[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wchodz tam! Nie wchodz! - bełkotał Josh, histerycznie omiatając rękami głowę iramiona.- Dobrze - odparła, zaglądając w ciemny prostokąt drzwi.Doleciał ją mdlący odór, który znałajeszcze z Sullivan.Wiedziała, co oznacza.- Gdzie Swan? - ocknął się nagle Josh.- Na polu.Prosiłam, żeby została, ale nie chciała słuchać.- Cholera! - Josh nagle uświadomił sobie, że ten, kto zabił Homera i Maggie Jaspinów,może nadal ukrywać się w pobliżu.W oborze, albo.na polu kukurydzy.Wyszarpnął z taczek rewolwer i pospiesznie wepchnął kilka naboi do bębenka.- Proszę się stąd nie ruszać - przykazał staruszce.- I pod żadnym pozorem niech pani niewchodzi do domu! - dodał, ruszając biegiem w mrok.Czarne, szeleszczące łodygi chwytały Swan za ubranie, zastępowały jej drogę.Miaławrażenie, że idzie przez cmentarz, na którym umarli, zamiast leżeć w grobach, stali przy nichna baczność.Czuła, że w gąszczu czai się coś ważnego, coś, co powinna zobaczyć.Skręciła wlewo, kierując się za ujadaniem psa.Za sobą usłyszała krzyk Josha.- Tu jestem! - zawołała, ale wiatr porwał jej słowa.Psi jazgot był coraz bliższy.Znów przesunął się w lewo, jak gdyby terier ścigał coś lub kogoś.Gorączkował się, szczekał: Chodz, patrz, co znalazłem".Zrobiła jeszcze parę kroków, gdy usłyszała, że coś przedziera się w jej kierunku przez zeschły łankukurydzy.Przystanęła, czując, jak łomocze jej serce.- Kto tam? - zapytała niepewnie.Chrzęst łamanych łodyg kierował się wprost na nią.W mroku zamajaczyło coś dziwnego, ogromnego, nieludzkiego.Dziewczynka cofnęła się okrok.Ze strachu nogi wrosły jej w ziemię.Ktoś zbliżał się coraz szybciej, a pisk teriera przybrałteraz ton ostrzeżenia.Potwór przedarł się przez gąszcz i wyrósł tuż przed nią.Swan odzyskała nagle władzę w nogachi zaczęła się cofać, ale zawadziła stopą o łodygę i upadła.W tej samej chwili z przeciwnejstrony wypadł Josh z latarnią.Oślepiony znienacka potwór zatrzymał się jak wryty.Stanął dęba i parsknął, wypuszczając kłąbpary z szeroko rozwartych nozdrzy.Mieli przed sobą konia - śmiertelnie przerażoną pociągową szkapę w czarno-białe łaty.Napastliwyterier dopadł go od tyłu i zwierzę kwiknęło, tańcząc na tylnych nogach.Josh złapał dziewczynkę za ramięi usunął ją z zasięgu wielkich, niezgrabnych kopyt.Wciąż dygotała ze strachu, ale czuła, że koń boi siębardziej niż ona.Wywinęła się z objęć Josha, zrobiła dwa kroki w przód i leciutko klasnęła w dłonie tużprzed końskim nosem.Zwierzę szarpnęło łbem, ale przestało się miotać.Nogi mu drżały, jakby lada moment miałoupaść lub rzucić się do ucieczki.Spojrzenie wilgotnych, spłoszonych oczu utkwiło w małej figurce.- Cicho! - Swan skarciła psa, który ze zdumienia przestał na chwilę ujadać, po czym stwierdzając,że jest to zamach na jego niezależność, dał nura w zarośla.Koń wciąż się boczył, odwracał wielką głowę, ale oczy dziewczynki trzymały go na uwięzi.- To on czy ona? - spytała.- Hę? - Josh w pierwszej chwili nie pojął, o co jej chodzi.Potem zbliżył latarnię i zawyrokował: -On, bez wątpienia.- Założę się, że dawno nie widział ludzi.Patrz, nie może się zdecydować, czy się cieszyć, czywiać, gdzie pieprz rośnie.- Przypuszczalnie należał do Jaspinów.- Są w domu?- Tak.to znaczy nie.Musieli się spakować i wyjechać.Koń nerwowo przestępował w miejscu.Dziewczynka w skupieniu wyciągnęła dłoń ku wilgotnymchrapom.- Uważaj - ostrzegł ją Josh.- Odgryzie ci palec!Koń prychnął, zastrzygł uszami, potem spuścił łeb i obwąchał ziemię, udając, że patrzy w całkieminnym kierunku.Swan czuła, że zwierzę ją ocenia, próbuje się zdecydować, czyjej zaufa.- Nie zrobimy ci krzywdy - powiedziała cicho i zrobiła krok naprzód.Koń parsknąłostrzegawczo.- Zaraz cię kopnie! - Josh nie znał się na koniach i zawsze się ich bał.Do tego zwierzak byłogromny i brzydki, miał rozdeptane kopyta, obwisły ogon i grzbiet tak wklęśnięty, jakby nosił nanim kowadło.- Nie wie, co o nas myśleć.Wciąż się zastanawia, czy nie uciec, ale chyba się cieszy, że znówwidzi ludzi.- Taki z ciebie znawca?- Nie, ale sam popatrz, jak trzyma uszy i zamiata ogonem.Ma swoją dumę, nie chce od razuwydać się zbyt przystępny.Mimo to widać, że ostatnio dokuczyła mu już samotność.Josh wzruszył ramionami.- Dla mnie nie jest to takie oczywiste.- Mieszkałyśmy kiedyś z mamą w motelu tuż przy stadninie.Tam nauczyłam się rozmawiać zkońmi.Właziłam do nich przez płot - wyjaśniła.- Rozmawiać? Wolne żarty!- Nie słowami - poprawiła się.- Konie mówią uszami i ogonem, i położeniem głowy.Takjak ten.- I cóż takiego powiada?- Jest ciekaw, o czym rozmawiamy.No, przecież nikt cię nie skrzywdzi - rzekła miękko.Wuszach Josha jej głos zabrzmiał jak dzwięk czarodziejskiego fletu albo antycznej liry, na którejnikt już nie umie grać.Prawie zapomniał o szoku, jaki przeżył w kuchni Jaspinów.Koń grzebnął nogą i wetknął Swan nos pod pachę.Josh nie wierzył własnym oczom.Byćmoże miała rację: zwierzę po prostu tęskniło za ludzmi.- No to masz nowego przyjaciela - stwierdził.- Choć prawdę mówiąc, marny z niegowierzchowiec.Wygląda jak muł w przebraniu cyrkowego klauna.- Na swój sposób jest całkiem ładny.- Pogłaskała konia za uszami, bacząc, by go nie spłoszyćzbyt gwałtownym ruchem.Sądząc po pochyłym karku i cierpliwym znużeniu, bijącym z całej postaci,zwierzak był już stary i przez wiele lat musiał ciągnąć pług po tym samym polu, które teraz służyło muza schronienie.- Wracajmy - powiedział Josh.- Zostawiłem Leone samą na podwórzu.Skinęła głową i ruszyła z powrotem.Po chwili usłyszała stąpanie ciężkich kopyt.Obejrzałasię.Koń zamarł w miejscu jak posąg.Gdy podjęli marsz, ruszył za nimi, utrzymując stale tęsamą odległość.Pies trzymał się jeszcze dalej, poszczekując co jakiś czas, żeby przypomnieć imo swojej obecności.Zgorszona hałasem szkapa wierzgnęła zadnimi nogami, obsypując natrętafontanną pyłu.Leona siedziała pod płotem rozcierając kolana.- Boże wszechmogący! - zawołała na ich widok.- Cóże-ście to znalezli?- Koń błąkał się po polu - wyjaśnił Josh, pomagając jej wstać.- Swan udało się go oswoić wprzeciągu paru minut.Chyba rzuciła na niego jakiś czar.- Czyżby? - Leona zajrzała dziewczynce w oczy i uśmiechnęła się ze zrozumieniem.- No tak,Jaspinowie zawsze mieli kilka koni.Nie jest to, co prawda, najpiękniejszy rumak, jakiego w życiuwidziałam, ale ma cztery mocne nogi, a to się liczy.- Z tymi kopytami przypomina raczej muła - powtórzył uparcie Josh
[ Pobierz całość w formacie PDF ]