[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ditza miała wtedy chyba czteryczy pięć lat.Batja doszła już do siebie po swej tragedii i znowurozkwitła, co miało niepokojący wpływ na uczucia pewnych osób.Ubierała się zawsze na czarno jak hiszpańska wdowa.A kiedyrozmawiała z mężczyznami, ich nozdrza poruszały się, jak gdybyłowiły zapach wina.Codziennie rano, w drodze do szwalni,przechodziła wyprostowana i smukła obok pracujących na podwórzumężczyzn.Czasami przypominała jej się jedna z tamtych melodii, awtedy śpiewała z gorzkim smutkiem, aż inne szwaczki wymieniałymiędzy sobą spojrzenia i szeptały: Oho, znowu ją bierze".Feliks czekał stosownej chwili.Pomagał jej w pokonywaniudrobnych trudności, a nawet interesował się rozwojem osobowościDitzy.Pózniej, kiedy z woli partii zamienił oborę na stanowiskopolityczne, miał zwyczaj przywozić Ditzie drobne niespodzianki zwielkiego miasta.Traktował też wdowę z najwyższym szacunkiem, takjakby cierpiała na jakąś nieuleczalną chorobę, a jego zadaniem byłoulżyć jej w ostatnich chwilach życia.W ciągu dnia szorował u niej wpokoju podłogę albo po kryjomu chował czekoladki, które potem onanieoczekiwanie znajdowała w różnych zakamarkach.A znów innymrazem przybijał metalowe haczyki, kupione za własne pieniądze, wmiejsce połamanych drewnianych kołków.Zaopatrywał ją również wstarannie dobrane książki; były to książki przyjemne, bez wzmianek osamotności czy stracie kogoś bliskiego, najczęściej radzieckiepowieści o rozwoju Syberii, o planie pięcioletnim, o wpływie edukacjina zmianę postaw ludzkich.- Psujesz dziecko - mawiała czasem Batja.A Feliks formułowałodpowiedz z taktem i uwagą:163 Wydrążony kamień- W pewnych sytuacjach trzeba dziecko rozpieszczać, aby mupowetować stratę.- Jesteś dobrym człowiekiem, Feliksie - odpowiadała Batja,niekiedy dodając jeszcze - Zawsze myślisz o innych.Może powinieneśdla odmiany pomyśleć o sobie, Feliksie?Feliks wyczuwał w tych uwagach nić sympatii czy osobistegozainteresowania; powstrzymywał jednak podniecenie i mówił:- Mniejsza o to.Głupstwo.W dzisiejszych czasach człowiek niemoże myśleć wyłącznie o sobie.I to nie ja tak naprawdę siępoświęcam.- Jesteś taki cierpliwy, Feliksie - mawiała Batja, zaciskając usta.A Feliks, świadomie czy nieświadomie, potwierdzał:- Tak, jestem bardzo cierpliwy.Rzeczywiście, po kilku miesiącach, a może było to rok czy dwapózniej, wdowa zaczęła mięknąć.Pozwalała Feliksowi towarzyszyćsobie w drodze ze stołówki czy świetlicy do drzwi jej pokoju albo zeszwalni do przedszkola, a czasem słuchała go przez dobre pół godziny,stojąc przy jednej z ławek na trawniku.On wiedział, że jeszcze nie nad-szedł dzień, kiedy mógłby jej dotknąć, ale wiedział także, że czasdziałał na jego korzyść.Nadal uparcie chodziła w czerni, nadal nieumiała powściągnąć swojej arogancji, lecz ona także zdawała sobiesprawę, że czas działał na korzyść Feliksa, który osaczał ją zewszystkich stron, tak że wkrótce mogła już nie mieć innego wyjścia.To mała Ditza zmieniła wszystko.Moczyła się do łóżka, uciekała nocą z przedszkola, a ranowymykała się do szwalni, gdzie kurczowo przytulała się do matki;kopała i drapała inne dzieci, a nawet zwierzęta, Feliksa zaś przezywała Ropuch".Nie pomagały ani jego prezenty i starania, ani słodycze iwymówki.Pewnego razu, w jakiś czas po tym, jak Feliks i Batjazaczęli już otwarcie razem jadać w stołówce, dziecko przybiegło iwspięło mu się na kolana.Wzruszył się przekonany, że nareszcie cośsię zmieniło na lepsze.Właśnie głaskał ją po włosach, nazywając swoją małą dziewczynką", kiedy Ditza nieoczekiwanieWydrążony kamień 164nasiusiata mu na spodnie, po czym zeskoczyła i uciekła.Feliksrzucił się za nią w pogoń, uniesiony gniewem i zapałemwychowawczym.Przedzierając się między stolikami, usiłował złapaćdziecko.Batja siedziała sztywno na swoim miejscu, nie wtrącając siędo niczego.W końcu Feliks złapał emaliowany kubek, rzucił nim wumykającego dzieciaka, chybił, potknął się, zerwał się na równe nogi izaczął wycierać zasiusiane i poplamione jogurtem spodnie.Wokółsiebie widział roześmiane twarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]