[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy dopłynęliśmy w okolice portu i dotarliśmy do przystani łodziokoło godziny 22.00, morze było dość niespokojne.W owym czasiezawsze pierwsza grupa komandosów wchodziła na okręcie na barkędesantową, którą następnie spuszczano na wodę.Z jakiegoś powodużuraw na naszym okręcie szybciej opuścił dziób barki niż rufę, ude-rzyliśmy więc dziobem w wodę, rąbnęliśmy w burtę Glengyle iuszkodziliśmy silnik na sterburcie naszej barki.Dlatego, choć byli-śmy rzekomo barką prowadzącą, wlekliśmy się powoli, daleko w tyleza resztą i na jednym silniku.Widziałem brzeg i wyliczyłem, gdziejesteśmy, ale gdy znalezliśmy około stu jardów od plaży, dotknęliśmydnem ławicy piaskowej; admirał Cowan rozkazał naszemu sterniko-wi, podporucznikowi Englandowi, opuścić rampę.Sternik spełniłrozkaz, admirał i Evelyn Waugh wybiegli i zniknęli pod wodą.Za-trzymałem ludzi, dopóki nie przebrnęliśmy przez piach i nie dotar-liśmy do prawdziwej plaży.Weszliśmy na skalną ścieżkę i szliśmy w kierunku naszych celóww zupełnej ciszy, gdy zobaczyłem przed sobą jakieś postacie.Okazałosię, że był to oddział dowodzony przez zastępcę dowódcy jednostki,Kennetha Wylie, który szedł wysadzić most.Wylie powiedział mi, żejuż jest zbyt pózno, by iść do wodociągów i pomp, i polecił prze-prowadzić zwiad w pobliskich budynkach; jeden z nich okazał sięwypełniony nitrogliceryną w fatalnym stanie - ładunki były zawil-gocone i wyglądały na w najwyższym stopniu niebezpieczne.Niebyło sposobu, żeby je zdetonować, ponieważ mieliśmy tylko krótkielonty do ładunków mających wysadzić wodociąg, a z drugiej strony,gdyby to wszystko eksplodowało, 7.oddział komandosów i więk-szość Bardii znalazłyby się na środku Morza Zródziemnego.Byłem odkomenderowany do straży tylnej, pózno więc weszliśmyna naszą uszkodzoną barkę i wolno wyszliśmy w morze, mieliśmyprzy tym okropne kłopoty z ruszeniem z plaży.Natknęliśmy się na-stępnie na Wyliego.Widział on sygnały na brzegu, zorientował się, wczym rzecz, i znalazł jeszcze dwie barki, które osiadły na mieliznie.Zabrał na pokład wielu ludzi, ale mimo to około pięćdziesięciu czysześćdziesięciu żołnierzy z grupy zachodniej pozostało na plaży.Takczy inaczej, Wylie płynął na Glengyle , a my wolno pełzliśmy z tyłu,lecz kiedy dotarliśmy na miejsce, Glengyle już odpłynął.to byłkoszmar, słowo daję.Podporucznik England i ja zdecydowaliśmy, że najlepszą rzeczą,jaką możemy zrobić, to popłynąć do Tobruku, jakieś sześćdziesiąt milna zachód.Tobruk był otoczony przez wojska nieprzyjaciela, alebroniła się w nim australijska 9.Dywizja.Płynęliśmy bardzo wolno.Nie pamiętam wiele z tej nocy z wyjątkiem tego, że była bardzoniespokojna i że spałem z głową na plecaku, w którym było 808 ła-dunków wybuchowych.Od tego rozbolała mnie mocno głowa.O świcie znalezliśmy się niedaleko brzegu, lecz morze ciągle byłowzburzone.Ranek się dłużył, gdy wtem pojawił się na horyzoncieokręt płynący bez bandery i bez dział, i skierował się w naszą stronę.Gdy podpłynął bliżej, spytałem podporucznika Englanda, co powin-niśmy zrobić, jeśli okaże się, że jest to okręt włoski.Spodziewałemsię, że powie, iż powinniśmy się poddać, ale nic z tego.Zaświeciłlampą sygnalizacyjną i powiedział, że będzie wysyłał sygnały, ażznajdziemy się blisko, następnie podpłyniemy, przechwycimy okręt izawrócimy do Aleksandrii - on naprawdę miał duszę Nelsona!Na szczęście, okazało się, że jest to okręt brytyjski i rzeczywiściepopłynęliśmy do Tobruku.Polecono mi złożyć raport generałowiMorsheadowi, dowódcy 9.Dywizji.W porcie znalazłem ciężarówkę,którą prowadził bardzo niechlujny żołnierz australijski.Zawiózł mnieon do kwatery głównej dywizji, przez całą drogę zachowując mil-czenie.Poznałem tam generała, który także obejrzał mnie od stóp dogłów i powiedział: To, czego ci trzeba, to coś mocniejszego.Jeden zjego adiutantów wyszedł, wrócił z napełnioną do połowy szklaneczkąwhisky i stał cały czas przy mnie, gdy osuszałem szklankę.Prze-łknąłem ostatni łyk, a on westchnął: Właśnie wypiłeś ostatni łykwhisky w Tobruku.Po powrocie do Egiptu Layforce kontynuowały szkolenie, oczekującjednocześnie na nowe zadania.Porucznik Ted Galbraith z 8.oddziałukomandosów wspomina:W czasie, gdy stacjonowaliśmy w Mersa Matruh, wielu oficerów iżołnierzy, między innymi Randolph Churchill, zgłosiło się na ochot-nika na będące nowością ćwiczenia w skokach ze spadochronem.Wszyscy byli ubrani zupełnie nieodpowiednio do skakania.Silnewiatry wypchnęły wiele osób poza strefę lądowania, na skalisty grunt,co zakończyło się paskudnymi kontuzjami kolan i łokci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]