[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztąbędę przecież z Ryśkiem.A właśnie! Kiedy ślub?- W grudniu.- Zimą? Zamarzniesz, %7łabo!- Ania się uparła, bo właśnie w grudniu się wszystko zaczęło.- Grudniowy bajer działa najskuteczniej.- Dość! - przerwała kategorycznie Tośka.- Zanim znów sięrozwiniecie! Czy w karcie dzisiejszego wieczoru jest tylko szampan? Czymogę liczyć na coś mocniejszego? Jakiegoś małego drinka, jak wWierzbie? Trzeba podtrzymywać tradycję, póki się trzyma na nogach.- Zaraz będą drinki, Tosiu, obiecuję.Ale skoro mowa o tradycji, mamdo ciebie ogromną prośbę.- Mam być druhną czy świadkiem?- Zwiadkiem będzie Justyna.Wybacz, Tośka, ale to jedyny sposób,żeby ściągnąć ich z Pawłem na nasz ślub.A druhen nie przewiduję.- Mówiłaś, że się rozeszli?- Jeszcze nie.Są w nieformalnej separacji.- A Ani bardzo zależy, żeby się pogodzili - wpadł mi w słowo Jacek.-Z licznych powodów - dodał ciszej, bez cienia przekąsu czy ironii.- To o co chodzi? Zaintrygowałeś mnie, Jacku?- Przekonaj Anię, żeby porozmawiała z ojcem.On nawet nie wie, żeplanujemy ślub! Próbowałem przemówić jej do rozsądku, ale nic niewskórałem.- W tym ci nie pomogę - powiedziała stanowczo, zapalając papierosa.- Dlaczego?- Bo znam jej ojca.- Zgadzam się z Tosią, bracie - przemówił Tomek zza kompresu.-Tata Paskudy to.To trudny człowiek - dokończył z wysiłkiem.Jacek był wyraznie zdezorientowany.Spozierał bezradnie to na Tośkęwydmuchującą pedantycznie kółka z dymu, to na Tomaszaprzykładającego okład do czoła.Wreszcie skrzyżował wzrok ze mną,przepełnioną czymś w rodzaju gorzkiej satysfakcji.Widzisz, kochanie? Nie tylko ja tak go widzę.Może ta sama opinia zust ludzi, którym ufasz, przystopuje cię w zapędach.Ojciec ocenił ciebie imnie już dawno.Nigdy nie przyzna się do błędu.On ich przecież niepopełnia! Ma monopol na rację absolutnie we wszystkim.A nasza miłośćobchodzi go tyle co zeszłoroczny śnieg.Nie zainteresował się nawet, jakdotarłam do domu.Milczy od Bożego Narodzenia.Chce mnie ukarać zasamodzielną decyzję.I napawać się, jeśli coś mi nie wyjdzie.Czeka tylko,kiedy na kolanach przyjdę żebrać o pomoc.I wtedy sypnie szmalem.Będzie miał gest i możliwość wypominania mi głupoty do końca życia.Na to czeka i, niech mnie diabli, jeśli się doczeka! Prędzej skonam gdzieśpod płotem!- Będą w końcu te drinki, czy sama mam zrobić? - uratowała sytuacjęTośka, przerywając kłopotliwą ciszę.Nie powinnaś prowadzić.Nie dzisiaj.Zamieńmy się miejscami, Aniu- prosił Jacek, kiedy wyprzedzałam kolejnego tira na drodze przedSochaczewem.- Ania! Nie panujesz nad sobą! - zaprotestował przynastępnym manewrze, tym razem na trzeciego.- Przeciwnie.Jestem zupełnie spokojna i skoncentrowana na tym, corobię - odpowiedziałam, przyspieszając.- Nie znoszę ciężarówek.Przyprawiają mnie o napady klaustrofobii.Jeden taki przeraził mnie śmiertelnie na obwodnicy Poznania.Podjechał z tyłu i włączył syrenę.Wyobrażasz sobie? Ja w Trollu, jeszczew Trollu, a za mną rycząca, rozpędzona masa pół metra od tylnegozderzaka.- Zajechałaś mu drogę?- Bynajmniej.Jechałam normalnie dwupasmówką.To on naglezmienił pas i zrobił sobie radochę.Cymbał.A ja miałam wtedy prawojazdy od trzech miesięcy.I jezdziłam absolutnie w zgodzie z kodeksemdrogowym.- Jak sobie poradziłaś? Zjechałaś na pobocze?- Zamknęłam oczy i docisnęłam gaz.- %7łartujesz, prawda? - Spojrzał na mnie ze zgrozą.- Nie.Na cudzą agresję reaguję irracjonalnie, jeśli nie zauważyłeś.Autentycznie jechałam na ślepo kilkadziesiąt metrów.W Wielkopolscemają świetne drogi, sam widziałeś.Naleciałości kulturowe.Pruskiordnung.Nawet na zakręcie nie wyleciałam z toru, samo mnie niosło.Aten imbecyl nadal bawił się moim kosztem.Znów zmienił pas i jechałrównolegle, kompletnie blokując drogę przez kolejny kilometr.Iszczerzył do mnie braki w uzębieniu przez szybę.Od tej pory konse-kwentnie tępię tiry.- Wcześniej jakoś nigdy nie ryzykowałaś w trasie.Czasem nawetprowadzisz zbyt zachowawczo.- Jak baba, dodaj.Jak baba.- Nie o to chodzi, Lwiątko.Zwykle unikasz niebezpiecznychmanewrów, a teraz walisz jak mistrz formuły pierwszej.Punto to niebolid wyścigowy, a my się z nikim nie ścigamy.Zwolnij! Albo daj mnieprowadzić.- Zapomnij.Coś mi się należy od życia.Uwielbiam prowadzićsamochód.To mnie odstresowuje.- Jeśli dalej tak będziesz jechała, to nie stresy nas zabiją -skwitowałkolejne wyprzedzanie nie tylko wbrew zasadom ruchu, ale i zdrowemurozsądkowi.- Spoko.Wyluzuj bracie, jak mawia twój nowy przyjaciel.Sytuacjajest kontrolowana.No i stało się! Padły magiczne słowa.Patrol drogówki, tym razem zradarem, zatrzymał nas tuż za Sochaczewem.- Przekroczenie dopuszczalnej prędkości i złamany zakazwyprzedzania.Proszę ze mną do radiowozu.Sprawdzimy, czy jest panitrzezwa.- %7łona nic nie piła, panie władzo! - zapewnił Jacek nieco na wyrost.-Wie pan, te hormony! Pan pozwoli, że to wyjaśnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]