[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastukała do drzwi frontowych i czekała, aż kamerdyner Weilów jej otworzy.Po-nieważ nic takiego nie nastąpiło, weszła sama.Zaryzykowała niezbyt głośne, pytające halo", a kiedy nikt nie odpowiedział, pomyślała, że wewnątrz panuje nienaturalna cisza.Być może za długo przebywała z Magdą, bo nagle wydało jej się to złym znakiem, jakbyw domu rodzinnym królowała żałoba.Pokojówka weszła ze ściereczką do odkurzania i na jej widok z wrzaskiem uciekła.Było to zadziwiające, ale miało przynajmniej ten skutek, że w holu na górze rozległy siępospieszne kroki i Verity rozpoznała ciężki tupot wysokich wojskowych butów brata.- Hal? - Nie spodziewała się go tutaj, ale dobrze będzie go zobaczyć.- Verity? O mój Boże.Marcus! - zawołał i zaczął biec w jej kierunku.Nagle zapanował rozgardiasz.Nell usiadła na schodach, jakby na widok Verity do-znała szoku i obawiała się zemdleć.Julia, żona Hala, pospieszyła ją ratować.Diana PriceWardale znalazła się pierwsza przy Verity i ściskała ją, płacząc.- Co się stało? - spytała Verity, wyciągając ręce.Srebrna bransoleta zsunęła się przy tym ruchu z jej ramienia na nadgarstek.- Co się stało? - Diana, zazwyczaj opanowana, zaśmiała się piskliwie, histerycznie.- Verity! - powiedział Marcus ze śmiechem, obejmując ją, i przynajmniej za-brzmiało to naturalnie.- Jesteście niemądrzy - ofuknęła ich Verity.- Nie było mnie raptem tydzień, a za-chowujecie się, jakbym wróciła zza grobu.Nagle wokół niej zapadła cisza, jakby wszyscy zastanawiali się nad tym, co usły-szeli.W końcu odezwała się Diana:RLT- Nie wiesz, co ten potwór nam przysłał? Straszliwą wiadomość.Splamioną krwią.Myśleliśmy, że nie żyjesz.- Prawdopodobnie to była jego krew - wyjaśniła pospiesznie Verity.- Zranił się wrękę.- Na twojej halce.Myśleliśmy.- Reszta słów utonęła w szlochu.- I że potem po-zbył się ciała, i nawet nie moglibyśmy cię porządnie pochować, już nigdy nie mieliby-śmy cię zobaczyć.Nie powiedzieliśmy rodzicom, bo kto by się odważył poinformowaćtwojego ojca, to by go zabiło.- Dosyć! - Głos Marcusa przeciął ten potok nieskładnych słów.- Verity wróciła donas.Jest cała i przy zdrowych zmysłach.Nie ma się już czego obawiać.Utrzymamysprawę w sekrecie przed ojcem.Rozprawimy się z winowajcą szybko i po cichu.Rozejrzał się po zgromadzonych mężczyznach.Wszyscy skinęli głową w milczącejaprobacie i Verity podziękowała w duchu losowi, że Stephano zdążył odjechać.- Nic nie rozumiecie.%7ładne z was.To nieporozumienie.Mogę wszystko wytłuma-czyć - oznajmiła.- Nie teraz, kochanie.- Hal objął ją ramieniem.- Będzie na to dość czasu.Musiszodpocząć, a potem opowiesz nam o wszystkim, o czym zechcesz, albo niczego nie opo-wiesz.Jak będziesz wolała.- Twarz mu pobladła, jakby wolał nie słuchać tego, co, jaksobie wyobrażał, miała do opowiedzenia.- Hal ma rację - poparł brata Marcus.- Odpoczniesz, zjesz coś dobrego.Może cie-pła kąpiel.- Mówiąc to, usiłował skierować ją w stronę schodów, jakby nie pamiętała,gdzie mieści się jej pokój.- Nie potrzebuję kąpieli, zapewniam cię, i nie jestem głodna.Godzinę temu zja-dłam doskonały obiad i miałam okazję zdrzemnąć się po południu.Czuję się świetnie izbyteczne są uspokajające środki - podkreśliła Verity.Spostrzegła, że Marcus wymienił niespokojne spojrzenie z Halem.Jej opanowaniewyraznie przerażało ich, zamiast uśmierzyć obawy.Lepiej przestać się opierać, inaczejgotowi wezwać do niej lekarza, uznała.Zerknęła bezradnie na Dianę, która okazała tyleprzytomności umysłu, że wyciągnęła do niej rękę.Verity ujęła ją i uścisnęła, sygnalizu-jąc, że potrzebuje towarzystwa.RLT- Dobrze - powiedziała - może rzeczywiście trochę odpocznę.- Uśmiechnęła się,żeby ich uspokoić, ale nie za szeroko, wiedząc, że uznaliby jej szczery, beztroskiuśmiech za podejrzany.- Przysięgam, że czuję się dobrze.Nie doznałam żadnegouszczerbku, nie macie się o co obawiać i nie musicie ruszać pochopnie w poszukiwaniusprawiedliwości.Przedtem powinniśmy porozmawiać, ale teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]