[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rudolph dał mi stary toporek ciesielski, a Vicus pożyczył dwa potrzaski, podwarunkiem że mu je zwrócę wraz ze skórami schwytanych zwierząt.Uciekłem wtedy napołudnie, w góry Rhon - pokazał palcem pobliskie pasmo - do opuszczonego niedźwiedziegobarłogu.Zrobiłem drzwi, nieco przerobiłem gawrę i spędziłem zimę, zastawiając potrzaski.Kiedy wróciłem po Leonorę, dowiedziałem się, że kilku łotrów z tych, co mnie oskarżyli,przyznało się, że złożyli fałszywe zeznania, ale wtedy już moje ziemie posypano solą.Mimoto opat nie chciał sprzedać mi ziarna ani wydzierżawić innego terenu, a nawet zagroził, żepodobnie potraktuje tych, co mi pomagali.Wtedy postanowiliśmy z Leonorą przenieść się doniedźwiedziego barłogu i na zawsze zamieszkać w głuszy.- I od tamtej pory nie byliście w Fuldzie? - zainteresowała się Theresa.- Oczywiście, że byłem.A jak inaczej sprzedawałbym moje skóry? Opat wkrótcepotem umarł - zaśmiał się.- Zginął jak karaluch.Ten, co przyszedł na jego miejsce,zapomniał o groźbach, ale nic już nie było jak przedtem.Często jeżdżę do Fuldy wymienićmiód na sól albo po smalec, bo tutaj o niego ciężko.Wcześniej Leonora też ze mną jeździła,ale teraz ma chore nogi i wszystko przychodzi jej z trudem.* * *O zmierzchu zostawili za sobą zieleń lasów i wjechali na porośnięty chaszczami teren.Drzew było coraz mniej, przez co wiatr był silniejszy.Zapadała już noc, gdy dotarli w pobliże niedźwiedziego barłogu.Teren był tu tak kamienisty, że Theresa dziwiła się, jak koła wozu jeszcze to znoszą.Althar kazał jej mocno trzymać Hoosa, ale mimo jej wysiłków turkotanie sprawiło, żemłodzieniec zaczął pojękiwać.U stóp potężnej granitowej skały Althar zatrzymał wóz i zeskoczył na ziemię.Krzyknął kilka razy, po czym zaczął coś nucić.- Możesz już wyjść, ukochana - powiedział i zanucił jakąś prostą melodyjkę.- Mamytowarzystwo.Zza pobliskich krzaków wyjrzała pulchna kobieca twarz.Leonora wydała z siebieokrzyk radości i zanuciła tę samą melodię.Była przysadzistą kobietą, ale poruszała się,zmysłowo kołysząc rozłożystymi biodrami, a na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.- Cóż takiego przywiózł mi mój książę? - spytała, biegnąc wprost w otwarte ramionaAlthara.- Jakąś ozdobę albo wonne olejki ze Wschodu?- Tu masz swoją ozdobę - zażartował Althar, przyciskając swoje krocze do brzuchakobiety, co wywołało u niej szalony atak śmiechu.- A ci dwoje? - spytała ze zdziwieniem, wskazując na Hoosa i Theresę.- Widzisz - mruknął Althar, unosząc brew - jego pomyliłem z jeleniem, a onazakochała się w moich długich włosach.- Cóż - zaśmiała się Leonora - w takim razie chodźcie, porozmawiamy w środku, bo tuna zewnątrz robi się diablo zimno.Rzeczy zostawili na dworze, a Hoosa przenieśli do gawry i ułożyli na grubej warstwieskór.Theresa zauważyła, że w sklepieniu zrobiono otwór, przez który wylatywał dym, apod nim urządzono kuchnię.W palenisku wesoło trzaskał ogień i w pomieszczeniu byłociepło.Leonora poczęstowała ich ciastem z jabłkami, które zjedli z wielkim smakiem.Choćmebli było niewiele, Theresa czuła się niemal jak w pałacu.W trakcie wieczerzy Altharpowiedział jej, że mają jeszcze drugą jaskinię służącą jako magazyn, a także chatę, do którejprzenoszą się, gdy robi się cieplej.Kiedy skończyli jeść, Theresa pomogła posprzątać zestołu.Potem wróciła do Hoosa i go okryła.- Będziesz spać tutaj.- Leonora wskazała Theresie miejsce.Odsunęła kozę i odgoniłakury.- Nie martw się chłopcem.Gdyby Bóg chciał, już by go do siebie zabrał.Theresa skinęła głową.Kiedy położyła się, zaczęła rozważać, czy powodem, dlaktórego Hoos za nią poszedł, była chęć odzyskania sztyletu.* * *Tamtej nocy Theresa prawie nie spała, zastanawiając się nad znaczeniem tegopergaminu.Nim się położyła, wyjęła go z sakwy i przeczytała jednym tchem.Odniosławrażenie, że to jakiś akt prawny, w którym szczegółowo opisywano testament pozostawionyprzez cesarza rzymskiego Konstantyna, założyciela Konstantynopola.Przypuszczała, żedokument jest niezwykle ważny, inaczej ojciec by go tak dobrze nie schował.Później w jejgłowie znów rozgorzały wspomnienia pożaru w Wurzburgu: płomienie w warsztacieKornego, nikczemny uśmiech pergamenariusa i ogień pochłaniający tę biedną dziewczynę.Wnocy śnili jej się dwaj straszni Sasi, na wpół ludzie, na wpół potwory, którzy chwytali ją igwałcili.A potem wilki, które najpierw pożerały konia Hoosa, a potem rzucały się na nią.Wmajakach miała wrażenie, że widzi przed sobą Hoosa przysuwającego powoli do jej szyisztylet, który mu ukradła.Kilka razy nie była pewna, czy to sen, czy jawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]