[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchaj teraz uważnie, Sheilo.Wiem, że dzisiejszegopopołudnia opracowujesz projekt komunikatu dla prasy,ale to jest w tej chwili ważniejsze.Zadzwoń do HalaJenkinsa i powiedz mu, że jestem w drodze, z reporterką.Zrób to natychmiast.Zobaczymy się jutro.Dziś popołudniu, po spotkaniu z Jenkinsem, będę się widziałz prokuratorem okręgowym i prawdopodobnie nie wrócę.Niemniej zadzwonię pózniej, więc bądz tu.- Dobrze - odrzekła Sheila, a potem nagle przykryłausta dłonią i jej oczy rozszerzyły się ze strachu.- O, nie124- mruknęła, patrząc na Eryka, jak gdyby panicznie się gobala.- Zapomniałam.- O czym zapomniałaś? - warknął Eryk.Sheila spojrzała na zegarek.- Mniejsza o to.Będę miała czas, żeby to załatwić- powiedziała cicho, sprawiając wrażenie mniej pewnej,niż bez wątpienia chciała.- O czym zapomniałaś? - nie ustępował Eryk.Sheila westchnęła.- Prokurator okręgowy dzwonił przed chwileczkąi powiedział, że chce, żebyś przyniósł ze sobą te papiery- projekty - dzisiaj po południu.Eryk rzucił na nią mordercze spojrzenie.- Dlaczego do diabła nie powiedziałaś mi tego wcześniej, Sheilo?- Zapomniałam - krzyknęła.- Przepraszam.- Zawahała się.- Czy one są ciągle w twoim mieszkaniu?- Tak, one ciągle są w moim mieszkaniu - rozzłościłsię Eryk, spoglądając na zegarek.- Mogłabym pójść za ciebie - oświadczyła z nadziejąSheila.- W porze lunchu, jeżeli dasz mi klucz.Przez kilka chwil Eryk wydawał się rozważać jejpropozycję, a potem rzucił spojrzenie na Amandę.- Nie.Wszystko w porządku, Sheilo.Ja się tymzajmę.Powinienem był sam się upewnić, że przyniosłemdziś te papiery.- Klepnął ją pokrzepiająco po ramieniu.- Ty się stąd nie ruszaj i doglądaj wszystkiego, a jazadzwonię do ciebie pózniej.Wczesnojesienny wiatr rozwiewał włosy Erykai Amandy, kiedy ta dwójka spieszyła Piątą Aleją doznajdującego się w Rockefeller Center biura Hala Jenkin-sa, rzecznika prasowego, który właśnie z powodzeniemprzeprowadził ponowną kampanię wyborczą burmistrza.Eryk zatrzymał taksówkę w odległości dziesięciu przecznic od miejsca przeznaczenia, kiedy zorientował się, żeon i Amanda mogą szybciej dotrzeć piechotą tam, dokąd125chcą dojechać, i teraz Amanda pędziła co tchu, starającsię nadążyć za sadzącym wielkimi krokami mężczyzną.Po raz pierwszy od siedmiu lat Amanda była z Erykiem w tej części miasta, zaledwie dwie przecznice od ichdawnego biura, toteż znajome widoki, zapachy i dzwięki- ryczące klaksony, błękitne niebo wyzierające spozawznoszących się niczym wieże drapaczy chmur, drepczącegrupy turystów poruszających się żółwim krokiem w porównaniu z rodowitymi nowojorczykami - przywiodły jejna pamięć moc słodkich wspomnień.Eryk odwrócił się do Amandy i uśmiechnął się.- Kocham zapach Nowego Jorku o tej porze roku- roześmiał się - i tylko o tej porze roku - z gorącymikasztanami i preclami na sprzedaż na każdym rogu.- Mhm - zgodziła się Amanda, uśmiechając się na towspomnienie.- Pamiętasz, jak tamtego wieczoru przeszliśmy trzydzieści przecznic, żeby znalezć jednego z tychsprzedawców? - Zmarszczyła brwi.- Nie mogę sobienawet przypomnieć, czego szukaliśmy.Eryk uśmiechnął się.- Ja pamiętam i ty też powinnaś, bo to była t w o -j a zachcianka, Mandy.O jedenastej w nocy oświadczyłaś, że przystąpisz do strajku, jeżeli nie wyjdę i nieznajdę ci gorącego precla.Nic innego się nie nadaje- powiedziałaś.Zaśmiała się.- Teraz sobie przypominam.Nie wróciliśmy, prawda? To znaczy: do biura.Zatrzymali się na krawężniku.Eryk odwrócił sięi spojrzał na nią ciemnymi oczyma wypełnionymi tęsknotą.- Nie, nie wróciliśmy - odrzekł w zamyśleniu.- W końcu przekonałem cię, że wczesne śniadaniew piwiarni Brasserie będzie możliwą do przyjęcia alternatywą dla gorącego precla.126Zmieniły się światła i tłum popchnął Eryka i Amandęnaprzód, zmuszając każde z nich, by przypominało sobieten wieczór indywidualnie.Był to nie tylko jeden z najroz-koszniejszych wieczorów w życiu Amandy, lecz równieżjeden z najbardziej rozczarowujących; bowiem po tym,jak ona i Eryk zjedli składające się z jajek na bekonie,kruchego francuskiego pieczywa i parującej, aromatycznej kawy śniadania, Amanda wróciła do swego domu,a Eryk do swego, po raz kolejny każde samo.Podniosła teraz wzrok na Eryka - sadzącego wielkimikrokami, górującego nad tłumem, z włosami delikatniezwiewanymi z czoła przez wiatr - i odczuła przypływpotwornego poczucia winy, jak gdyby to wszystko działosię przed siedmiu laty, a ona i Eryk byli związani węzłamimałżeńskimi.Kilka chwil pózniej, wprowadziwszy ją do halluBudynku RCA, Eryk zatrzymał się, spojrzał na niąz nieprzeniknionym wyrazem twarzy i rzekł niemal zesmutkiem:- To wszystko przywodzi na pamięć wiele wspomnień, prawda?Nie wierząc, że procesy myślowe Eryka mogły jakimścudem przebiegać torem tak podobnym do jej własnych,Amanda zapytała: - Co masz na myśli?Jego spojrzenie było niewzruszone.- Sądzę, że dokładnie wiesz, co mam na myśli - odrzekł.- Mam wrażenie, że to wszystko dzieje się siedem lattemu i oboje wciąż pracujemy u Parkera i Holleywella.- Wyciągnął ręce i schwycił Amandę za ramiona.- Albobardziej na temat, Amando, że wciąż jestem żonaty, a tyzamężna, że pragniemy siebie i nie myślimy o niczyminnym w niemal każdej chwili na jawie.Jej wargi rozchyliły się, kiedy mówił dalej.- Amando, coś się we mnie przesunęło.zmieniło sięw jakiś sposób.- Przerwał.- Spójrz tylko na nas, na to, corobimy.Jesteśmy razem, w tej chwili.prawie w tym127samym miejscu, w którym byliśmy przed siedmiu laty.- Pokręcił głową, nie odrywając od niej wzroku.- Alejesteśmy oddaleni od siebie - rzekł miękko.- Nie chcętego.Amanda odwróciła wzrok od Eryka, gdyż niemożliwością było skupić się - nawet się odezwać - kiedy tegłęboko osadzone brązowe oczy zatapiały się w jejzrenice, obiecując jej coś, czego pragnęła przez siedemdługich lat.Spuściła wzrok na podłogę.- Eryku, ja.Wyciągnął rękę i delikatnie podniósł jej brodę kuswojej twarzy.- Chcę widzieć twoje oczy, kiedy mówisz, Mandy.Potrząsnęła głową i zamknęła oczy.- Nie.- Tak - rzekł łagodnie i kiedy uniosła powiekii spojrzała mu w oczy, wiedziała, że słowa, które mawłaśnie wypowiedzieć, będą należały do najtrudniejszychw jej życiu.- Eryku, to dla mnie bardzo trudne - zaczęła.-To, cowłaśnie powiedziałeś.że chcesz być ze mną.to coś, coniezmiernie miło mi słyszeć.Mówiąc to ubiegłej nocysprawiłeś mi wielką radość.- Uśmiechnęła się tęsknie,- to, ze tu jesteśmy.razem.mnie również przywiodło namyśl wspomnienia, ale te wspomnienia były.inne.- Przerwała.- Nagle czuję się winna uczuć, któreżywiliśmy wtedy dla siebie.Być może bardziej winnateraz, niż czułam się wtedy.Pomyśl o tym, co robimy, jakspotkaliśmy się ostatnio i po co.Po prostu nie sądzę,żebym mogła widywać się z tobą - jako kochankiem- podczas gdy wciąż prowadzisz dochodzenie.W jakiśsposób uczyniłoby mnie to częścią czegoś, do czego niechcę się przyczyniać.- Mandy, twoje poczucie winy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]