temu, zabiorę go do Galerii Hewletta.Tam jest jegomiejsce.- Chwileczkę! - zawołał Widener.- Jeśli moja firma zapłaci trzydzieści pięć tysięcydolarów.- Zapłacicie za kopię - powiedział Reeves.- Chcę zabrać oryginał do galerii.- Dostanie go pan - odparłem, wskazując na obraz wiszący nad kominkiem.- Oryginałwisiał w pańskiej galerii, panie Reeves, i zabierze go pan z powrotem.- Nie powinniśmy się byli na to zgadzać.Pan Barlow dał nam oryginał.- Nie - zaprotestowałem.- Dał wam kopię, ale właściwie was nie oszukał.Niekosztowało was to ani centa.Po prostu wystrychnął was na dudka.Podobnie jak nastolatkiwczoraj po południu.Obraz nie należy do was.- Kto jest jego prawowitym właścicielem?- Ja - stwierdziła pani Barlow.- Policja zabrała obraz z naszego mieszkania, ale to nieznaczy, że przestał być naszą własnością.- Nieprawda! - zaprotestował Wally.- Obraz należy do mojego klienta z Calgary.Przedtem należał do Onderdonka, a teraz jego krewni są spadkobiercami majątku.- Nonsens! - zawołała Elspeth Petrosian.- Ten złodziej Barlow przywłaszczył sobieobraz.Mondrian należy do mnie.Obiecał mi go mój dziadek - Haig Petrosian.Nie obchodzimnie, ile Barlow za niego zapłacił ani komu go sprzedał.Nigdy nie spytano o zdanieprawowitego właściciela.Obraz należy do mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]