[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszędzie lśni jego znak: salamandra.Po tysiąckroć skrzy się na sklepieniach i mnoży na nich swe ognie, jak gwiazdy na niebie, podtrzymuje kapitele rozjarzoną koroną, ożywia swymi błyskami witraże, przemyka się ukrytymi schodami i pożera płomiennymi oczami potrójne półksiężyce tajemniczej Diany, Diany de Poitiers, dwakroć bogini i dwakroć ubóstwianej w tych lasach tchnących rozkoszą*.Zasadniczy element tego przedziwnego gmachu jest także pełen wdzięku i tajemniczości: są to podwójne schody, przeplatające się spiralami od fundamentów aż ponad szczyty wieżyczek, zakończone „latarnią", czyli pokojem oświetlonym ze wszystkich stron, uwieńczoną olbrzymim kwiatem lilii, widocznym z bardzo daleka.Dwie osoby mogą po tych schodach wchodzić równocześnie, nie widząc się nawzajem.Już same schody wyglądają jak mała, osobna świątynia.Tak jak nasze kościoły, podtrzymywane są i osłonięte cienkimi, przezroczystymi skrzydłami arkad i jeśli tak można powiedzieć, ozdobione ażurowym haftem, jak gdyby posłuszny kamień wyginał się pod palcami architekta i pozwalał się modelować według kaprysów jego fantazji.Trudno wprost pojąć, jak zdołano wyrysować plany i jakimi słowami przekazywano polecenia robotnikom.To myśl przelotna, cudne marzenie, nagle przeobleczone w trwałą postać.To wcielony w życie sen.Cinq-Mars wchodził powoli szerokimi schodami, mającymi zaprowadzić go do króla, i coraz dłużej zatrzymywał się na każdym stopniu, w miarę jak zbliżał się do celu.Powodowała nim nie tylko niechęć do spotkania z monarchą, który go zasypywał codziennie nowymi utyskiwaniami, ale i pragnienie, by jeszcze przez chwilę pomarzyć o swoich planach.Nagle wpadł mu w ucho dźwięk gitary.Poznał ulubiony instrument Ludwika i jego smętny, słabiutki i drżący głos odbijający się od sklepień.Król prawdopodobnie ćwiczył którąś z ułożonych przez siebie romanc i niepewną ręką powtarzał po kilka razy* Diana de Poitiers byfa faworytą Franciszka I i Henryka II.dość kiepski refren.Słowa dobiegały niewyraźnie i można było rozróżnić tylko coś o „opuszczeniu", o „wrogim świecie"i o „płomieniu pięknych uczuć".Młody faworyt słuchając tego wzruszył ramionami.— Jakież cię gryzie nowe strapienie? — mruknął.— No, postarajmy się raz jeszcze coś odczytać w tym zlodowaciałym sercu, które się łudzi, że jeszcze czegoś pragnie.Wszedł do wąskiego gabinetu.Ubrany na czarno, półleżąc na szezlongu z łokciami wspartymi na poduszkach, monarcha tęsknie trącał struny gitary.Zauważywszy wielkiego koniuszego, przestał nucić, podniósłna niego swe olbrzymie oczy z wyrazem wyrzutu i zanim coś powiedział, długo kręcił głową.Wreszcie odezwał się tonem płaczliwym i nieco napuszonym:— Co słyszę, Cinq-Mars, co słyszę o twoim zachowaniu?Jakąż mi wyrządzasz przykrość, nie zwracając uwagi na moje rady! Uknułeś karygodną intrygę! Czyż mogłem spodziewać się takich rzeczy po tobie, którego nabożność i cnoty tak mnie zjednały!Pogrążony jeszcze w swych planach politycznych, Cinq-Mars pomyślał, że jest zdemaskowany, i nie mógł się obronić przed uczuciem niepokoju.Ale doskonale panując nad sobą, odparł bez wahania:— Tak, najjaśniejszy panie, miałem ci to właśnie wyznać, gdyż przyzwyczajony jestem do obnażania duszy przed moim panem.— Mnie wyznać! — zawołał Ludwik XIII czerwieniejąc i blednąc na przemian, jak gdyby pod wpływem gorączkowych dreszczy.— Miałbyś waćpan odwagę kalać moje uszy tymi okropnymi zwierzeniami! I mówisz o tych bezeceństwach zupełnie spokojnie! Zasługujesz na to, by skazać cię na galery jak jakiegoś zbrodniarza.Przez brak zaufania do mnie popełniłeś zbrodnię obrazy majestatu! Wolałbym, byś był fałszerzem pieniędzy jak markiz de Coucy albo stanął na czele zbun-towanych chłopów, niż wyczyniał to, o czym mi doniesiono.Okrywasz hańbą twój ród i pamięć marszałka, twego ojca.Cinq-Mars widząc, że jest zgubiony, starał się nadrabiać miną i powiedział z rezygnacją:— Cóż, najjaśniejszy panie, oddaj mnie pod sąd i skaż na śmierć, tylko oszczędź mi swych wyrzutów.— Kpisz sobie ze mnie, nędzny szlachetko z prowincji?— oburzył się Ludwik.— Nie zagraża ci kara śmierci od ludzi; będziesz sądzony przed trybunałem boskim, mospanie!— Na Boga, Sire — przerwał popędliwy młodzian, dotknięty do żywego obelgą — czemu wasza królewska mość nie pozwoli mi wrócić na tę moją prowincję, którą ma w takiej pogardzie? Już ze sto razy korciło mnie, by to uczynić.Pojadę do siebie, nie mogę już znieść życia, jakie wiodę tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Cinq semaines en ballon Jules Verne
    Mars Sign House Aspect
    Cinq a sexe Janet Evanovich
    Miasto poza czasem Moriel Enrique
    McCammon Robert Łabędzi Âśpiew 01
    Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.I KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
    Characterization of Cereals and Flours G. Kaletunc, K. Breslauer (Marcel Dekker, 2003) WW
    wyznania +egzorcysty
    Christie, Agatha Blausaeure
    Mia Watt Phases 3 Unchaste
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • meypaw1.opx.pl