[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyobrażał sobie, jak będzie się pod nim wiła, błagając owięcej i chcąc z nim robić takie rzeczy, o jakich mógłjedynie marzyć.Ruszył z parkingu z piskiem opon i we wstecznymlusterku dostrzegł, że Angie na niego patrzy.Tak, ona teżtego chciała.Nie mógł się doczekać, żeby jej to dać.- Marzenie - powiedział Bobby.Jed przerzucił biegi iruszył przez miasto.31- Chcesz się założyć?Minęli stare sklepy z witrynami stylizowanymi nadziewiętnastowieczne.Zapaliło się żółte światło i Jed dodałgazu.Samochód wyjechał na skrzyżowanie, gdy światłozmieniało się na czerwone.Mignął im przed oczami staryzabytkowy młyn, należący do Buchananów.Bobby roześmiał się, ukazując równe białe zęby.- Jesteś maniakiem, ale zgoda.O co?- Dwadzieścia dolców.- Pięćdziesiąt.Jed nie stracił zapału.- Dobra.- Ale muszę mieć dowód.- Jaki?- Jej zdjęcie nago.- Ej, przestań.- Albo niech mi sama opowie.- Bobby wyszczerzył sięzłośliwie, a Jed nabrał przekonania, że jego najlepszyprzyjaciel też pragnie Angie.Spoglądając na biegi, rzuciłokiem na rozporek Bobby ego.Jasne, podniecenie uciskałogo w dżinsy.Cholera.Minęli tablicę witającą turystów wmieście.- A może zmienimy nieco zakład? - Bobby spojrzał tak,że zmiękczyłby serce niejednej pensjonarki.- Kto jąwezmie pierwszy, ten wygrywa?Jed nacisnął hamulec.Samochodem szarpnęło.Corvetta zpiskiem opon zjechała na żwirowe pobocze drogiokręgowej.Ciężarówka, która jechała tuż za nimi, zatrąbiłaogłuszająco, zjeżdżając na prawy pas.Kierowca byłczerwony z wściekłości i klął przez szybę, ale Jed prawie32go nie słyszał.W jego głowie dudniły słowa Bobby ego.- Nie wchodz mi w drogę - warknął Jed i tak zacisnąłzęby, że poczuł ból.Był wściekły.Nozdrza mu drgały.-Ona jest moja.- Złapał Bobby ego za koszulkę.Zgniótłmiękką bawełnę w mięsistych dłoniach.- Zrozumiałeś?Nikt inny jej nie dotknie.Nikt! Ja nie chcę jej tylko zali-czyć.Ona zostanie moją żoną.Bobby roześmiał się z trudem.- O, kurczę, facet, ty masz fioła.Jed mocno nim potrząsnął, ale Bobby się nie przestraszył.Wprawdzie Jed był wyższy i ważył o piętnaściekilogramów więcej, ale Bobby był sprawniejszy, bo od latuprawiał sport.Był gwiazdą drużyny futbolowej inajlepszym w okręgu zapaśnikiem w swojej kategorii.Wygrał nawet zawody zapaśnicze w stanie Waszyngton.Gdyby doszło do bójki, Bobby z pewnością wygrałby, aleJed absolutnie się tym nie przejmował.Gotów był dać zsiebie wszystko.- Jest moja - powtórzył Jed.- Tylko jeszcze o tym nie wie.- A kiedy masz zamiar ją o tym poinformować? Zanimpozbawisz ją dziewictwa, czy potem? - W ciemnychoczach Bobby ego widać było wesołość, ale wcale nie byłomu do śmiechu.Jed był śmiertelnie poważny.Przez ostatnie dwa miesiącezastanawiał się, czego chce od Angeli Marie Buchanan.Odpowiedz brzmiała: wszystkiego.Kochał ją.- Niedługo.Powiem jej niedługo.Jed puścił koszulę Bobby ego.Jego wściekłość rozpłynęłasię w nieznośnym żarze, który lał się z nieba.Bobby prychnął.- A przyszło ci do głowy, że ona może ci się roześmiać w33twarz? %7łe może dać ci kosza? Słyszałem, że wybiera się najakiś znany uniwersytet.Jak się nazywała ta szkoła w LoveStory.Radcliffe, czy jakoś tak?A może ma inne plany?Jed uśmiechnął się chytrze.- Więc będzie musiała je zmienić.- Jed ma na ciebie chętkę - wycedziła Felicity, gdy Angiewjeżdżała do garażu sportowym datsunem.- To chyba nie nowina?Odgarniając ciężkie, proste rude włosy z karku, Felicitypotrząsnęła głową i spojrzała na przyjaciółkę.- Jest tak napalony, że nie może wytrzymać.Angie to nie obchodziło.Jed Baker to idiota.Wielki,przerośnięty samiec.Wysiadły z klimatyzowanego srebrnego samochodu iAngie poczuła, że póznopopołudniowe powietrze parzy jąw skórę.Boże, co za upał.Bluzka przykleiła jej się dociała, włosy przy skórze były mokre i nie obchodził jejżaden Jed Baker.Smarkacz.Dziewiętnastolatek.Jejrówieśnik.- Wydaje mi się, że jest w tobie zakochany.- Felicityzatrzasnęła drzwiczki datsuna i obrzuciła wzrokiemparking przy garażu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]