[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Kelly wyciągnęła rękę i jeden po drugim, oderwałamoje palce od kierownicy.Potem delikatnie popchnęła mnie w stronę drzwi.Masz. Wetknęła mi gazetę do ręki i wypchnęła na chodnik. Tam się scho-wamy! I dołączyła do Martina za wielkim iglastym krzakiem.Zadzwoniłam.A następnie zaczęłam się oddalać. Widzicie? Nie ma go w domu i. Birdie?Zamarłam, potem powoli się odwróciłam.W progu stał Carl w tej głupiej pięknej bluzie z Rockym i Bullwinkle, tej, którą miał za pierwszym razem wparku.Spojrzał na mnie, zamrugał, wreszcie się uśmiechnął. Nie co dzień składa mi wizytę prawdziwa superbohaterka.A może powi-nienem powiedzieć Supermama? I to, i to. Zaczerwieniłam się i wbiłam wzrok w ziemię.Wciąż jeszczeprzyzwyczajałam się do całej tej sławy, do bycia bohaterką.Ciężki chleb, szcze-gólnie jeśli ma się metr sześćdziesiąt i było się określanym mianem słodkiej". Zawsze wiedziałem, że dasz radę. Głos miał taki ciepły i uprzejmy, żenabrałam nadziei.Co dało mi odwagę, by jeszcze raz spojrzeć mu w oczy, ośmie-liło, by uczynić pierwszy krok poza tę trudną granicę, żeby go odzyskać. Ja.ja.masz. Wepchnęłam mu egzemplarz National Enquirera".Czytaj. Aagodna kasjerka ze spożywczego zakochana", autor Jimmy Nelson.Carl podniósł wzrok, ta rozkoszna zmarszczka pojawiła się na jego czole, głębo-LRTkie dołeczki ujęły usta w nawias.Kiwnęłam głową, nie mogąc oderwać oczu odjego twarzy. Birdie Lee z Astro Parku w Kansas chciałaby oznajmić wszystkim, któ-rych poznała zaczął się uśmiechać że zakochała się w Carlu Sayersie, zna-jomym z SPD, naukowcu i w ogóle porządnym facecie.�Nie ma dłużej potrzeby,by ukrywać prawdę oświadczyła drobna kasjerka. Kocham tego mężczy-znę i mogę tylko mieć nadzieję, że odwzajemni się tym samym.A jeśli nie, będęsypiać na jego ganku, dopóki nie zrozumie, że jesteśmy sobie przeznaczeni�.To nagabywanie czy nieszczęśliwa miłość? Czy ta łagodna sprzedawczyni,matka dwójki dzieci, mogłaby zmienić się w ogarniętą obsesją prześladowczynięo nikczemnych zamiarach? Czytajcie nas, żeby poznać odpowiedz!". No więc odezwałam się znów zarumieniona to National Enquirer". Owszem. Carl złożył gazetę i odchrząknął. Birdie? Tak? Teraz bałam się patrzeć mu w oczy, opuściła mnie cała odwaga,wyciekła przez podeszwy stóp i zostawiła mnie stojącą przed nim, niezdolną doruchu. Birdie. Poczułam dłoń na podbródku unoszącą go, unoszącą mnie,chwytającą mnie za rękę, ramiona ogarniające uściskiem, prowadzące mnie dodomu. Och, Birdie mruknął Carl, chwytając mnie w ramiona, gładząc mojewłosy, policzek, szyję. Och, Carl odmruknęłam, gdy moje usta odnalazły jego wargi i sycili-śmy się sobą nawzajem.Objęłam go za szyję i trzymałam z całej siły, gdy tym-czasem oboje ponownie trafiliśmy do naszego magicznego świata; znajdował sięwłaśnie tu, na progu jego domu.I w jego salonie.Moim salonie.Na ulicy przeddomem.Na parkingu przez sklepem Marvel znakomite przekąski i napoje.Gdziekolwiek, wszędzie.Dopóki byliśmy razem, mogliśmy stworzyć prywatnyksiężycowy blask i zabrać go ze sobą wszędzie, dokąd szliśmy.Obojgu nam do-dawało to siły.Teraz to zrozumiałam. Przebaczasz mi? Potarłam twarzą o koszulę Carla, chłonąc jego zapach,tym razem trochę więcej wanilii niż dymu.LRT Oczywiście.Nie ma tu nic do wybaczania. Tato? Odwróciliśmy się jednocześnie i stanęliśmy twarzą w twarz zGregiem. Mamo? Nadal jednym ruchem wykonaliśmy w tył zwrot do Kelly iMartina.Kelly klasnęła w dłonie, oczy jej lśniły. Och, razem wyglądacie tak słodko!Martin i Greg przewrócili oczyma i wymienili spojrzenia. Mamo! To już! Martin pociągnął mnie za bluzkę. Och! I wzięłam mojego ukochanego za rękę, po czym zaprowadziłamna podwórze przed domem. Patrz odezwał się Greg, pokazując coś. Na niebie! krzyknął Martin. To ptak powiedziała Kelly. Samolot! To. Niemożliwe! Carl spojrzał na mnie szeroko otwartymi i pełnymi pod-niecenia oczyma małego chłopca. Nie ma mowy! Niemożliwe! Ależ tak. Objęłam go ramieniem i spojrzałam w niebo.Gdzie w białych pióropuszach pojawiły się słowa BIRDIE KOCHA CARLAwypisywane szybciej, niż leci pocisk. Jak.jak. To premia.Wyłącznie dla członków Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Obskakuje też przyjęcia urodzi-nowe.Nagle przeleciała nad nami czerwono-żółto-niebieska smuga, beztrosko uno-sząc rękę w pozdrowieniu. Dzięki, Supermanie! zawołałam. Nie ma sprawy, Supermamo! Jego słowa powróciły echem, kiedy odla-tywał, jednym susem przeskakując trzy wysokie budynki.LRTNa ulicy zatrzymywały się samochody, ludzie wysiadali i spoglądali w niebo,czytając naszą wiadomość, naszą deklarację, odkrywając naszą miłość. Dobra! zawołał jakiś głos. Salut dla Carla i Birdie huknął ktoś inny. Salut dla Supermamy szepnął mi do ucha Carl.Wkrótce wszystkie przejeżdżające samochody dzwiękiem klaksonów wyraża-ły swoją aprobatę.Carl i ja staliśmy tam, trzymając się za ręce, z szerokimi nie-mądrymi uśmiechami, gdy tymczasem Kelly szalała wokół nas, klaszcząc, aMartin i Greg krzywili się na dwóch przeciwległych końcach werandy.I wreszcie wiedziałam, jak to jest śnić.Bo to był sen, prawda? Czy nie jestsnem coś, za czym się tęskni, nawet o tym nie wiedząc, nawet jeżeli ktoś musi cito pokazać palcem? I to, czy człowiek śpi, nie ma znaczenia.Najlepiej marzyć,pomyślałam, obserwując Supermana mknącego przez bezchmurne niebo i czującpewne ramię Carla wokół talii, z szeroko otwartymi oczyma.W ten sposób można zobaczyć, jak łatwo zrealizować marzenia.LRTPODZIKOWANIA%7ładen superbohater nie potrafi wszystkiego zrobić sam i mam swoją prywat-ną Amerykańską Ligę Sprawiedliwości, która pomogła mi w pełni użyć posiada-nych supersił.Serdeczne podziękowania dla Laury Langlie, której szacunek i namiętny sto-sunek do pisarzy i pisania oraz wiara we mnie pomogły mi przetrwać ciężkieczasy; dla Laurie Chittenden za dostrzeżenie możliwości i zrealizowanie jej, atakże dla Eriki Kahn za cierpliwość i pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]