[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie Louisa? - zapytała Jej Wysokość.Ucho męża wyłowiłoznamienną, władczą nutę w głosie księżnej.- Boli ją głowa.- Ma lekki ból brzucha.Siostry Louisy wypowiedziały to równocześnie, a potem odwróciłyspojrzenia.- Co za pech - powiedział cicho książę.- %7łeby tak ulec obu tymnieszczęściom naraz.Zostawimy jej kawałek ciasta w nadziei na jejszybkie ozdrowienie.Chodzcie, moje drogie.Nie zwrócił uwagi na konsternację, która przez chwilę zamigotała woczach jego żony, wiedząc, że Jej Wysokość nigdy nie zbeształaby goprzy dzieciach.Z młodszymi córkami, które ruszyły potulnie z tyłu,księżna udała się na kolację, wsparta na ramieniu księcia i, zgodnie zprzewidywaniami Jego Wysokości, posiłek okazał się całkiemprzyjemny.Książę poczuł nawet lekką dumę z siebie, kiedy księżna, po tym, jakpodano deser, przypomniała o odesłaniu porcji czekoladowego tortu dopokoju Louisy.- Nie to planowałem na deser, Louiso Windham.Sir Joseph wymamrotał te słowa przy uchu Louisy, a ona była zbytoczarowana odczuwaniem ciężaru przygniatającego ją ciała, abyzaoponować.- Nigdy dotąd nie uprawiałam zapasów z dorosłym mężczyzną.- Sprzyja ci element zaskoczenia.Kiedy zostaniesz moją żoną, niebędzie tak łatwo mnie zniewolić na dywaniku przed kominkiem,choćby wiązało się to ze zdumiewającymi rozkoszami.Louisa doszła do wniosku, że zniewoliła go zupełnie, bo nie odsuwałsię od niej, kiedy leżeli na dywaniku.- Josephie, czy posłużyłeś się językiem, żeby.?- %7łeby cię posmakować, przekonać się, czy smakujesz świątecznąwonią, która łaskotała moje nozdrza przy tak wielu okazjach.Jego głos przypominał trochę mruczenie, a odgłos ten słodkoprzenikał wprost do brzucha Louisy.- Myślę, że spodoba mi się bycie twoją żoną, sir.- Ciii.- Musnął nosem płatek jej ucha, co wywołało w niej rozkosznedreszcze.- Zmagam się z własnym sumieniem i, madame, zamierzamwyjść zwycięsko z przynajmniej jednej walki tego wieczoru, ale bądzpewna, że w małżeństwie ze mną coś ci się spodoba, i to bardzo.- Liczę, że będzie to.Och, Josephie.Przesunął się i jeszcze mocniej wtulił w nią, tak że poczuła jegopodniecenie.- Zamilkłaś.Na pewno czeka nas sezon cudów.Louisa zamknęła oczy, by intensywniej odczuwać cudowne doznania,wzbudzane przez jego dłoń na jej piersi.Wiedział, co robi, dotykającjej delikatnie, lecz pewnie, co wzniecało rozpływające się w niej nawszystkie strony fale żaru.- Chcę się rozebrać - stwierdziła, wijąc się pod nim.- Chcę, żebyś i tysię rozebrał.- Nagle pomysł małżeństwa, małżeństwa z Josephem,nabrał nieodpartej atrakcyjności.Joseph uniósł się nieznacznie, wspierając się na przedramionach ikolanach, a Louisa miała ochotę krzyknąć, gdy tak się od niej odsunął.- Przerażasz mnie, Louiso Windham.Przypomnij mi, żebym wyniósłwszystkie sznury, noże, szpicruty, kneble i opaski na oczy z naszejsypialni w noc poślubną.Dosłyszała nutę śmiechu w jego głosie, gdy otworzyła oczy, żeby musię przyjrzeć.- Uważasz to za zabawne? Czuję namiętność do mężczyzny po razpierwszy w życiu, a ciebie to bawi?Uśmiech zgasł, lecz ciepło w jego oczach się nie rozwiało.- Po raz pierwszy, Louiso? Wtuliła twarz w jego bark.- Nie przesłyszałeś się.Ujął swoją dużą dłonią tył jej głowy i uniósł się nad nią, krzepki,podniecający okaz męskiego zdrowia, który przyćmił Louisiewszystko inne.- Mogę dać ci rozkosz, Louiso, ale sumienie nie pozwala mi do końcawypełnić obowiązków przynależnych mężowi.Spodziewała się, że Joseph okaże się przyzwoity.Chciała wyrzucić tojego przeklęte sumienie aż do samej Szkocji.- Czemu nie?- Bo Grattingly używa krzywych pistoletów i zbytnio cię cenię.-Oświadczył tak łagodnie, że zabrzmiało to dla Louisy jak końcowywiersz poematu, choć same słowa, słowa prawdy, nie spodobały jej się.Ostatnią rzeczą, jaką chcieliby jej rodzice, byłby nieślubny wnuk,owoc nocy namiętności.Owoc chwili namiętności.- O jakich rozkoszach wspominałeś? Usłyszała, jak zachichotał.- Jesteś podejrzliwa, Louiso.Napomknąłem o intymnych przy-jemnościach, jakie mężczyzna daje kobiecie, na której mu zależy, orozkoszy, jaką możesz dać sama, jeśli wystarczająco tego zechcesz, orozkoszy, którą będę dawał ci często, kiedy się już pobierzemy.Gdy wypowiadał te słodkie grozby, Louisa gładziła dłonią jegowłosy.Nawiedziła ją osobliwa myśl - była rada, że on, tak jak ona, masmagłą karnację i ciemne włosy, a nie jest doskonałym, jasno-włosym bóstwem, i choć nawet ton jego głosu był mroczny, jegowłosy pod jej palcami były miękkie.- Nie rób mi wykładów, Josephie.Całuj mnie.Umilkł, a Louisa przymknęła oczy, wyczekując rozkosznegozetknięcia jego ust z jej ustami.Lecz on dotkną! wargami miejsca,gdzie ramię przechodziło w szyję, czułego, wrażliwego punktu, którerozkwitło pod ciepłym muśnięciem jego ust.- Nie bądz niecierpliwa, Louiso.Była niecierpliwa od urodzenia i od urodzenia musiała czekać, by ci,których umysły pracowały z trudem i nieporadnie, nadążali za nią, leczkiedy usta Josepha znów dotknęły szyi Louisy, i jej umysł pracowałnieporadnie.- Bardzo mi się to podoba.- Zwietnie.I mnie się to dosyć podoba.Powiedział to bardzo zadowolony z siebie.Nie dbała o to.Gdysłodkie ciepło powoli rozchodziło się po jej plecach, wyszarpnęłakoszulę Josepha zza pasa.- Spieszno ci, Louiso?Czy kiedykolwiek jakiś mężczyzna włożył tyle leniwego ciepła w takproste pytanie?- Jeśli nie chcesz, żebym cię rozebrała, to sam zrzuć ubranie.Podniósłsię, ściągnął koszulę przez głowę, i znowu zajął sięmuskaniem jej karku, nim zdążyła złapać oddech.- Teraz lepiej.- Dużo, dużo lepiej.Czucie ciepła jego skóry, zarysumięśni i kości pod palcami sprawiało jej prawdziwą przyjemność.- W takim razie chyba nie będziesz miała nic przeciwko małejzmianie.- Poruszył się znowu, tym razem przyciągając ją do swegoboku.- Mam zdmuchnąć świece, Louiso?Ułożył się obok niej, podpierając głowę dłonią i przyglądając się jej zosobliwym blaskiem w oczach.Chciała zobaczyć go całego, alezrozumiała, że to on chce ją widzieć całą.Jej śmiałe słowa o zdjęciuubrania wyrwały się za sprawą pożądania, które znacznie wyprzedziłojej odwagę.- Tak, proszę, zgaś świece.Przeszedł przez pokój w samych bryczesach i butach, a ona przezchwilę mogła po prostu na niego popatrzeć.Ujrzała mocne muskuły,ukryty wdzięk, mimo że lekko utykał.Zobaczyła też świadectwo jegopodniecenia prężące się pod fałdami bryczesów.A może tylko jej się zdawało.Były pewne zwroty i słowa, którychniegdyś nie umiała przetłumaczyć z łaciny, a jej beznadziejni, durni,głupkowaci bracia zarykiwali się ze śmiechu, gdy prosiła ich w tym opomoc.- Wciąż jeszcze możesz zmienić zdanie, Louiso - powiedział, siadającna dywanie i zzuwając buty.- Za kilka dni wezmiemy ślub, a wtedy niebędzie niczego zakazanego w jeszcze większej intymności.Patrzyła, jak cienie rzucane przez ogień igrają na jego ciele.- Zawsze wydawało mi się to niedorzeczne.Ten sam akt, grzeszny oporanku, jest uświęcony sakramentem w nocy, pod warunkiem żewypowie się magiczne słowa i włoży odpowiedni strój.- Widzę, że biorę za żonę osobę o radykalnych poglądach ibluz-nierczynię.- Joseph zrzucił poduszki z sofy i wyciągnął się obokLouisy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]