[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za czął od przed sta wie nia Mer ric ka w To wa rzy stwie Pa to lo gów, lecz nie na wie le sięto zda ło po szcze gól ne człon ki pa cjenta pod da no różno rod nym ba da niom i skoń czy ło się to tym, żele karz zo stał wplą ta ny w ty leż go rą ce, co bez płod ne dys ku sje na te mat na tu ry tej ta jem ni czej cho ro by,de ba ty prze cho dzą ce w wy mia nę in wek tyw, po nie waż za wsze zna lazł się ktoś, kto ko rzy stał z oka zji,aby od ku rzyć sta re ani mo zje.Jed nak brak zgo dy wśród ko le gów wca le nie znie chę cił Tre ve sa, a gdydo głęb niej za sta no wił się nad ży ciem Mer ric ka, oca le nie go z nie pew ne go świa ta wi do wisk sta ło siędla nie go jesz cze pil niej sze.Ko lej nym kro kiem chi rur ga było sta ra nie o umieszcze nie mło dzień ca wszpi ta lu, w któ rym sam pra co wał, gdzie mógł by go ba dać w wy god nych wa run kach.Nie ste ty, ża denszpi tal nie udzie lał za kwa te ro wa nia prze wle kle cho rym.Dy rek cja ośrod ka przy kla snę ła pro po zy cjichi rur ga, ale mia ła zwią za ne ręce.Sam Mer rick, wo bec pa to wej sy tu acji, za su ge ro wał na wet, żepod jął by się pra cy la tar ni ka albo ja kie kol wiek in nej, któ rą mógł by wy ko ny wać z da le ka od świa ta.Tre ves jed nak nie da wał za wy gra ną.Zde spe ro wa ny zwró cił się do pra sy i w cią gu kil ku ty go dniuda ło mu się spra wić, że smut ny los nie szczę śni ka zwa ne go Czło wie kiem Sło niem po ru szył cały kraj.Na pły nę ły dat ki, ale Tre ves chciał nie tyl ko pie nię dzy: po trze bo wał po rząd ne go domu dla swe go pa -cjen ta.Po sta no wił wów czas włą czyć w swe pla ny ro dzi nę kró lew ską, je dy ne oso by znaj du ją ce siępo nad ab sur dal ny mi pra wa mi ogra ni cza ją cy mi spo łe czeń stwo, i osią gnął spo ro: ksią żę Cam brid georaz księżna Wa lii zgo dzi li się po znać dziw ną isto tę.Reszty do ko na ły zna ko mi ta kul tu ra oso bi sta,oby cie i nie sły cha na ła god ność Mer ric ka.Oto jak Czło wiek Słoń zo stał umiesz czo ny w cha rak te rzesta łe go go ścia w skrzy dle szpi tal nym, w któ re się wła śnie za głę bia li. Tu Jo seph jest szczę śli wy oznaj mił Tre ves nie spo dzie wa nie roz ma rzo nym to nem. Ba da nia,któ re od cza su do cza su prze pro wa dza my, przy no szą owo ce, ale wy da je się, że dla nie go to nic niezna czy.Jo seph jest prze ko na ny, że tę cho ro bę spo wo do wał słoń, któ ry po trą cił jego mat kę, gdy byław cią ży i przy glą da ła się pa ra dzie.Naj smutniej sze w tym wszystkim, pa nie Wells, jest to, że to czy mypyr ru so wą woj nę.Za pew ni łem Mer ric ko wi miesz ka nie, lecz nie wiem, jak po wstrzy mać po stę pycho ro by.Jego czasz ka ro śnie z dnia na dzień i oba wiam się, że wkrótce szy ja nie bę dzie w sta nieutrzy mać nie wia ry god ne go cię ża ru gło wy.Chłód, z ja kim le karz prze wi dy wał śmierć pa cjen ta, w po łą cze niu z po sęp nym opuszcze niem, wja kim zda wa ło się po grą żo ne to skrzy dło szpi ta la, wtrą ci ły Wel l sa w stan ogrom ne go przy gnę bie nia. Chciał bym, by swo je ostatnie dni spę dził w moż li wie jak naj większym spo ko ju cią gnął da lejchi rurg, nie zwa ża jąc na bla dość, któ ra za czę ła do mi no wać na twa rzy jego to wa rzy sza. Ale wy glą -da na to, że pro szę o zbyt wie le.Cza sa mi w nocy są sie dzi z oko li cy gro ma dzą się pod jego oknem, bygo ob ra żać lub na igra wać się z nie go.Uwa ża ją go na wet za win ne go tych wszystkich mor derstw po -peł nio nych na dziw kach w dziel ni cy.Czy ten świat zu peł nie po stra dał roz są dek? Mer rick nie był byzdol ny na wet do za bi cia mu chy.I jak panu mó wi łem, jest nie wia ry god nie wraż li wy.Czy pan wie, żepo chła nia po wie ści Jane Au sten? A pew ne go dnia za sko czy łem go, gdy pi sał wier sze.Tak jak pan,pa nie Wells. Ja pi szę opo wia da nia, nie wier sze mruk nął Wells bez szcze gól ne go prze ko na nia, jak by na ra -sta ją cy w nim nie po kój ka zał mu wąt pić we wszyst ko.Tre ves rzu cił mu wro gie spoj rze nie, roz draż nio ny tym, że jego roz mów ca pra gnie czy nić roz róż -nie nia w ma te rii tak nie zmier nie bła hej jak li te ra tu ra. Dla te go to le ru ję te wi zy ty rzekł, po trzą snąw szy gło wą jak ktoś, kto wy ra ża współ czu cie, poczym pod jął swo ją wy po wiedz w punk cie, w któ rym ją prze rwał bo dzia ła ją na nie go bar dzo ko -rzystnie.Przy pusz czam, że lu dzie przy cho dzą go zo ba czyć, po nie waż przy jego wy glą dzie na wet naj -więk si nie szczę śni cy ro zu mie ją, że mają za co dzię ko wać Bogu.Jo seph na to miast pod cho dzi do tejspra wy w inny spo sób.Cza sem od no szę wra że nie, że dla nie go te od wie dzi ny sta no wią po nurą roz -ryw kę.Co so bo tę po do kład nym przej rze niu ty go dnio wej pra sy prze ka zu je mi li stę osób, któ re pra -gnie za pro sić na her ba tę, a ja po słusz nie wy sy łam im jego kar ty wi zy to we.Za zwy czaj są to arysto -kra ci, za moż ni przed się bior cy, po sta cie pu blicz ne, ma la rze, ak to rzy i inni mniej lub bar dziej zna ni ar -ty ści& Tak czy ina czej, oso bi sto ści, któ re osią gnę ły ja kiś spo łeczny suk ces i któ re we dług nie gomają jesz cze do przej ścia ostat ni spraw dzian: skon fron to wać się z jego wy glą dem.Jak już panu wy -ja śni łem, Jo seph jest tak strasz nie zde for mo wa ny, że w tych, któ rzy na nie go pa trzą, czę sto wzbu dzadwie sprzecz ne emo cje: współ czu cie i żal oraz od ra zę.Przypusz czam, że re ak cja za pro szo nych go ściostrze ga Jo se pha, z ja kie go ro dza ju ludzmi ma do czy nie nia, czy mają do bre ser ce, czy prze ciw nie: sąob cią że ni lę ka mi i komplek sa mi.Wresz cie za trzy ma li się przed drzwia mi na koń cu ko ry ta rza. To tu oznaj mił Tre ves i na chwi lę po grą żył się w wy ra ża ją cej sza cu nek ci szy.Po tem po szu kałwzro ku Wel l sa i do dał na poły pod nio słym, na poły groz nym to nem: Za tymi drzwia mi kry je się naj -okrop niej sza isto ta, jaką pan przy pusz czal nie kie dy kol wiek zo ba czy.Ale to od pana za le ży, czy uzna -ją pan za po two ra, czy za nie szczę śni ka.Wells po czuł lek ki za wrót gło wy. Jesz cze może się pan wy co fać, być może nie spodo ba się panu to, co od kry je pan w so bie. Pro szę się o mnie nie mar twić bąknął pi sarz. Jak pan so bie życzy od rzekł Tre ves obo jęt nym to nem ko goś, kto umy wa ręce.Wy jął z kie sze ni klucz, otwo rzył drzwi i gład kim, choć au to rytar nym ge stem pchnął drzwi, abywpu ścić go ścia do środ ka.Wells wkro czył do po ko ju, wstrzy mując od dech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]