[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubił trzy ptaki, a reszta wzleciała w powietrze i krążyła nad jego głową,skrzecząc wściekle.Wkrótce jednak Leeka zrozumiał, że postawił sobie niewykonalnezadanie.Pojawiało się coraz więcej ptaków; siadały na ziemi, kiedy tylko odwracał się donich plecami.Uświadomił sobie, że dookoła są też inne stworzenia: nieduże białe lisy z różowąobwódką dookoła pyska, zwierzę podobne do łasicy z ogonem w czarno-białe pasy, a nawetjakiś gatunek owadów o twardym pancerzu, sprawiających wrażenie odpornych na zimno.Zabił kilka z nich samym dotykiem ciepłych palców.Gorąco.Jaka to potężna siła, narzędziezarówno życia, jak i śmierci, tortur i wybawienia.Przy tej ostatniej myśli zaczął zbierać opał na ognisko.Był słaby, więc szło mu toopornie.Musiał się często zatrzymywać i popijać z bukłaka przypiętego na brzuchu orazpogryzać twardy podpłomyk, jedyne pożywienie, jakie mógł znieść jego żołądek.W ukośniepadającym świetle wczesnego zmierzchu podsycał coraz większy ogień i wrzucał do niegozamarznięte, osmalone ciała swoich żołnierzy.Wypuszczał się w mrok i zimno i przyciągałofiary dla płomieni.Wiele razy odbywał taką podróż między skrajnościami.Kiedy robił zbytszybki ruch, kręciło mu się w głowie, dlatego często przyklękał z zamkniętymi oczyma,nieruchomiał i czekał, aż to minie.Znowu wzmógł się wiatr i przy jego zmiennych,wściekłych podmuchach trudno było nie wdychać dymu.Mimo to Leeka nie przerywał pracy,dopóki jej nie ukończył.Jego żołnierze nie mogli być pożywieniem dla padlinożerców.Lepiejuwolnić ich, by mogli ulecieć w zaświaty i poszukać spokoju, rozrzuceni po całymniewydarzonym dziele stworzenia Dawcy.Pózniej tego samego wieczoru Leeka skulił się przy ogniu.Oczy łzawiły mu odunoszącego się na wietrze popiołu.Brud zlepił mu wargi i przywarł do zębów.Kilka razypodmuchy wiatru przyniosły głosy śpiewających w oddali kobiet.Wydawało mu się toniemożliwe, a mimo to Leeka słyszał je niemal na tyle wyraznie, by rozróżniać pojedynczesłowa i móc zanucić melodię.Co ma teraz robić? Raz po raz usiłował się skupić na tympytaniu.Był generałem, którego spotkała tragedia; przede wszystkim musi ułożyć plandziałania.Nie udało mu się jednak wyjść poza postawienie tego pytania, bo zawsze jegouwagę odwracało wspomnienie rzezi.Chociaż głowę miał pełną obrazów, nie umiał odnalezćchoćby jednego, na którym ginął któryś z wrogich stworów.Przez cały dzień nie znalazł anijednego zabitego napastnika.Wszystkie kończyny, które zebrał i wrzucił do ognia, należałydo jego ludzi.Nie znalazł żadnego dowodu na to, że zginął choćby jeden wróg, niczego, coprzekonałoby go, że któryś z nich został ranny.W lśniącym świetle poranka szlak najezdzców był doskonale widoczny.Znieg i wiatrnie zdołały go zatrzeć; wyglądał jak koryto wyschniętej rzeki wcinające się w tundrę.Pojazdyna kołach, które pchali lub ciągnęli, musiały być potężne, ponieważ pozostawiały w lodziekoleiny głębokie na kilkadziesiąt centymetrów.Leeka widział też przecinające się tropy tychdziwnych nosorożców oraz niezliczone ślady stóp wrogów.Niektóre były o połowę większeod ludzkich.Inne najwyrazniej pozostawiły dzieci.A jeszcze inne wyglądały na odciskibutów akacjańskich żołnierzy.Jeńcy?Leeka ruszył po tych śladach.Wszystkie zapasy, jakie zdołał odnalezć, ciągnął namałych saniach.Z masztów do namiotów zrobił kijki, które przy każdym kroku wbijał w lód.Biegł, samotny, w pościgu za armią.Nie miało to wielkiego sensu, ale po prostu musiał cośrobić.Był przecież żołnierzem imperium, a po okolicy krążył wróg i trzeba było ostrzecnaród.ROZDZIAA 10Jak wszyscy Aushenianie, których widywał dotąd Aliver, Igguldan z dumą nosił strójnarodowy: skórzane obcisłe spodnie, zieloną koszulę, niebieską kamizelkę i filcowy kapeluszwłożony na bakier.W gruncie rzeczy był to prosty strój, odpowiedni na polowanie.Pasowałdo narodowego charakteru Aushenian, którzy kochali swój pofałdowany, lesisty kraj i wciążuważali siebie za takich samych myśliwych, jakimi byli ich przodkowie.Patrząc na sylwetkęIgguldana, Aliver pomyślał, że może rzeczywiście nimi są.Powiedział kiedyś ojcu, że nie powinno się innym narodom pozwolić na zachowanieurzędu króla.Jaki sens ma panowanie jednego króla nad innymi królami? To podkopuje jegowładzę, grozi zrównaniem pozycji innych królów z jego pozycją.Czy w imperium niepowinien być tylko jeden monarcha? Leodan odpowiedział wtedy cierpliwie, że nie, tak niebyłoby lepiej.Wszystkie narody Znanego Zwiata oprócz Aushenii zajmują drugorzędnąpozycję wobec Akacjan.Są to ludy podbite, lecz nie pozbawione dumy.Pozostawieniekrólów i królowych oraz ich obyczajów pozwala im zachować odrobinę tej dumy.Jest toważne, ponieważ ludzie bez poczucia tożsamości są zdolni do wszystkiego. Niczego ci nie ubędzie, jeśli czasem nazwiesz kogoś innego królem dodał wtedy.Niech będą tym, kim są, a nasze rządy niech wydają im się tak łagodne, jak dotyk ojcowskiejdłoni na ramieniu syna.Z aushenijskim księciem nie spotkała się cała Królewska Rada.Kilku jej wyższychczłonków przysłało swoich sekretarzy co Leodan skomentował z niezadowoleniem.Obokkróla siedzieli Thaddeus, Sire Dagon z Ligi Statków oraz wystarczająca liczba innychdostojników, by nadać spotkaniu odpowiednią rangę.Cudzoziemskiego księcia otaczaliurzędnicy z jego kraju, doradcy i wytrawni ambasadorzy.Aliver wiedział, że książę jeststarszy od niego tylko o trzy lata, lecz sprawiał wrażenie o wiele bardziej doświadczonego.Starsi okazywali mu szacunek.Zanim się odezwali, prosili wzrokiem o pozwolenie.Książęswobodnie rozmawiał z Leodanem i Thaddeusem, a także wygłosił długie pozdrowienie odojca, Guldana, które dzięki rytmowi i paru rymom brzmiało jak wiersz.Aliver mógłby sięnawet poczuć urażony, widząc młodego człowieka, który zachowuje się w takiej roliswobodniej od niego, tyle że trudno było nie lubić Igguldana z jego rozjaśnioną uśmiechemtwarzą. Szlachetni radni Akacji powiedział książę szczerze mówiąc, nigdy nie widziałempiękniejszej wyspy ani pałacu robiącego większe wrażenie.Jesteście błogosławionymnarodem, a sama Akacja to główny klejnot w najbogatszej koronie.Przez pewien czas przemawiał tak, jakby jego jedynym celem było wychwalanieakacjańskiej kultury.Mówił o tym, jak zachwyca go widok roztaczający się z wysokopołożonych cytadel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]