[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musimy się postarać o nosze dla Doyle’a.Aż zadziwiające, jak szybko się rozkleił.— Mnie to nie dziwi.Kryminaliści o takim chłopięcym typie są zazwyczaj niezwykle próżni.Wystarczy zadrażnić ich ambicję, a łamią się jak trzcina.Są potem bezradni jak dzieci.— Zasłużył na stryczek — odpowiedział Race.— Zimny, wyrachowany łajdak.Żal mi tej dziewczyny.Ale nic się tu nic da zrobić.Poirot pokręcił głową.— Ludzie mówią, że miłość wszystko usprawiedliwia, ale to nie jest prawda… Kobiety, które tak zabiegają o mężczyzn, jak Jacqueline o Simona, są bardzo niebezpieczne.Kiedy ją ujrzałem po raz pierwszy, powiedziałem: „Ta mała za mocno to przeżywa”.I to jest prawda.Podeszła do nich Kornelia Robson.— No, nareszcie przybijamy — powiedziała.Milczała przez chwilę, a potem dodała: — Byłam u niej.— U mademoiselle de Bellefort?— Tak.Zdawało mi się, że czuje się okropnie tak zamknięta ze stewardesą.Kuzynka Maria ma mi to za złe, niestety.Panna Van Schuyler podążała z wolna w ich stronę.Oczy miała pełne wściekłości.— Kornelio! — warknęła.— Zachowałaś się okropnie.Odeślę cię prosto do domu.Kornelia zrobiła głęboki wdech.— Przepraszam, kuzynko Mario, ale ja nie wracam do kraju.Wychodzę za mąż.— No, nareszcie nabrałaś rozumu — powiedziała krótko.Z kąta pokładu przybiegł Ferguson.— Kornelio, co ja słyszę? To chyba nieprawda?— Ależ tak — odrzekła Kornelia.— Zamierzam poślubić doktora Bessnera.Oświadczył mi się wczoraj wieczór.— Po co wychodzisz za niego — spytał Ferguson.— Czy dlatego, że jest bogaty?— Nie dlatego — odpowiedziała z oburzeniem dziewczyna.— Ja go lubię.Jest dobry i tyle wie.Zawsze mnie interesowali chorzy, szpitale, więc będę miała cudowne życie u jego boku.— Czy mam przez to rozumieć, że wolisz poślubić tego odrażającego starca niż mnie?— Tak, wolę.Na tobie nie można polegać.Nic miałabym z tobą łatwego życia.Poza tym on nie jest stary.Nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat.— Ale ma brzuch — odparł złośliwie Ferguson.— A ja mam okrągłe ramiona — odpowiedziała Kornelia.— Wygląd nie ma istotnego znaczenia.On mówi, że mogę mu naprawdę być pomocna w pracy i będzie mnie uczył wszystkiego o neurozach.Odeszła.Ferguson zapytał Poirota:— Sądzi pan, że ona naprawdę tak uważa?— Oczywiście.— I woli tego pompatycznego starego nudziarza ode mnie?— Bez wątpienia.— Ona chyba zwariowała — oświadczył Ferguson.Poirot zamrugał powiekami.— Jest to dziewczyna o bardzo nietypowym umyśle — odpowiedział Fergusonowi.— Spotkał się pan zapewne po raz pierwszy z taką osobą.Statek dobił do przystani.Pasażerów otoczono kordonem i poproszono, by jeszcze nie wysiadali.Richetti z ciemną i ponurą twarzą wyprowadzony został na brzeg w asyście dwóch mechaników.Następnie po paru minutach dostarczono nosze.Poniesiono na nich Simona z pokładu w kierunku trapu.Zmienił się nie do poznania; zniknęła chłopięca beztroska, zostały tylko pokora i strach.Za noszami kroczyła Jacqueline de Bellefort, a obok niej stewardesa.Niewiele się zmieniła, była zaledwie troszeczkę bledsza.Podeszła ku noszom.— Witaj, Simonie — rzekła.Natychmiast uniósł wzrok.Dawne chłopięce spojrzenie pojawiło się na moment w jego oczach.— To ja tak naplątałem — powiedział.— Straciłem głowę i wszystko wyśpiewałem.Daruj mi, Jackie, że cię tak wrobiłem.— Nie przejmuj się, Simon — odpowiedziała i uśmiechnęła się.— Cóż, powinęła się nam noga… w tej grze… Trudno.Stanęła obok noszy.Tragarz chwycił w dłonie drewniane trzymadła.Jacqueline pochyliła się, by zawiązać sznurowadło u buta.Nagle sięgnęła ręką za pończochę, dobyła coś i wyprostowała się trzymając jakiś przedmiot w dłoni.Nagle rozległ się donośny huk wystrzału.Simon Doyle podskoczył na noszach i znieruchomiał.Jacqueline pokiwała głową.Stała przez chwilę z pistoletem w dłoni.Uśmiechnęła się blado do Poirota.Wtedy to Race ruszył przed siebie, a ona przyłożyła do serca lśniącą zabaweczkę i nacisnęła spust.Osunęła się bezwładnie na ziemię.— Gdzież, u diabła, zdobyła ten pistolet? — huknął Race.Poirot poczuł dotknięcie czyjejś dłoni na ramieniu.Pani Allerton zapytała cicho: — A pan wie? Potaknął głową.— Miała ich parę.Uświadomiłem to sobie, kiedy się dowiedziałem, że jeden taki znaleziono w torebce Rozalii Otterbourne w dniu rewizji.Jacqueline siedziała przy stole razem z nimi.Kiedy spostrzegła, że będzie rewizja, wsunęła pistolet do torebki dziewczyny.Później poszła za Rozalią do jej kajuty i wydobyta go z jej torebki, zająwszy uwagę dziewczyny porównywaniem szminek.Wczoraj także trzeba było zrewidować zarówno dziewczynę, jak i kajutę, toteż ponownie musiała schować pistolet.— Chciał pan, żeby tak zrobiła? — spytała pani Allerton.— Tak.Ale ona nie chciała umierać pierwsza.Dlatego Simon mniej boleśnie rozstał się z życiem, niż na to zasługiwał.Pani Allerton aż się wzdrygnęła.— Miłość może być czasem przerażająca.— Dlatego też większość książek o miłości to tragedie.Spojrzenie pani Allerton spoczęło na Timie i Rozalii, stojących ramię w ramię w blasku słońca.— Dzięki Bogu, że istnieje jednak szczęście na ziemi.Pasażerowie zaczęli niebawem schodzić na brzeg.Później wyniesiono ze statku ciała Luizy Bourget i pani Otterbourne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]