[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojedynczy bieg schodów prowadził na szczyt muru, na którym trębacze wygrywali wojskowyhejnał ku czci zmarłego młodego księcia, a jego ciało ubrane w zbroję opuszczano do ognistegodołu.Drabina wiodła w dół do wąskiego pokoju, w którym staruszka drżącym głosem śpiewałarymowankę nad grobem wnuczka.Raz za razem skręcając w nowe korytarze, Arjun stopniowo wydostał się z Domu Cere.Wciąż uczył się tej sztuki.Właśnie: sztuki nie nazywał tego sztuczką, gdyż nikogo w tensposób nie oszukiwał.Shay i Lemuel opowiadali o tym jak o oszustwie lub kradzieży, ale miastochętnie ukazywało swą niezwykłą obfitość tym, którzy poświęcali mu dość cierpliwości i uwagi.Arjun potrzebował dużo czasu, by znalezć drogę wyjścia z Domu i jego niezliczonychodpowiedników w innych wersjach miasta.Przez pewien czas ścieżka prowadziła go przez Dom,który przyjmował żywe ofiary, wbrew ich woli.Szybko opuścił jego korytarze.Na zarośniętym cmentarzu szedł przez gęstą trawę, prowadzony pieśnią konika polnego iznalazł się na Wrzosowisku lub czymś, co bardzo je przypominało, choć tutaj czuł się niezdarny ibezbarwny wśród pięknych, łabędzioszyich młodych mężczyzn i kobiet, którzy wylegiwali się nałąkach.Po krótkiej wędrówce natrafił na zespół, grający przy białym mostku.Większość miejsc, które odwiedzał, nie wyróżniała się niczym szczególnym.Przemierzyłtuzin dzielnic przypominających Shutlow, gdzie ludzie wiedli zwyczajne i nudne życie, ale trafiłtakże do miejsca, w którym wszyscy mieszkańcy nosili na ramionach szepczące do nich koty.Przyspieszył kroku intuicja podpowiadała mu, by nie biec chcąc uciec przed ciekawskimispojrzeniami.W innym miejscu olbrzymie ptasie bóstwo (czyżby to samo?) rozkładało nadmiastem błyszczące skrzydła, których powolne bicie wyznaczało rytm dnia i nocy, a ludzieunosili się w powietrzu między wysokimi łukami budynków.Możliwe jednak, że dla nichsamych takie życie również nie było niczym wyjątkowym.Arjun pomyślał o Atlasie.Nawet gdyby miejskie bóstwa i władcy nie zwrócili się przeciwkonim, ich projekt i tak nie miałby szans powodzenia.Miasto było nieskończenie rozległe i nie dałosię stworzyć jego mapy.Jednakże, jeśli miasto było nieskończone, to mieszkała w nim nieskończona liczba ludzi,których twórcy Atlasu z czasem mogli zwerbować do swojego projektu.Nieograniczony czas iliczba pomocników, a z drugiej strony bezkresna przestrzeń co by zwyciężyło? Idea Atlasumogłaby rozprzestrzeniać się bez ograniczeń.Podobnie jak to się działo z echami Głosu, które uwolnił w mieście.Arjun z radościązauważył, że wszędzie słyszy tę pieśń.Przesączała się przez szpary i przybierała nowe formy.Poprzedzała go, wytyczając jego ścieżkę.Gdy szedł po moście linowym rozpiętym między wieżami, przyszło mu do głowy, że byćmoże jedno z ech Głosu, które uwolnił, znalazło drogę do przeszłości miasta twórców Atlasu,dojrzało tam, wyrosło na prawdziwego boga i wyruszyło na południe.Było to małoprawdopodobne, lecz możliwe, ale nie miał jak tego sprawdzić.Echa Głosu doprowadziły go do kresu pierwszej wyprawy.Poszedł za grupą demonstrantów,którzy wyśpiewywali jego pieśń, po czym skręcił w uliczkę, gdzie tę samą melodię nuciładziewczynka sprzedająca kwiaty, a następnie powędrował szeroką ulicą, a tam pieśń donośnierozbrzmiewała w okazałym teatrze.Potem udał się jej śladem przez kolejne uliczki, aż jejbrzmienie stało się szorstkie i odległe, jakby wyśpiewywał ją ktoś o fatalnym głosie, kto nadodatek dopiero uczył się śpiewać, wciąż bowiem zacinał się na tej samej nucie i musiałzaczynać od początku.Arjun przeszedł przez drzwi i znalazł się w pomieszczeniu, z któregodobiegała pieśń.Dzwięk wydobywał się z urządzenia stojącego na oknie, wysoko nad miastem, i rozpływał wpowietrzu.Urządzenie było czymś w rodzaju pozytywki.Arjun ostrożnie go dotknął i przestawiłdzwignię; rozległ się zgrzyt i muzyka się urwała.Zapadła cisza.Wnętrze pokoju było surowe i nieumeblowane.Arjun wyjrzał przez okno naciche, opustoszałe ulice.Nigdy nie widział tak spokojnego miasta.Wyszedł z pokoju i długimi, szerokimi, krętymi schodami wydostał się na zewnątrz.Ulicabyła pusta.W otaczających go wysokich oknach nikogo nie było.Urządzenie, które wyłączył,stanowiło jedyne zródło dzwięku.Przez jakiś czas szedł przed siebie, ale nikogo nie zobaczył aninie usłyszał, nawet psa ani ptaka.Nie znalazł śladów nagłej ucieczki: żadnych niedokończonych posiłków czy pustychpojazdów na ulicach.Tak naprawdę, nie licząc samych szarych budynków, dostrzegał tylkonieliczne oznaki ludzkiej obecności, wszystkie całkowicie przypadkowe.Przy ulicy stałapojedyncza zgaszona latarnia.Na jezdni leżał czarny but.Zajrzawszy przez jedno z okien, Arjunzobaczył pokój, w którym nie było niczego poza krzesłem ustawionym przodem do ściany.Wkolejnym pokoju znajdował się pulpit z na wpół otwartą książką o pustych stronach.Na trzecimoknie namalowano słowo Delikatesy", używając kanciastej szarej czcionki, jednakże wnętrzebudynku również było puste.W szarych ścianach nawet nie było drzwi.Było to najbardziej samotne miejsce, w jakim Arjun kiedykolwiek przebywał.Pozbawioneżycia i celu.Kojarzyło mu się z Tajfunem.Czy potwór doprowadzi miasto właśnie do takiejmartwoty, pustki i brzydoty? Czyżby Arjun znalazł się w przyszłości miasta twórców Atlasu, potym jak Tajfun pochłonął w nim całe życie? Możliwe.Nie był w stanie tego sprawdzić.Tak czyinaczej, miasto przyprawiało go o dreszcze.Było nie do zniesienia.Pozostało mu do zrobienia jeszcze jedno.Musiał zawrócić i doprowadzić sprawy do końca.Cofnął się do pokoju z grającym urządzeniem i zaczął przy nim manipulować, coraz bardziejnerwowo, aż wreszcie odkrył, w jaki sposób należy przestawić dzwignię i umieścić igłę naobracającym się krążku, by znów zabrzmiała muzyka.Wykorzystując ją jako znak, przeszedłprzez drzwi, ruszając w drogę powrotną.Rozdział 44Po powrocie do miasta twórców Atlasu Arjun opuścił Dom Cere i wyruszył powozem nadrugi koniec Ararat. Nie przejadę przez Czwarty Okręg uprzedził woznica. To zawsze było złe miejsce, aleteraz.podobno walczą o nie białe szaty i Gromowładni.Używają nadludzkich mocy.Podobnoniektórzy potrafią latać, a inni odbierają oddech samym spojrzeniem.Trzymam pod siedzeniempistolet i pałkę, ale to jest dobre tylko na pijaków i rabusiów.W coś takiego się nie wpakuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]