[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jane!Oczy Nell wypełniły się łzami.Odwróciła twarz.— Moja droga, jak zwykle jestem nieludzka.W tym, co zrobiłaś, nie ma nic złego.Przypuszczam nawet, że postąpiłaś słusznie i zgodnie z ewentualnym życzeniem Vernona.Ty potrzebujesz dobroci i opieki, choć skądinąd wygodne życie każdego wciąga.Kiedyś się przekonasz.A nawiasem mówiąc, źle mnie zrozumiałaś, kiedy powiedziałam, że jesteś szczęśliwa.Być szczęśliwym, to umieć pogodzić sprawy duchowe ze sprawami cielesnymi, co się ludziom rzadko udaje, lecz tobie i owszem; tobie się udało.Gdybyś wyszła za George’a za pierwszym razem, szłabyś przez życie ze skrywanym żalem, z tęsknotą za Vernonem, z poczuciem, że los cię okpił przez twoją własną tchórzliwość.Gdyby Vernon żył, możliwe, że po pewnym czasie odsunęlibyście się od siebie, skłóceni, z nienawiścią w sercach.Stało się jednak, jak się stało.Miałaś Vernona, a ponosząc ofiarę, zachowałaś go na zawsze w sercu, tam, gdzie już nic go nie dotknie.Miłość już na zawsze pozostanie dla ciebie czymś pięknym.No a przy tym masz te wszystkie rzeczy.Te oto! Rozpostarła szeroko ramiona.Nell nie słuchała uważnie do końca.Widać było po jej oczach, że się rozrzewniła.— Wiem.Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.Słyszy się to, kiedy się jest dzieckiem, a później samemu się to mówi.Wszystko jest w ręku Boga.— A co ty wiesz o Bogu, Nell Chetwynd? W postawionym pytaniu krył się tak wielki ładunek okrucieństwa, że Nell popatrzyła na Jane w zdumieniu.Tak, niewątpliwie Jane rzucała pod jej adresem gwałtowne oskarżenie.W jej twarzy nie było śladu łagodności sprzed ostatnich kilku chwil.— Bóg i jego wola! Pewnie mi zaraz powiesz, że twoje dzisiejsze bogactwo jest ci nadane wolą Boga, tak? Nie wiesz nic o Bogu, inaczej nie mówiłabyś tak, jak mówisz, a mówisz tak, jakbyś poklepywała Boga po plecach, oczekując, że uczyni twoje życie wygodnym i dostatnim.Czy znasz pewien werset z Biblii, taki, który mnie zawsze przeraża? Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie.Kiedy Bóg zażąda twojej duszy, bądź pewna, że mu ją oddasz! — Zamilkła.Chwilę później jej głos brzmiał zupełnie inaczej.— Pójdę już.Wiem, nie powinnam tu przychodzić, ale chciałam zobaczyć dom Vernona.Przepraszam, że mnie poniosło.To dlatego, że jesteś tak diabelnie z siebie zadowolona.Zadowolona, właśnie tak.Życie dla ciebie zaczyna się i kończy na tobie samej.A co z Vernonem? Czy to najlepsze, co mogło go spotkać? Czy myślisz, że chciało mu się umierać, kiedy życie stało przed nim otworem?Nell wyzywającym gestem odrzuciła głowę do tyłu.— Uczyniłam go szczęśliwym.— Nie myślałam o jego szczęściu.Myślałam o jego muzyce.Co znaczysz ty, razem z Możnymi Opactwami? Vernon miał talent, nie, to źle powiedziane, Vernon należał do swego talentu.A talent to najsurowszy mistrz, najbardziej wymagający.Trzeba mu poświęcić wszystko, łącznie z własnym tandetnym szczęściem, gdyby ono stanęło mu na przeszkodzie.Talentowi trzeba stale służyć.Świat muzyki potrzebował Vernona, a on umarł.Śmierć kogoś takiego to zbrodnia wołająca o pomstę do nieba, podczas gdy ty jego muzyki nigdy nie chciałaś choćby zauważyć.Wiem dlaczego: ty jej się bałaś, Nell.Muzyka Vernona nie zapewniała ci spokoju ani szczęścia, ani bezpieczeństwa.Lecz powtarzam ci, talentowi trzeba służyć… — Napięta twarz Jane nagle złagodniała, a w jej oczach na powrót pojawiły się ironiczne błyski, których Nell tak bardzo nienawidziła.— Nie przejmuj się, Nell — powiedziała.— Jesteś najsilniejsza z nas wszystkich.Kolory ochronne! Sebastian powiedział mi to dawno temu i miał rację.Nikogo z nas już nie będzie, a ty nadal będziesz trwała.Żegna], przykro mi, że jestem taka okropna, ale nie potrafię być inna.Nell wpatrywała się w odchodzącą postać.Zacisnęła dłonie i szepnęła:— Nienawidzę cię.Zawsze cię nienawidziłam…3Dzień zaczął się tak spokojnie, a teraz wszystko się zepsuło.Oczy Nell wezbrały łzami.Dlaczego ludzie nie zostawią jej w spokoju? Jane i ta jej okropna drwina.Jane jest nieludzka, niesamowicie nieludzka.Wie, gdzie uderzyć.Zna miejsca najbardziej podatne na ból.Przecież nawet Joe powiedziała jej, Nell, że dobrze robi, wychodząc za George’a! Joe rozumie ją doskonale.Nell poczuła się skrzywdzona i zraniona.Dlaczego Jane jest taka nieznośna? No i mówienie takich rzeczy o zmarłych, bezbożnych rzeczy, podczas gdy wszystkim wiadomo, że zmarli lubią, kiedy się jest dzielnym i kiedy się zachowuje pogodę ducha.To bezczelność ze strony Jane ciskać jej w twarz cytaty z Biblii.Kobieta taka jak Jane, która żyła z jakimiś osobnikami i robiła te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy, nie powinna powoływać się na Biblię.Nell przepełniło uczucie godności — zawsze starała się iść drogą cnoty.Na przekór wszystkiemu, co się dzisiaj mówi, są dwa rodzaje kobiet, pomyślała.Ja należę do jednego, a Jane do drugiego.Jane jest pociągająca, ten rodzaj kobiet zawsze jest pociągający, i to dlatego w przeszłości ona zawsze się Jane obawiała.Jane ma nad mężczyznami jakąś dziwną władzę; może dlatego, że jest zepsuta do szpiku kości.Pełna takich myśli, chodziła niespokojnie tam i z powrotem.Nie miała ochoty wracać do domu.W każdym razie tego popołudnia nie miała nic szczególnego do roboty.Były jakieś listy do napisania, lecz, doprawdy, teraz nie mogłaby do nich zasiąść.Do tego czasu zdążyła zapomnieć o amerykańskim przyjacielu męża i widok George’a, prowadzącego ze sobą pana Bleibnera, zaskoczył ją całkowicie.Amerykanin okazał się wysokim, szczupłym mężczyzną o nienagannych manierach.Z poważną miną pogratulował jej domu.Wyjaśnił, że właśnie idą obejrzeć ruiny opactwa, a George dodał, że mogłaby pójść z nimi.— Idźcie sami — odparła Nell.— Niebawem do was dołączę.Muszę wziąć kapelusz, słońce zbyt mocno przygrzewa.— Może ja po niego pójdę, kochanie?— Nie, dziękuję.Ty idź z panem Bleibnerem.Spędzicie tam całe wieki, już ja to wiem.— Skłonny byłbym podzielać pani przekonanie, pani Chetwynd.Jak rozumiem, mąż pani ma pewien pomysł na odrestaurowanie opactwa.To bardzo interesujące.— To tylko jeden z naszych licznych pomysłów, panie Bleibner.— Zapewne jest pani szczęśliwa, będąc właścicielką takiej posiadłości.A propos, ufam, że nie ma pani nic przeciwko temu, by mój szofer przeszedł się po państwa gruntach.Pozwoliłem mu na to, naturalnie za zgodą pani męża.To bardzo inteligentny, a nawet, powiedziałbym, najwyższej klasy młody człowiek.— Oczywiście, panie Bleibner.A gdyby chciał obejrzeć wnętrze domu, wystarczy, by zwrócił się do kamerdynera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]