[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Honora podniosłasię gwałtownie z kanapy.Curt, pobrzękując kluczami, patrzył na nią znie mniejszym zdziwieniem.RS464- W recepcji powiedzieli mi, że wyszłyście.- Tylko Joss.Pod wpływem nagłego ruchu dzbanuszek ze śmietaną przewróciłsię, zalewając bluzkę i biustonosz Honory, a zanurzona w śmietanietruskawka przetoczyła się po dżinsach, brudząc także poduszkę nakanapie.Honora zaczęła wycierać białawą plamę na tapicerce.- Daj sobie z tym spokój - odezwał się Curt.- Zmietana wsiąknie w obicie.- Nie ma powodu, żeby wszczynać wielki rumor.Zapłacę zaczyszczenie.- Potrzeba do tego tylko odrobinę wody - odparła, idąc do łazienki.- Na litość boską, czy mogłabyś przestać kręcić się jak bąk izechciała usiąść na chwilę?- Wcale nie kręcę się jak bąk.- Przez cały pobyt w Waszyngtonie coś nie daje ci spokoju.- To prawda.Znasz mnie i wiesz, że jestem domatorką -odparła,odkładając serwetkę.W pierwszej chwili pomyślała, że on wie o jej snach, ale zarazuświadomiła sobie, iż przypuszczenie, że ktoś wie, co kłębi się wcudzej głowie, to pewna oznaka umysłowej aberracji.- Trapi cię brak prywatności?- Trochę.- Wzruszyła ramionami.- Nie spędzasz weekendu zMarvą Leigh?- Pojechała na sesję zdjęciową do Rzymu.Pozuje dla francuskiegoczasopisma.Byłem w Wirginii.- W Wirginii?- Miejscu narodzin prezydentów.A teraz umieram z głodu.Czy tobyła kolacja, którą przeze mnie straciłaś? Chodz.Też powinnaś cośzjeść.Honora zdjęła poplamioną bluzkę.Nie mogła przecież pokazać sięw niej w restauracji wypełnionej znakomicie ubranymi ludzmi.- Zjemy kanapki albo hamburgery.W tych dżinsach wyglądaszbardzo dobrze.RS465- Skąd wiesz, że pójdę?- Z powodu poczucia winy widocznego wtwoim spojrzeniu odparł z uśmiechem Curt.Zjedz jeszcze.- Jestem najedzona potąd.- Honora dotknęła gardła.- Curt, co ulicha skłoniło cię, żeby kupić sześć kanapek?- Głodowanie w dzieciństwie.- Często o tym myślałam.Odgryzając kęs, spoglądał na czerwone światło migocące naszczycie pomnika George'a Washingtona.Honora zastanawiała się,czy nie pozwoliła sobie na zbyt wiele, poruszając temat dzieciństwaCurta.Nigdy nie mówił o tym publicznie.Ona też spoglądała nałagodnie oświetlony obelisk, którego zdeformowane odbicie igrało naciemnej tafli sadzawki.Siedzieli na schodach monumentu ku czciprezydenta Lincolna.Nagle znad wody powiało chłodem.Honora włożyła swój staryrybacki sweter, a Curt flanelową szarą koszulę.Ich wytarte dżinsydzieliło od zimnych marmurowych schodów dzisiejsze wydanie Washington Post".Pomiędzy nimi stała papierowa torba zkanapkami.Honora wybrała to miejsce na ich dziwny piknik, akomandos w mundurze khaki, oparty o jedną z kolumn za ich plecami,na szczęście nie interweniował.- Zastanawiałem się nad kilkoma sprawami.Dlaczego, na przykład,pytałaś o Marvę Leigh?- Nietrudno spostrzec, że z nią jesteś.- Hmmm?- To chyba nie jest żaden sekret, że z nią sypiasz?- Czy ty też z kimś sypiasz?Dawniej natychmiast odpowiedziałaby, że potrafi panować nadswoimi namiętnościami, że ceni sobie powściągliwość, ale w połowielat siedemdziesiątych, kiedy tak zmieniły się obyczaje, mogłoby towzbudzić jego podejrzenia.Curt mógłby pomyśleć, że ma skłonnościlesbijskie (Vi?) albo że się masturbuje, a może, co byłoby najgorsze,że zbliżając się do okresu przekwitania, straciła popęd płciowy.Uśmiechnęła się więc tylko, jak sądziła, bardzo zmysłowo.RS466- Jedno chciałbym ci powiedzieć, Honoro.Wybieram kobiety, którew żaden sposób nie przypominają mi ciebie.Przepełniła ją jakaś niezwykła błogość.Odetchnęła głęboko.Aleobserwując w ten wyjątkowo jasny wieczór, jak na niebie rozpływasię chmura, przypomniała sobie, że Curt działał tak na nią odpoczątku.- A więc masz kogoś? - nie ustępował.- Wciąż mówisz o zaspokajaniu pożądania.- Lissie nigdy nie wspominała o żadnych wujkach.- A więc, sądzisz, że jestem ci wierna jak pies?- Nie, wcale nie.Wyobrażam sobie ciebie z jakimś dżentelmenem,takim rasowym Anglikiem, który ma wiejską posiadłość, na przykładw hrabstwie Kent, i który cię tam zabiera, żebyście wspólnieprzeżywali miłosne uniesienia pod cisami zasadzonymi przez jegoprzodków.- Nie zapominajmy o rododendronach, które dziadunio przywiózł zwyprawy w Himalaje.Roześmiali się.- Powiedz mi zatem uczciwie, czy tylko poczucie winy wobec mnieskłoniło cię, żeby wybrać się coś zjeść avec moi.Jakaś para stąpała ciężko po stopniach.Słysząc głos Curta,mężczyzna zaczął im się przyglądać.Po chwili na jego młodej,odrażającej twarzy pojawiła się pewność, że rozpoznał siedzących naschodach ludzi.Objął dziewczynę ubraną w sztuczne futro i podeszli do Ivorych.- Hej, nie mylę się, że to pan Curt Ivory?- O co chodzi? - spytał Curt.- Gratuluję sobie, że rozpoznałem pana w tym stroju - oznajmił zdumą mężczyzna i dodał poufałym tonem: - Na mój gust przenosząpana w stan spoczynku.- Może - odparł ostro Curt.- Powiedziałem Shirl, że poczekajmy tylko, aż stajnia Morrellaznajdzie na pana coś poważniejszego.A tymczasem pan i pani Ivory,RS467Honora, macie mały piknik pod księżycem, tyle że nie widaćksiężyca.Curt wrzucił do torby plastikowe kubki z kawą, której jeszcze niezaczęli pić.- Dokończymy gdzie indziej - rzucił do Honory, zbiegając poschodach.Dogoniła go daleko od pomnika Lincolna.- Sukinsyny - warknął.- Zobaczą człowieka w telewizji i myślą, żejest ich własnością.- Usiłował cię ostrzec.- Nie jestem osłem.Widzę, co się dzieje.Naprawdę nie zwróciłaśuwagi, że tylko popisywał się przed tą tłustą suką?Przeszli w milczeniu obok monumentalnych pozłacanych rzezbskrzydlatych koni ofiarowanych Ameryce przez Włochy.Wsiedli dosamochodu.Dociskając bez przerwy gaz, Curt wydostał się na RockGreek i Potomac Parkway.Kiedy przejeżdżali pod CentrumKennedy'ego, Honora włączyła radio.Kręciła gałką, dopóki nieznalazła stacji WGMS nadającej muzykę klasyczną.- Brahms - powiedziała po usłyszeniu dwóch akordów.- Pierwsza symfonia.- Nie, trzecia.Ta muzyka podziałała na nią uspokajająco i prawdopodobniezłagodziła jego nastrój.W każdym razie zwolnił do dozwolonejszybkości, skręcając z Massachusetts Avenue w boczną ulicę, którawiła się przez las.Blade światła przeświecające przez gałęzie byłyjedyną oznaką ukrytych za drzewami rezydencji ambasad.Curt wciążskręcał i skręcał, aż wreszcie wjechał w leśną wąską drogę.Zatrzymałsię pod skalnym występem.Zgasił silnik, więc podniosła muzyka docierała do nich już bezżadnych przeszkód.- Kawa pewnie całkiem wystygła - odezwał się.- Tak naprawdę wcale nie miałam ochoty na kawę.Słowa zamarłyHonorze na ustach, gdy zauważyła, że onRS468trzyma rękę na oparciu jej fotela.Tuż obok przejechał autobus i wblasku świateł spostrzegła, że na twarzy Curta maluje się pełnenapięcia wyczekiwanie. Honoro, najdroższa, spójrz na mnie.Kocham cię.Jesteś kochana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]