[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamknęli Portal - powiedziała Claudia.- I nie chodzi tylko o Keira.Uwięzili mojegoojca.Rozdział 15Wielka Zima spadnie na świat.Mrok i mróz rozprzestrzenił się we wszystkichskrzydłach.Z daleka - z Zewnątrz - przybędzie ten, któregonazwą Niesapientem.Będzie knuł i spiskował z Incarceronem.Razem stworzą Skrzydlatego Człowieka&Sapphique wieszczy koniec świataAttia, kurczowo wczepiona w siedzącego na koniu Keira, spojrzała ponad jegoramieniem.W końcu dotarli na kraniec tego rosochatego gąszczu.Droga zbiegała w dół wzgórza.Zmęczony koń stanął; z jego nozdrzy buchały kłęby pary.Przy drodze wznosiła się czarna, najeżona grotami brama.Przysiadł na niej ptak o długiejszyi.Keiro zmarszczył brwi.- Mam tego dość.Incarceron wodzi nas za nos.- Może wskaże nam drogę do zapasów jedzenia.Nasze prawie się skończyły.Keiro spiął konia.Czarny łuk bramy zbliżał się i rósł w oczach - ogromny cień, który pochłaniał wszystko,aż ogarnął ich bez reszty.Szron iskrzył się na drodze; końskie kopyta stukały o jej żelaznąpowierzchnię.Attia uniosła głowę.Długoszyi ptak był ogromny.Jego ciemne skrzydłarozpostarły się szeroko.Przejeżdżając przez bramę, Attia zrozumiała, że to posąg, i że nieprzedstawia ptaka, lecz mężczyznę z wielkimi skrzydłami.Wyglądał jakby był gotowy do skoku.- Sapphique - szepnęła.- Co?- Posąg& Sapphique&Keiro prychnął.- A to ci niespodzianka.- Jego głos odbił się echem.Znajdowali się w lochach; cuchnęłotu moczem i wilgocią.Po ścianach spływał zielony śluz.Attia tak zesztywniała, że miała ochotęzsiąść z konia i ruszyć dalej pieszo, ale Keiro nie zamierzał zwalniać.Od rozmowy z Finnem stałsię milczący i pochmurny.Odpowiadał krótko i opryskliwie albo wcale.Jej także nie chciało się rozmawiać.Na dzwięk głosu Finna przejęła ją nagła radość, aleniemal natychmiast zniknęła, bo wydał się jej tak obojętny, niespokojny. Nie opuściłem was.Ciągle o was myślę.Czy to prawda? Czy jego życie naprawdę nie było rajem, którego się spodziewał?W mroku lochów rozległ się jej gniewny głos.- Chciałam im opowiedzieć o rękawicy.Trzeba było mi pozwolić.Ten sapient coś wie.Mógł pomóc&- Rękawica należy do mnie.Nie zapominaj o tym.- Należy do nas.- Nie prowokuj mnie.- Przez chwilę milczał.- Jared kazał znalezć Naczelnika.Więc goszukajmy Skoro Finn nas zawiódł, musimy sobie radzić sami.- Czyli nie bałeś się im powiedzieć - syknęła.Wyprostował się.- Nie.Nie bałem się.Rękawica to nie sprawa Finna.- Myślałem, że bracia krwi wszystkim się dzielą.- Finn odzyskał wolność, ale się nią nie podzielił.Nagle wyłonili się z tunelu i koń stanął, jakby zdziwiony.W tym skrzydle wszystko tonęło w brudnej czerwieni.U ich stóp rozciągała się salawiększa od wszystkich im znanych.Jej odległą podłogę przecinały szlaki i drogi.Znajdowali sięna podeście wysoko pod sufitem, z którego prowadził wielki, wygięty wiadukt.Attia widziałaginące w mroku łuki i podtrzymujące je kolumny.W dole płonęły ogniska niczym małe Oczy.- Zesztywniałam.- To zsiądz.Zsunęła się z konia; podest zakołysał się pod jej stopami.Podeszła do zardzewiałejbalustrady i spojrzała w dół.W oddali ujrzała ludzi, tysiące ludzi.Wielkie migrujące tłumy, pchające ciężarówki iwozy przewożące dzieci.Dostrzegła stada owiec, parę kóz, cenne sztuki bydła, poganiaczy wzbrojach lśniących w miedzianym świetle.- Patrz! Dokąd oni idą? - Tam, skąd przyszliśmy.- Keiro nie zsiadł z konia.Siedziałwyprostowany, spoglądając w dół.- W Więzieniu ludzie ciągle migrują.Sądzą, że gdzie indziejjest lepiej.W innym skrzydle, na innym poziomie.Głupcy.Miał rację.W przeciwieństwie do Królestwa Więzienie zawsze się zmieniało.Skrzydłaznikały, drzwi i bramy się zablizniały, stalowe kraty wyrastały w tunelach.Ale jaki kataklizmzmusił tych ludzi do wyruszenia w drogę? Dlaczego światło przygasało? Dlaczego było corazchłodniej?- Chodz - powiedział Keiro.- Musimy tędy przejść, więc miejmy to za sobą.Nie spodobał jej się ten pomysł.Wiadukt z trudem pomieściłby wóz.Nie miał balustrad,tylko przerdzewiałą kładkę nad przepaścią.Znajdował się tak wysoko, że unosił się wśródnieruchomych pasm chmur.- Powinniśmy poprowadzić konia.Jeśli się spłoszy&Keiro wzruszył ramionami i zeskoczył.- Dobrze.Ja poprowadzę, a ty idz za mną.Ubezpieczaj mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]