[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą Halef powinien w każdej chwili nadjechać.Trwało to zaledwie dwie minuty.Wróciłem znów szybko dokonia, aby go mocniej uwiązać i uwolnić od gniotącego kamyka.Zanim się z tym uporałem, usłyszałem za sobą kroki.To Sandarmnie szukał.— Gdzie tak długo byłeś? — zapytał szorstko.— Tu, przy koniu — odpowiedziałem dowcipnie i patrzałem naniego zdumiony.— Widzę! Ale musiało to tyle czasu trwać?— Nie wolno mi robić tego, co chcę?— Nie.Odtąd nie wolno.Należysz do nas i musisz siępodporządkować!— Czy który z was mi powiedział, na jak długo mogę sięoddalić?— Nie zadawaj, ośle, głupich pytań! I wynoś się tam, gdzienasze miejsce!— Jeśli będę chciał — odparłem, gdyż Sandar okazał siębezczelny nawet wobec domniemanego szeryfa.— Nie masz tu nic do chcenia, rozumiesz? Jeśli natychmiast nieprzyjdziesz, to ci pomogę.Wówczas podszedłem do niego mówiąc:— Słuchaj! Nie pozwalaj sobie za wiele! Nazwałeś mnie osłem.Jeśli nie masz szacunku dla szeryfa, to żądam przynajmniejszacunku dla mojej osoby.A jeżeli mi go odmawiasz, to potrafięgo wymusić.Tego się Sandar po mnie nie spodziewał.— Co za bezczelność! Ja mam mieć poważanie dla takśmiesznej osoby! Gdybym cię tylko dotknął, padłbyś ze strachu.Złapał mnie za lewe ramię i ścisnął je tak mocno, że ktośsłabszy ode mnie z pewnością krzyknąłby z bólu.Ja natomiastroześmiałem mu się prosto w twarz i odparłem:— Powinieneś złapać inaczej! O, tak!Położyłem rękę na jego lewym ramieniu w ten sposób, że kciukznalazł się pod obojczykiem, natomiast pozostałe cztery palce wwystającej ku górze i na zewnątrz części łopatki, tworzącej wraz zkością ramienia staw barkowy.Ktoś kto zna ten chwyt i potrafi gozastosować, powali jedną ręką najsilniejszego człowieka,Zacisnąłem palce szybko i mocno.Wtedy wrzasnął głośno ichciał mi się wywinąć, ale nie mógł, gdyż ból przeszył go od stópdo głowy, tak że ugięły się pod nim kolana i osunął się na ziemię.Krzyk ściągnął jego brata.— Co się stało, Sandar? — zapytał.— Allah akbar! Nic nie rozumiem! — odparł zapytany ipodniósł się z ziemi.— Ten człowiek pokonał mnie jedną ręką ichyba złamał mi obojczyk.— Pokonał cię? Dlaczego?— Ponieważ zwymyślałem go z powodu długiej nieobecności.— Do diabła! Co ci wpadło do głowy? Mam cię zmiażdżyć?Bybar pochwycił mnie, aby mną potrząsnąć.Stawianie oporu nienależało do mojej roli szeryfa, ale by ktoś mnie tarmosił i trząsłmną jak chłopcem, nie było mi w smak.Dlatego złapałemrównież Bybara, przyciągnąłem go najpierw ku sobie igwałtownie odepchnąłem na długość rąk, że musiał mnie puścić.Pochyliłem się nieco i nie wypuszczając go z ręki zgiąłemprzedramię i błyskawicznym poderwaniem podrzuciłemolbrzyma w górę i cisnąłem na ziemię.Leżał tak przez sekundę, całkiem oszołomiony zbezgranicznego zdumienia, potem wstał i wyciągnął ku mnie obieręce.— Jeszcze raz? — zapytałem i zrobiłem krok do tyłu.Byłem już zły.Możliwe, iż moje oczy patrzące znad osuniętychniebieskich okularów miały teraz inny wyraz, niżby przystało napełnego namaszczenia szeryfa, gdyż Aladżi cofnął się przerażonyi zawołał:— Jesteś olbrzymem, szeryfie!Schyliłem głowę i odpowiedziałem pokornie:— Widocznie przypisano mi to w Księdze Żywota.Nie jestemtemu winien.Bracia głośno się roześmiali.— Wiesz Bybar, ten człowiek wcale nie wie, jaką posiada siłę— stwierdził Sandar.Bybar natomiast zlustrował mnie od turbanu po sandały iodparł:— To nie tylko siła, to oznacza także ćwiczenie.Tym chwytempotrafi operować ktoś, kto go długo ćwiczył.Gdzie się tegonauczyłeś, szeryfie?— U Wyjących Derwiszów w Stambule.Często w wolnychchwilach zmagaliśmy się dla żartów.— Ach tak! A już myślałem, że jesteś zupełnie kimś innym, niżna to wyglądasz.Twoje szczęście.Bo gdybyś chciał nas zwieść,życie twoje byłoby tyle warte, co życie muchy w dziobie ptaka.Nie będziesz teraz siedział obok, lecz usiądziesz pomiędzy nami.Musimy się obchodzić z tobą ostrożnie.Wróciliśmy na nasze poprzednie miejsce i bracia wzięli mnietam między siebie.Zbudziłem w nich nieufność.Moje położeniepogorszyło się, ale się nim nie martwiłem, miałem nad nimiznaczną przewagę w rewolwerach.Teraz już nie rozmawiano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]