[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Poczekajcie, chłopaki.Chwila, muszę odpocząć.Gus i dzieciak wymienili spojrzenia, ale przystanęli.Chętnie zabiłbym ich obu.Jak oni mogli tak poganiać, widzieli przecież, żezmagam się z brzemieniem wieku.— Dobrze się czujesz, Frannie?— Nie.Nie czuję się dobrze! Poczekajcie chwilę, dobra?— Nie ma sprawy, kolego.— Czy to budka z hot-dogami? Co to znaczy wurstel? — Dzieciak wskazał namały kiosk z obrazkami kanapek i kiełbasek przyczepionymi do szyby.— Jestemgłodny.Wziąłbym jednego.Pomiędzy jednym i drugim świszczącym oddechem spytałem go, czy ma pie-niądze.— Nie.A ty?Ręka sama znalazła w kieszeni plik kart.Nawet się nie zdziwiłem.Wyjąłemwszystkie, żeby je obejrzeć.— Zapłać VISĄ — podsunął Gus.— Przyjmą kartę kredytową w budce z hot-dogami? Skrzywił się.Widaćchciał powiedzieć, że przecież aż t a k głupi być nie mogę.— A co, dasz mu banknot pięciodolarowy? Kiedy ostatni raz widziałeś papie-rowe pieniądze?— Ja też mam kartę.Też mam.Cały czas ją miałem.— Junior pomachałlśniącym, różowym kawałkiem plastiku i ruszył w kierunku kiosku.Wciąż nie mogłem złapać tchu.Całe ciało buntowało się, że kazałem mu ma-szerować tak szybko.Wiedziałem, że wcale daleko nie zaszliśmy.Jakby nie dośćbyło wszystkich niespodzianek, to jeszcze i to.Wciąż nie mogłem uwierzyć,że to naprawdę ja: uwięziony w tym obolałym, niezdarnym, zmęczonym i starymciele.Zwykły pierdziel.— Opowiedz mi o swoim wnuku.Wygląda na dobrego chłopca.Patrzyliśmy, jak rzekomo dobry chłopiec kupuje sobie hot-doga.Machał rę-kami i kiwał głową, aż w końcu sprzedawca zrozumiał, o co chodzi.Dawno jużnie byłem w kraju, w którym nie mówiono po angielsku.A teraz nagle dwa obcemiejsca: Austria i starość.Wymyślałem właśnie dla Gusa jakieś nonsensy o moim „wnuku”, gdy usłysza-łem wysoki, świdrujący dźwięk.Od razu wiedziałem, co to jest.Sam wiele razypowodowałem podobny jazgot na moim ducatim: to był przechodzący na niższy67bieg motocykl.Odwróciłem się od Gusa, żeby spojrzeć na ulicę, i na wprost siebie ujrzałem ostatni obraz w życiu: przepiękną, smukłą i srebrzystą maszynę lecącąprzez powietrze wprost na mnie.Koniec.DZIURY W DESZCZUNastępne, co zobaczyłem, to były moje ręce.Trzymałem w nich koktajl tru-skawkowy w staromodnej, wysokiej szklance.To były znowu „moje” ręce: żad-nych plam wątrobowych, kłykci jak orzechy czy skóry udającej z powodzeniempapier ścierny.Skóra miała zdrowy kolor, bez tej mozaiki upiornych odcieni, którą nosiłem w Wiedniu.Z wolna zwinąłem jedną dłoń w pięść i ucieszyłem się jak dziecko, gdy niepoczułem ataku bólu.Na wszelki wypadek rozprostowałem ją jeszcze, by spraw-dzić, czy w drugą stronę będzie tak samo.Było.Znaczy wróciłem? Znów byłemsobą? Położyłem dłoń płasko na czerwonym blacie, poczułem, jak chłodzi miłoodrodzone ciało.Przesunąłem ręką po gładkiej powierzchni.Potem uniosłem dłońo parę cali, a palce odtańczyły kilka łamańców dla uczczenia naszego powrotu.— Pijesz ten koktajl czy hipnotyzujesz?Wiedziałem, że coś musi się spieprzyć.Za dobrze by było.Znałem ten głosi wcale nie pragnąłem rzeczonej osoby oglądać.A jednak obróciłem się wraz zestołkiem i spojrzałem.Byłem u Scrappy’ego.W Crane’s View Ten lokal nigdy nie jest pusty, zawszektoś tu siedzi, od otwarcia o szóstej rano do zamknięcia o północy.Tyle że teraznie było w nim żadnych gości prócz mnie i mojego starego kumpla Astopela, którysiedział na drugim końcu kontuaru.Patrzył na mnie i uśmiechał się, sukinsynjeden.— Czy nawet trzydziestu sekund szczęścia bez ciebie nie mogę zaznać? Na-prawdę nie ma żadnego prawa, które zakazywałoby nadmiaru twego towarzystwa?— Możesz mieć tego czasu, ile zechcesz, McCabe, ale uprzedzam, że twójzegar tyka.W gardle mi zaschło, łyknąłem zatem koktajlu, który dostarczył mi w tymmomencie nie mniej rozkoszy niż porządny seks.Jakoś nie mogłem przestać pić,wygulgotałem więc całą szklankę.Nawet gardło miałem młodsze, całe chętnei gotowe, by przełknąć słodki napój.Otarłem usta wierzchem dłoni.— Dobra, co za z e g a r mi tak tyka?— Jak ci się podobała własna śmierć? Bez wątpienia dramatyczna.69— Naprawdę tak umrę?— Tak.Motocyklem przez łeb.— Zginę staranowany przez motocykl w Wiedniu, gdy będę miał sto lat i zrobisię ze mnie upierdliwy dziadek, który tylko cudem nie zszedł wcześniej własnymprzemysłem.Fajnie.Mam na co czekać.— Obawiam się, że niezupełnie sto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Jonathan Amsbary [Cyberblood Chronicles 01] Cyberblood
    Jonathan Bellman Chopin's Polish Ballade, Op. 38 as Narrative of National Martyrdom (2009)
    Jonathan Simon Evaluating and Standardizing Therapeutic Agents, 1890 1950 (2010)
    Zagubione cywilizacje czyli wielki szok datowania Jonathan Gray
    Jonathan Stroud Bartimaeus Trilogy, Book 1 The Amulet of Samarkand (v3[1].0)
    Jonathan Kellerman Cicha wspólniczka (Alex Delaware 04)
    Reich Christopher Jonathan Ransom 02 Prawo zemsty (2)
    Jonathan Kellerman Oczy do wynajęcia (Alex Delaware 06)
    Reich Christopher Jonathan Ransom 01 Kodeks zdrady
    Sowa Aleksander (pseud. Szulc Artur) Era wodnika
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.xlx.pl