[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Masturbujesz się, Lindsay? Sprawiasz so�bie rozkosz? Czy dziewczyny w szkole rozmawiają naten temat? Jak bardzo tego potrzebują?Znów się nad nią pochylił, wpatrując się w jej wargi.- Wyobrażasz sobie, jak to będzie, kiedy poczujeszna łechtaczce mój gorący język?Lindsay wrzasnęła i dzwięk własnego głosu sprowa�dził ją do rzeczywistości.Ale owa rzeczywistość byłapaskudna i znajdowała się tuż obok niej.Sturlała sięz łóżka na podłogę i wstała.Książe wciąż się uśmiechał.Wstał i obszedł łóżko.- Dlaczego się boisz? To ja, Lindsay.A ty mnie ko�chasz od pierwszego wejrzenia.Przyznaj to.- Nie, nie, nie podchodz do mnie.O, Boże, nie je�steś taki, za jakiego cię miałam.Rzucił się na nią i, kiedy chciała uskoczyć, chwyciłją za ramiona i zawlókł z powrotem na łóżko.- Nie mam nic przeciwko temu, żebyś się broniła -powtarzał z ustami przy policzku Lindsay.Jego od�dech był gorący, a głos wysoki z podniecenia.- Tobie nie będzie bardzo przyjemnie, ale ja odczu�ję rozkosz.Chryste, będzie mi cudownie.- Wciąż sięuśmiechał i Lindsay widziała złotą plombę w jednymz jego zębów trzonowych.- Nie, do diabła, nie!Te słowa nie odniosły najmniejszego skutku.Miałzamiar ją zgwałcić.W chwili, kiedy sformułowała tęmyśl, przed oczami przeleciały jej straszliwe obrazy.Zupełnie oszalał.Zrywał z niej bawełnianą koszulęi Lindsay poczuła chłód na piersi.Gwałtownie pod�rzuciła nogi, silne nogi, bo trenowała piłkę nożną.Książę zawył z bólu.Trafiła go kolanami w krocze.Chwycił Lindsay za nadgarstki i przydusił do łóżka,unieruchamiając jej nogi.Ciężko dyszał z wysiłku, sta�rając się utrzymać nadgarstki jedną ręką, ale Lindsaybyła zbyt silna.- Zachowujesz się jak cholerna amerykańska dziw�ka! - wrzasnął jej w twarz.- Na miłość boską, przestań!Nie bądz taka sama, jak twoja zwariowana siostra!Oto prawdziwy Alessandro, mężczyzna, któregoSydney poślubiła w dobrej wierze, mężczyzna, o którymśniła i fantazjowała Lindsay.Uknuł to wszystko po to,by ją zgwałcić.Boże, nie mogła w to uwierzyć.Wiła sięi wyrywała, usiłowała zgiąć nogi, żeby znów go kopnąć.Nie zamierzała leżeć jak ofiara.Przypomniała sobiekursy samoobrony.Wrzeszcz, wrzeszcz, wrzeszcz.Czyon już to robił z włoskimi dziewczętami? A one po pro�stu leżały, łkając i pozwalały się gwałcić? Ryknęła pro�sto w jego twarz, obryzgując go śliną, i uniosła się, pra�wie zrzucając go na podłogę.Książę niespodziewanie wypuścił jej prawą rękę,a ona wpiła mu palce w twarz.Wtedy zdzielił ją pię�ścią w szczękę.Lindsay poczuła ból, zobaczyła gwiaz�dy przed oczami i z trudem chwyciła powietrze.Ude�rzył ją jeszcze raz, mocniej.Lindsay na kilka sekund prawie straciła przytom�ność.A on w tym czasie zdążył rozedrzeć koszulę.Dosiadł ją teraz okrakiem, unieruchamiając jej no�gi, i spoglądał z góry w twarz dziewczyny.Uśmiechałsię triumfująco.- Nie spodziewałem się, że masz takie pełne piersii takie duże brodawki - powiedział z wyraznym nieza�dowoleniem w głosie.Wszelka czułość i łagodnośćzniknęła.- Większość młodych dziewcząt nie jest takdobrze rozwinięta, ale to nie szkodzi.Postanowiłemzaczekać, więc sam sobie zawiniłem.Nie mógł utrzymać rąk Lindsay jedną dłonią, więc mu�siał unieść jej ręce, żeby móc dotknąć piersi dziewczyny.Poczuła na chłodnym ciele dotyk palców Alessan-dro i krzyknęła.Wypuścił jej rękę i jeszcze raz uderzył pięściąw twarz.Nie przestawał się uśmiechać.Nie zareagowała na uderzenie; wrzasnęła po razdrugi, krztusząc się własną śliną.Ryknął z wściekłości i szybko zakrył jej usta war�gami.Poczuła ból i smak krwi.Ugryzła się w język.Pragnęła, by wsunął jej język do ust.Odgryzłaby mugo.Uderzył ją znowu.Bez ostrzeżenia.Przez chwilę była nieprzytomna; kiedy otworzyłaoczy, stwierdziła, że Alessandro leży pomiędzy jej no�gami i patrzy na nią, jednocześnie brutalnie ją obma�cując.Był gotowy, dobrze o tym wiedziała, i chciał, że�by oprzytomniała.Zobaczył jej otwarte oczy i błyskświadomości, odchylił się do tyłu i natarł na nią.Lindsay uniosła się na łóżku, bez opamiętaniawrzeszcząc z bólu.Wbijał się w nią coraz mocnieji mocniej, a ona wrzeszczała i płakała, lecz on nieustawał.Zaczęła się dławić łzami.- Zamknij się, do diabła!Uderzył ją z całej siły, aż podrzuciła gwałtowniegłowę.Dyszał, zadając jej jeszcze większy ból.Za�mroczona stwierdziła, że sprawia mu to przyjemność.Właśnie to lubił najbardziej, w tym był najlepszy.I dokładnie to pragnął od niej otrzymać.Wrzasnęłajeszcze raz, na dolnej wardze miała świeżą jaskrawo-czerwoną krew i czuła jej żelazisty smak.Udało jejsię oswobodzić prawą rękę.Wepchnęła mu pięść doust.Rzucił się na nią wściekle, uderzając biodramiw przyśpieszonym rytmie.Nagle wygiął się w łuk i za�stygł napięty, jego ciało zamarło.Lindsay waliła gogłową, wrzeszczała i odpychała.Czuła jego wytryska�jącą spermę, głęboko w jej wnętrzu, i zapragnęłaumrzeć.- Boże, o mój Boże, nie!Lindsay spojrzała w kierunku nieoczekiwanegogłosu i, niedowierzając oczom, wrzasnęła jeszcze raz.Stała tam Sydney, patrzyła na nich z rozdziawionymiustami, nieruchoma w drzwiach sypialni.- Pomóż mi, Sydney! Proszę cię, pomóż!Książę zdawał się nie słyszeć głosu swojej żony.Dy�szał ciężko i podskakiwał nad Lindsay.A potem za�czął stękać i Lindsay poczuła, jak jego ciało skręca sięw skurczach orgazmu.- Pomóż mi, Sydney!Książę roześmiał się i znowu uderzył ją w szczękę.Uniósł pięść, zamierzając się do następnego ciosu,uśmiechając się z uciechy.Rozległ się głośny wystrzał.Książę nagle zesztyw�niał i spojrzał na Lindsay, marszcząc brwi.Obejrzałsię powoli, wciąż pozostając wewnątrz dziewczyny,i spostrzegł stojącą w odległości dziesięciu stóp żonęz pistoletem kaliber 32 wycelowanym prosto w niego.- To ty, Sydney? Co tutaj robisz? Powinnaś byćw domu, powinnaś usługiwać mojej matce.Dlaczegodo mnie strzeliłaś? Dlaczego?Sydney zbladła i wrzasnęła:- Na Boga, przecież to moja siostra! - wycelowałai jeszcze raz nacisnęła spust.Alessandro wzdrygnął się, kiedy nabój wszedł w je�go ciało, a następnie upadł na bok, zsunął się z Lind�say i ześlizgnął się na podłogę.Lindsay nie mogła go pochwycić.Widziała broń, wi�działa krew rozpryskaną na łóżku.Schyliła się i spojrza�ła na niego.Całą pierś miał we krwi, a potem spostrze�gła własną krew na udach i ściekającą z nich powolispermę.Przyglądała się jej, dygocąc.Była zmarznięta, nie panowała nad sobą, ale niemogła na to nic poradzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]