[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pokoju śniadaniowego wyszła wysoka, ciemnowłosa dziewczyna i dołączyła do nich.Została przedstawiona panu Satterthwaite’owi.Była to Marcia Keane.Uśmiechnęła się do małego człowieczka ze swobodą świadczącą o dobrym humorze.— Czy przyjechał pan tutaj zapolować na duszka Margery? — mówiła powoli, leniwie.— Wszyscy kpimy z niej z powodu tego ducha.Hej, otóż i Roley.Pod frontowe drzwi podjechał właśnie samochód.Wysiadł z niego wysoki młody człowiek o jasnych włosach i chłopięcym sposobie bycia.— Cześć, Margery — zawołał.— Czołem, Marcia! Przywiozłem wam posiłki.— Odwrócił się w stronę dwóch kobiet wchodzących do holu.W pierwszej pan Satterthwaite rozpoznał panią Casson, o której chwilę wcześniej wspominała Margery.— Musisz mi wybaczyć, moja droga — rzuciła przeciągle, z szerokim uśmiechem.— Pan Vavasour zapewniał nas, że tak właśnie trzeba.To był jego pomysł, żebym zabrała ze sobą panią Lloyd.— Lekkim ruchem ręki wskazała na swoją towarzyszkę.— To właśnie pani Lloyd — odbwieściła triumfalnie.— Najlepsze medium, jakie kiedykolwiek istniało.Pani Lloyd nie wyrzekła ani słowa protestu; skłoniła głowę, krzyżując ręce na piersi.Była to młoda kobieta o bardzo rumianych policzkach i pospolitym wyglądzie, ubrana niemodnie, za to ozdobnie.Miała na sobie łańcuch z kamieni księżycowych i kilka pierścieni.Margery Gale, jak zauważył pan Satterthwaite, nie była zachwycona tym najściem.Rzuciła rozzłoszczone spojrzenie Roleyowi Vavasourowi, całkiem nieświadomemu, że popełnił nietakt.— Chyba podano już lunch — stwierdziła.— To dobrze — rzuciła pani Casson.— Zaczniemy seans zaraz po posiłku.— Masz jakieś owoce dla pani Lloyd? Nigdy nie je nic solidnego przed seansem.Przeszli do jadalni.Medium zjadło dwa banany i jabłko, odpowiadając ostrożnie i powściągliwie na uwagi, jakie od czasu do czasu kierowała do niej Margery.Tuż przed tym, jak wstali od stołu, odrzuciła nagle w tył głowę i pociągnęła nosem.— W tym domu kryje się coś bardzo złego.Czuję to.— Czyż nie jest cudowna? — szepnęła z zachwytem pani Casson.— O, niewątpliwie — stwierdził sucho pan Satterthwaite.Seans odbył się w bibliotece.Pan Satterthwaite widział niechęć gospodyni.Jedynie wyraźny zachwyt gości zmusił ją do pogodzenia się z losem.Stosownymi przygotowaniami zajęła się pani Casson, najwyraźniej dobrze obznajomiona z tymi sprawami.Krzesła ustawiono w koło, zaciągnięto zasłony i medium obwieściło, że jest gotowe.— Sześć osób — stwierdziła, rozglądając się po pokoju.— To niedobrze.Musimy mieć nieparzystą liczbę.Siódemka jest idealna.Najlepsze rezultaty osiągam w kole z siedmiu osób.— Może ktoś ze służby — zaproponował Roley.Wstał z krzesła.— Odszukam lokaja.— Weźmy Clayton — rzuciła Margery.Pan Satterthwaite dojrzał przelotny grymas irytacji na przystojnej twarzy Roleya Vavasoura.— Dlaczego akurat Clayton? — zapytał.— Nie lubisz jej — stwierdziła wolno Margery.Roley wzruszył ramionami.— To ona mnie nie lubi.— powiedział kapryśnie.— Właściwie nie cierpi mnie jak trucizny.— Czekał przez kilka chwil, lecz Margery nie wycofała się.— No dobrze — stwierdził na koniec.— Niech tu przyjdzie.Utworzono koło.Zapadła cisza, przerywana zwyczajowymi pokasływaniami i szuraniem krzeseł.Po chwili rozległo się pukanie i głos przewodnika medium — Indianina z plemienia Czirokezów.— Indianin Mężny mówi wam, panie i panowie, dzień dobry.Ktoś tutaj bardzo chce mówić.Chce przekazać wiadomość dla młodej damy.Duch powie, po co przyszedł.Chwila ciszy, a potem nowy głos, cichy, kobiecy:— Czy jest tu Margery? Odpowiedzi podjął się Roley Vavasour.— Tak — odparł — jest tutaj.Kto mówi?— Jestem Beatrice.— Beatrice? A kim jest Beatrice?Ku irytacji zebranych ponownie rozległ się głos Indianina.— Mam wiadomość dla wszystkich.Życie tu jest jasne i piękne.Ciężko pracujemy.Pomagamy tym, którzy jeszcze nie przeszli na drugą stronę.Znów zapadła cisza, a potem usłyszeli głos kobiety.— Mówi Beatrice.— Jaka Beatrice?— Beatrice Barron.Pan Satterthwaite pochylił się do przodu.Był bardzo podekscytowany.— Beatrice Barron, która utonęła na — „Uralii”?— Tak.Pamiętam — „Uralię”.Mam wiadomość dla tego domu: — Oddaj to, co nie twoje.— Nie rozumiem — powiedziała bezradnie Margery.— Czy… czy ty naprawdę jesteś ciotką Beatrice?— Tak, jestem twoją ciotką.— Oczywiście, że to ona — odezwała się z naganą pani Casson.— Jak możesz być tak podejrzliwa? Duchy tego nie lubią.I nagle panu Satterthwaite’owi przyszedł do głowy bardzo prosty test.Głos drżał mu nieco, kiedy zapytał:— Pamiętasz pana Botticetti? Natychmiast rozległ się perlisty śmiech.— Biedny stary Wywrotka.Oczywiście.Pan Satterthwaite osłupiał.Test został zaliczony.To wydarzyło się ponad czterdzieści lat temu, kiedy razem z córkami Barrona znaleźli się w tym samym nadmorskim kurorcie.Ich znajomy, młody Włoch, wypłynął łodzią, która wywróciła się do góry dnem, a Beatrice Barron przezwała go Wywrotką.Wydawało się niemożliwe, by ktokolwiek w tym pokoju o tym wiedział.Medium poruszyło się i jęknęło.— Wychodzi z transu — oznajmiła pani Casson.— Obawiam się, że więcej się dzisiaj nie dowiemy.Do pokoju na powrót zajrzało słońce.Co najmniej dwie osoby były porządnie wystraszone.Pan Satterthwaite poznał po pobladłej twarzy Margery, jak bardzo jest zaniepokojona.Kiedy pozbyli się pani Casson i medium, postarał się o rozmowę z gospodynią w cztery oczy.— Chcę zadać pani dwa pytania, panno Margery.Kto dziedziczy tytuł i posiadłość w wypadku śmierci pani i pani matki?— Chyba Roley Vavasour.Jego matka była najbliższą kuzynką mojej.Pan Satterthwaite skinął głową.— Chyba często tu bywał tej zimy — powiedział łagodnie.— Wybaczy mi pani, że pytam, ale czy… czy on panią lubi?— Trzy tygodnie temu poprosił mnie o rękę — odparła cicho.— Odmówiłam.— Proszę mi wybaczyć, ale czy jest pani z kimś zaręczona?Zarumieniła się.— Tak — oznajmiła dobitnie.— Zamierzam wyjść za Noela Bartona.Matka wyśmiewa się ze mnie, uważa, że to absurd.Według niej to śmieszne, zaręczyć się z wikarym.Ciekawe, dlaczego! Powinien pan zobaczyć Noela na koniu.— Och, na pewno.Bez wątpienia.Do pokoju wszedł lokaj z telegramem na tacy.Margery otworzyła go pośpiesznie.— Matka przyjeżdża jutro.Szkoda.Wolałabym, żeby nie wracała.Pan Satterthwaite nie skomentował tego wyrazu rodzinnych uczuć.Może uznał, że są usprawiedliwione.— W takim razie ja wracam do Londynu — mruknął.4Pan Satterthwaite nie był z siebie zadowolony.Czuł, że zostawił sprawę niezakończoną.To prawda, że wraz z powrotem lady Stranleigh skończyły się jego obowiązki, mimo to był pewny, że nie usłyszał jeszcze ostatniego słowa o tajemnicy Abbofs Mede.Jednak dalszy rozwój wypadków okazał się tak poważny, że zupełnie go zaskoczył.Przeczytał o tym w porannej gazecie.„Baronowa umiera w kąpieli” — brzmiał tytuł w „Daily Megaphone”.Inne gazety były bardziej powściągliwe i delikatne, lecz fakt pozostał ten sam.Lady Stranleigh znaleziono w wannie; zmarła na skutek utonięcia.Przyjęto, że straciła przytomność i jej głowa zsunęła się pod wodę.Lecz takie wyjaśnienie nie satysfakcjonowało pana Satterthwaite’a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Christina Dodd [Virtue Falls Virtue Falls (epub)
    Christine Amsden [Cassie Scot Cassie Scot ParaNormal Detecti
    Christine Wood [Life Plan 01] A Life Plan Without You (epub)
    § Cameron Christian Tyran 1 Tyran
    Christie Craig [Divorced, Des Divorced, Desperate
    Moore Christopher Ssij, mała, ssij (II)
    Christine Feehan Mroczna Seri Mroczne Przeznaczenie
    Christina Ross [Unleash Me, A Unleash Me, Vol 2 (epub)
    Lachlan M D Synowie boga(1)
    03. Krzysztof J. Kwiatkowski SURVIVAL po polsku 1999
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • albionteam.htw.pl