[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież odmawia zapłacenia go twoimi pieniędzmi, czyżnie? - Specjalnie przybrała ton udawanego współczucia po to, by go roz-wścieczyć.Udało jej się.Chwycił ją za ramiona.- %7ładna kobieta nie wywoływała we mnie takiej wściekłości jak ty.Nie okazujesz mi szacunku.Robisz rzeczy, do których większość kobietnie byłaby zdolna.Mam ochotę przyznać ci rację.Powinienem czuć sięupokorzony, iż dałem się oszukać takiej prostej dziewczynie.Na dodatekrobisz coś tak głupiego, że aż trudno mi w to uwierzyć.- Cóż to takiego, wasza lordowska mość? Wyszczerzył w uśmiechulśniące białe zęby.- Gryziesz uwięzionego wilka, choć wciąż jesteś w jego uścisku.Nagły atak paniki odebrał jej dech.Jeremyn miał rację.Była głupia.Próbowała wyślizgnąć się spod niego i usiąść, ale on przycisnął jąmocniej do materaca, nie dając żadnego pola manewru.Czuła na sobieciężar jego ciała i siłę.134RSPowinna myśleć.Skoro nie mogła użyć siły, by się uwolnić, musiałapolegać na swoim rozumie.- Co wasza lordowska mość chce zrobić? Zgwałcić mnie? Niewierzę, by próżność pozwoliła ci na wzięcie siłą dziewiętnastoletniejdziewicy.- Jeszcze nie bardzo się boisz, prawda? - Przejechał jej palcem poszyi, wyraznie wyczuwając jej puls.- Nie umiesz całować.Nie wiesz nic omężczyznach.Bluzgasz jak marynarz, choć wychowywano cię podkloszem.Jeszcze nigdy nie spotkałem tak nieświadomej dziewczyny.- Pod kloszem? - Zaśmiała się gorzko.- Moją siostrę i mniewyrzucono ze szkoły z internatem, kiedy miałam dziewięć lat, bo ojciecnie mógł dłużej płacić czesnego.Od tamtego czasu włóczę się po Anglii,bez dachu nad głową, a ty mi mówisz, że wychowywałam się podkloszem?- A więc twoja siostra musiała robić wszystko, żeby cię chronić.-Dotknął wargami jej szyi i zaczął muskać delikatnie jasną skórę.- Bojesteś głupiutką gęsią.Zacisnęła pięść i wycelowała w jego głowę.Nawet się nie ruszył.Rozum.Posłuż się rozumem.- Tak więc dał się pan uwięzić nie tylko dziewiętnastoletniejdziewicy - rzekła - ale i głupiej gęsi.Przytrzymał jej nadgarstki jedną ręką i znów wykrzywił usta w tymleniwym, szerokim uśmiechu.- Tak.A ty dałaś się zniewolić swojej głupiej ofierze.Wciąż kipiała w nim złość.Był od niej znacznie silniejszy.Może135RSfaktycznie była głupią gęsią? Pocałował ją.Jednak nie jak ostatnim razem.Wtedy ich usta zetknęły się w walceo.o coś.O dominację.Tak, o dominację.Teraz zaś szarpała się bezskutecznie, podczas gdy on dawał jejspokojną lekcję o uczuciu, którego jeszcze nie znała.albo nie chciałapoznać.Burzyła się w niej krew, była gotowa okładać go pięściami i rzucaćmu w twarz obelgi, ale on przycisnął jej nad głową dłonie do poduszki.Uwięził jej nogi w ciężkiej, wełnianej halce i fałdach spódnicy.Kiedypróbowała wyślizgnąć się bokiem, wcisnął jej kolano między nogi, tak żekażdy jej ruch rozszerzał je jeszcze bardziej.Nie miała dokąd uciec.Po jednej stronie miała kamienną ścianę, a podrugiej jego.Jeszcze gorszy od tej bezradności był jego spokój.Zdawał sięzupełnie niezainteresowany jej wrogością.Na jego twarzy malowało sięskupienie.Wsunął jej język do ucha, a potem delikatnie dmuchnął.Przeszedł ją dreszcz i poczuła gęsią skórkę na całym ciele.Chwyciłostrożnie zębami jej dolną wargę, rozchylił jej usta i pocałował ją.Tymrazem nie był to pocałunek dwojga wrogów ani lekcja.To byłozjednoczenie.On był mężczyzną, a ona kobietą.On napierał, a ona przyjmowała.Chłodny dreszcz ustąpił uczuciu osobliwego ciepła, gdy zaczął ocierać sięudem o jej udo, a potem o dziwnie wilgotny wzgórek między nogami.Jegojęzyk wsuwał się i wysuwał z niej nieprzerwanie, budując przyjemnenapięcie.136RSWolną rękę wsunął jej pod szyję, odchylił jej głowę i otworzył jejciało na pieszczoty.Oderwał wargi od jej ust i muskał nimi delikatnąskórę.Podszczypywał ją ustami, próbował językiem.W jakiś niewytłumaczalny sposób udało mu się uspokoić ją swojącierpliwością oraz zadowoleniem, jakie czerpał z jej ciała.Rozwiązał szal zakrywający jej piersi, odczepił go od sukienki ipowoli zsunął go z niej, najpierw z jednej, a potem z drugiej strony.Widok skromnego dekoltu i kremowej skóry zdawały się gozadowalać, gdyż zaczął pieścić wzrokiem ukryte krągłości jej piersi.- Piękne - mruknął.- Cóż za dyskretna prowokacja.Niczym cennypodarunek zawinięty w wyblakły muślin.- Rozpinał jej gorset guzik poguziku, zatrzymując się na moment po każdym.Za każdym razem, gdy nabierała powietrza w płuca, jego wzrokstawał się coraz bardziej skupiony i wiedziała.wiedziała, co chciałzrobić.On jednak odsunął się i delektował jej widokiem, dręczył jąpełnym napięcia oczekiwaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]