[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tu jest wspaniale - mówi John, odwracając się narozerwanym skórzanym siedzeniu, żeby na mnie spojrzeć.- Prawda? - Kiwam głową zadowolona, że mu siępodoba.- John, spójrz! - woła Sin z siedzenia przed nami,pokazując rozpościerającą się w dole plażę i morze.Autobus wspiął się właśnie na szczyt wzgórza i zaczynazjeżdżać na drugą stronę wyspy.Mam ochotę uściskaćSin za te dwa słowa.255RSKiedy już jesteśmy na plaży, John patrzy zniedowierzaniem na Kat i Lindsey, które sięgają za plecy irozpinają staniki od bikini.Oniemiały, rzuca mispłoszone spojrzenie.Z trudem powstrzymuję śmiech.%7łeby nie wprawiać go w większe zakłopotanie,postanawiam nie zdejmować stanika.Tylko tyle mogęzrobić.Kat i Lindsey zaczynają smarować sobie piersi krememdo opalania i natychmiast, niczym u kameleona, twarzJohna pąsowieje.- One będą tak przez cały dzień? - pyta szeptem,nachyliwszy się nade mną.- Jak?- Wiesz, o czym mówię.- Pewnie tak.Rozejrzyj się wokół siebie, John.Tutajwiększość kobiet jest bez staników.- Ale ja je znam - mówi, po czym kładzie się naręczniku i odwraca głowę tak, by nie patrzeć na Kat iLindsey.John leży plackiem przez niecały kwadrans.Potemwstaje i idzie do baru po mrożoną herbatę dla naswszystkich.Po powrocie smaruje się długo kremem, anastępnie pyta, czy życzymy sobie jeszcze czegoś do piciaalbo jedzenia.Kat prosi o colę dietetyczną, a ja o jakieśowoce.Patrzę, jak John oddala się po piasku, stąpającsprężystym krokiem między plażowiczami.W innychokolicznościach byłabym zachwycona, że tak mi usługuje,ale teraz działa mi to na nerwy.On już nie potrafi sięrelaksować.Ta zdolność opuszczała go stopniowo, odkądzaczął się wspinać po szczeblach kariery, coraz ciężejpracując.Potrafi jeszcze w niedzielny poranek spędzićdwie godziny na czytaniu gazety i mniej więcej raz wtygodniu chodzi z kumplami na piwo, ale to wszystko.Już po prostu nie umie się wyluzować.Wróciwszy po raz drugi z baru, John siada plecami doKat i Sin, po czym zaczyna strzepywać starannie,ziarenko po ziarenku, piasek ze swoich sandałów.256RS- Chcesz się przejść? - pytam.Powinnam go pewnie zmusić, by posiedział spokojniechoćby przez chwilę, ale poznaję po jego ściągniętychustach i rozbieganych oczach, że jest okropnierozdrażniony.Gdy było się z kimś dzień i noc przez dwalata, nie sposób ukryć przed tą osobą swojego nastroju.Muszę znalezć Johnowi zajęcie jak małemu dziecku.W reakcji na moją propozycję podrywa sięentuzjastycznie z ręcznika.Idziemy samym brzegiem morza, tak że fale co chwilaobmywają nam stopy.Tym razem nie próbuję zastąpićkłopotliwego milczenia bezsensowną paplaniną, jak tokiedyś bywało.Zapewne wyczuwając coś, Johnzatrzymuje się i przyciska mnie mocno do siebie.- Kocham cię - mówi już chyba po raz pięćdziesiąty wciągu dwóch dni.Kiwam głową i lekko się uśmiecham.- Ja ciebie też.- Tyle wiem na pewno.Patrzy na mnie,mrużąc oczy w słońcu.- Ale.- mówi i zawiesza głos, jakby chciał mi daćokazję do zdradzenia mu czegoś, co przed nim ukrywam.Dawno już nie był taki przenikliwy, ale spraw, o którychmu nie mówiłam, nagromadziło się zbyt wiele.Niewiedziałabym, od czego zacząć.- Ale co? - Marna odpowiedz, wiem, lecz nic lepszegonie przychodzi mi do głowy.Poza tym chcę, by choć razJohn przejął inicjatywę.- Słuchaj - odzywa się wreszcie.- Nie jestem głupi.Wiem, że coś jest nie tak.Milczę przez dłuższą chwilę.- To niezupełnie tak - mówię w końcu.Boję się tejrozmowy, ale z drugiej strony jestem zadowolona, żewreszcie do niej doszło.- Po prostu sporo się zmieniło.- To znaczy? - pyta, marszcząc brwi.- Co się zmieniło?- Wiele rzeczy.- Znów milczę, zastanawiając się, jakzacząć.Jak powiedzieć, że nie jestem już tą osobą, którąbyłam przed paroma tygodniami, gdy wyjeżdżałam z257RSChicago.- Po pierwsze, znów jestem blisko z Kat i Lindseyi nie zamierzam z tego rezygnować.- Przecież nie oczekuję tego od ciebie.- Zdejmuje ręce zmoich bioder i cofa się o krok, jakbym go uraziła.- Wiem o tym.- To prawda, że John nigdy nie stanąłmiędzy mną a moimi przyjaciółkami.Kiwa głową i gładzi mnie przez chwilę po ręce.- Czy tylko o to chodziło?- Nie.Moi rodzice się rozwodzą i nie wiem, jak sobie ztym poradzę.Potrzebuję twojego wsparcia.- Oczywiście - mówi i zaraz potem na jego twarzyodmalowuje się zdumienie.- Kiedy się o tymdowiedziałaś?- W zeszłym tygodniu.Zadzwoniłam do domu i mamami powiedziała.- O Boże.Tak mi przykro, kochanie.- Znów mnieprzytula.- Dzięki - mówię, wdzięczna za ten gest otuchy.Pociągam nosem.- Tata wyprowadził się z domu.Dzwoniłam do niego do biura, ale nie zastałam go tam.Podejrzewam, że ma romans.John odchyla się do tyłu z szeroko otwartymi oczami ilekko rozchylonymi ustami.- Nie.Nie wolno ci tak myśleć, skoro nie maszcałkowitej pewności.- Przeczesuje palcami moje włosy, apotem obejmuje dłońmi moją twarz.Mówię dalej, wzruszona jego reakcją.- Wiedziałam o ich problemach, ale nie sądziłam, że sięrozstaną.To wydaje się nierzeczywiste.Wszystko sięzmienia i.Boję się.- Oczywiście, że się boisz.Oczywiście.- Klepie mnielekko po plecach.Po moich policzkach spływa kilka łez.Tak mi terazdobrze przy Johnie.Nagle zyskuję całkowitą pewność, że chcę spróbować znim jeszcze raz i że to wymaga z mojej strony uczciwości.258RSMuszę przezwyciężyć tę nieustanną chęć, by iść wzaparte.- Muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze - mówię,odwracając głowę w bok i opierając ją na jego piersi, takby nie musieć na niego patrzeć.Widzę teraz szafirowemorze i kilka śmigających skuterów wodnych.Tospokojny morski krajobraz w porównaniu z tym, co dziejesię w tej chwili w mojej głowie.- O co chodzi?- Ja.ja.-jąkam się, nie mogąc wydusić z siebie nicwięcej.Jak powiedzieć komuś coś takiego? - Byłam zkimś innym.- Co? - John odpycha mnie od siebie, a jego twarzczerwienieje ze złości.Odzyskawszy równowagę, podnoszę rękę, starając siędać mu w ten sposób do zrozumienia, że to nie tak, jakmyśli.- Słuchaj, z nikim się nie przespałam.- To znaczy?Podchodzę ostrożnie do niego i opowiadam mu wskrócie o nocy spędzonej z Franceskiem, ale bezwdawania się w szczegóły.John jednak przez cały czascofa się, kręcąc głową i przeczesując sobie rękami włosy.- I na tym się skończyło? - pyta, tocząc dokoławzrokiem; to patrzy na mnie, to na wodę, to na piasek, toznowu na mnie.- Tylko ta jedna noc?- Tak.Widziałam się z nim jeszcze następnego dnia,ale nic nie robiliśmy.- Myślę o tym, jak Francescocałował mnie na pożegnanie przed hotelem.- Naprawdę.- I to już wszystko, tak?- No cóż.- Co znowu? - przerywa mi.- Całowałam się też z kimś na Ios.- To brzmikoszmarnie nawet dla mnie, koszmarnie i kuriozalnie, jakcytat z opery mydlanej.- To było właściwie cmoknięcie,nic więcej.I na tym się skończyło.Przysięgam.259RS- Jezu, Casey, nie wierzę własnym uszom.- Przezchwilę wydaje mi się, że John się rozpłacze, a nigdyjeszcze nie widziałam go płaczącego.Jego bladozieloneoczy wyraznie są pełne łez.- Wiem.Przykro mi, że cię zraniłam.- Próbuję godotknąć, ale wyrywa mi się, ocierając łzy wierzchemdłoni.Potem nagle nieruchomieje i zwęża oczy, a ja już wiem,że dzięki swemu dociekliwemu, prawniczemu zmysłowidostrzegł jakąś dziurę w moich wyjaśnieniach.Szybkoanalizuję w myślach wszystko, co powiedziałam, ale niepotrafię znalezć tam nic podejrzanego.Przecież tym razembyłam całkowicie szczera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]