[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym celu w stosownym czasie udałasię znów do świątobliwego braciszka i usiadłszy w kościele u jego nóg, gorzko płakać poczę-ła.Zacny mnich przenikniony litością, zapytał, co się stało?Dama odparła: Cóż by innego, ojcze wielebny, jak nie nowa przykrość ze strony tego przeklętego odBoga przyjaciela waszego, na którego przed kilku dniami żaliłam się.Jak mniemam, przy-szedł na świat na moje udręczenie, aby pozbawić mnie szczęścia i uczynić tak, bym już nigdynie ośmieliła się wam do nóg upaść. Jak to? zawołał mnich zali nie przestał was jeszcze napastować? Bynajmniej odparła dama poczynając od tej chwili, gdy się wam na niego uskarża-łam, on, widać przez przekorę i gniew na mnie, jął się przechadzać koło mego domu siedemrazy częściej niż przedtem.Gdyby tylko chodził i patrzył na mnie, pół biedy by z tym było, aliści tak się rozzuchwalił,że wczoraj przysłał do mnie z poselstwem od siebie jakąś kobietę, która mi wręczyła w poda-runku sakiewkę i pas, tak jakbym mało miała swoich pasów i sakiewek.To mnie w taki gniewwprowadziło, że straszny bym gwałt podniosła, gdybym nie obawiała się przez to grzechupopełnić i wam przykrości wyrządzić.Pohamowałam się więc z wielkim trudem i postano-wiłam nic nie przedsiębrać, póki was o wszystkim nie uwiadomię.Oddałam sakiewkę i pasowej kobiecie i precz jej z domu iść kazałam, ale pózniej zważywszy, że mogłaby podarki tedla siebie zatrzymać, jemu zasię powiedzieć, że je przyjęłam, jak to ponoć dzieje się niekiedy,przywołałam ją z powrotem, ze wstrętem z rąk jej przedmioty te odebrałam i przyniosłam jewam teraz, abyście mu je oddali i rzekli, że mi jego podarków nie potrzeba.Dzięki Bogu iszczodrości mego męża tyle mam sakiewek i pasów, że snadnie bym go nimi zadusić mogła.Teraz zasię powiem wam, jako duchownemu ojcu, że jeśli ów szlachcic w spokoju mnie nieostawi, poskarżę się moim braciom i mężowi.Niech wówczas będzie, co chce! Niechaj lepiejon ma za swoje, aniżeli ja miałabym, z jego przyczyny być osławiona.Zaliż nieprawda, mójojcze?Rzekłszy to, płacząc w głos, wydobyła spod sukni wspaniałą sakiewkę i bogato haftowanypas i rzuciła je mnichowi na łono.�w, upewniony, że dama prawdę mówi, wziął te rzeczy z wielkim na obliczu pomiesza-niem i rzekł: Wcale się nie dziwuję, moja córuchno, że się tym wszystkim tak turbujesz; nie tylko ga-nić cię za to nie będę, ale przeciwnie, pochwalić cię muszę, że rad moich słuchasz.Niedawnonapomniałem go ostro, aliści on zle obietnicę swoją zdzierżył.Dlatego też za dawne pluga-123stwa, do których nowe przydał, tak mu myślę uszu natrzeć, że mu raz na zawsze ochota dozalotów odejdzie.Ty zasię nie daj się unieść gniewu zapędom i nie wyjawiaj tych rzeczyswoim krewniakom, bowiem do czegoś gorszego jeszcze snadnie przyjść by mogło.Nie oba-wiaj się, aby cześć twoja jakiś uszczerbek przez to ponieść miała, ja bowiem będę zawsze,przed Bogiem i przed ludzmi, świadkiem twej uczciwości.Dama udała, że te słowa nieco ją pocieszyły; skończywszy przeto mowę swoją rzekła jeno,wiedząc dobrze o chciwości mnichów: Tej nocy zjawili mi się we śnie, świątobliwy ojcze, moi rodzice; zdawało mi się, że cięż-kie katusze cierpią i że niczego tak nie łakną jak jałmużny, a zwłaszcza matka moja, która takzasmuconą i wynędzniałą mi się okazała, że aż litość brała patrzeć.Sądzę, że wielkiego stra-pienia przyczyniają jej te obieże, w jakie mnie wtrącił ów wróg Pana Boga.Dlatego też pro-szę was, abyście odprawili za ich dusze czterdzieści mszy św.Grzegorza, a takoż pomodlilisię do Boga tak, aby Stwórca od mąk ich wybawił.Rzekłszy to, wsunęła mnichowi do ręki dukat złoty.Mnich chciwie pieniądz pochwycił i wstosownych słowach mnogimi przykładami pobożność jej utwierdziwszy, z błogosławień-stwem swym ją odpuścił.Po czym, gdy odeszła, nie podejrzewając wcale, że na hak przywiedziony został, posłał poswego przyjaciela.�w, widząc, że mnich jest srodze zagniewany, zaraz dorozumiał się, że nowe wieści odswojej damy otrzyma.Czekał tedy co powie mu braciszek.Ten z gniewem wielkim powtórzyłjeszcze raz wyrzuty swoje i zgromił go ostro za nowe przewiny, jakie, według słów damy,popełnił.Szlachcic, nie mogąc zrazu pojąć, ku czemu słowa mnicha zmierzają, starał się za-przeczyć, że kiedykolwiek sakiewkę i pas jej posyłał, czynił to jednak niezdarnie, tak abymnich nie zachwiał się w wierze, jakiej opowieści damy użyczył, jeśli to ona mu je wręczyła.Aliści braciszek rozjadowił się nie na żarty i rzekł: Jakże możesz temu przeczyć, przewrotny człecze! Patrząc, te oto podarki sama mi z pła-czem przyniosła.Zali będziesz śmiał twierdzić, że ich nie znasz?Szlachcic, uczyniwszy pozór srodze zawstydzonego, rzekł: Trudno zatem, przyznaję, że te przedmioty należą do mnie i że zle postąpiłem; przysię-gam jednak, że widząc ją w swym postanowieniu tak niezłomną, nigdy już jej nie dam powo-du na skargę na mnie.Długo go gromił mnich głupi jak baran, aż w końcu oddał mu pas i sakiewkę, nie omiesz-kawszy przedtem pouczyć go i zakląć, aby więcej podobnych rzeczy nie czynił.Szlachcicprzyrzekł i pożegnawszy się z braciszkiem, uradowany niezmiernie, tak z dowodnej oznakiafektów tej damy jak i jej bogatego podarunku, natychmiast udał się pod jej dom i oględniepokazał jej, że już podarki otrzymał.Dama, wielce z tego ukontentowana, cieszyła się, żesprawy coraz to lepszym idą torem, od tej chwili czekała tylko na wyjazd męża, aby swe sta-rania pomyślnym uwieńczyć skutkiem.Wkrótce zdarzyło się, że tkacz musiał się do Genuiudać.Gdy tylko z rana wsiadł na koń, dama pośpieszyła do mnicha i rzekła płacząc rzewli-wie: Mówię wam, świątobliwy ojcze, że dłużej już wytrzymać nie jestem w stanie.Ponieważjednak obiecałam wam, że nic nie przedsięwezmę bez uprzedniego uwiadomienia was, tedyprzychodzę, ażeby usprawiedliwić się przed wami.Abyście zaś poznali, że mam przyczynęgorzko płakać i użalać się, chcę wam opowiedzieć, co uczynił ten szatan wcielony z piekłarodem, wasz przyjaciel, nie dalej jak dziś z rana przed jutrznią.Bóg jeden wie, w jaki sposóbzwęszył, że mąż mój wczora do Genui wyjechał.Dziś z rana zatem wszedł do mego ogrodu iwdrapał się na drzewo rosnące naprzeciw mojej komnaty, której okna na sad wychodzą.Jużzdołał okno uchylić z tym zamysłem, aby do mojej sypialnej komnaty wtargnąć, gdy nagle ja,obudziwszy się, zerwałam się z łoża i już krzyknąć wielkim głosem chciałam, aliści ów nie-zbyty natrętnik jął mnie zaklinać w imię miłości Boga i przyjazni waszej, abym zmilczała, a124potem powiedział mi, kim jest.Nie czyniąc więc przez wzgląd na was najmniejszego hałasu,pobiegłam tak naga, jaką na świat przyszłam, aby okno mu zaprzeć przed nosem.Widoczniezaraz uciec musiał, bowiem już go więcej nie widziałam.Osądzcie sami, ojcze świątobliwy,zali to dalej cierpieć można? Co się mnie tyczy, to myślę temu raz wreszcie koniec położyć.Przez wzgląd na was zbyt wiele już od niego znieść musiałam.Usłyszawszy te słowa mnich wpadł w gniew niezmierny i nie wiedział już sam, co rzecma, pytał tylko raz po raz, zali pewna jest, że był to ów właśnie szlachcic, a nie jakiś innyzalotnik. O wielkie nieba! zawołała białogłowa zaliż go od innego odróżnić nie potrafię? Mó-wię wam, że to on był; jeśliby starał się zaprzeczać, nie dawajcie mu wiary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]