[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytaknęłam ruchem głowy.79- Moj komfort emocjonalny za bardzo zależy od ciebie,żebym miała cię zostawić w takiej chwili.- Dzięki Bogu - mruknął.- Szkoda, że nie powiedziałaś mitego wcześniej, nim spuściłem wszystkie swoje leki w toalecie.Naprawdę byłoby fantastycznie, gdybyś powiedziała mi o tymwcześniej.- Rzucił mi lekki sznurkowy hamak.- Gdybym wdowolnej chwili podczas naszej wyprawy wpełzł w zarośla czyinne podejrzane miejsce, po prostu zarzuć go sobie na ramiona ipełznij za mną przez pewien czas.Wcisnęłam hamak do swojej torebki i zapięłam suwakplecaka.Ruszyłam do otwartych drzwi i zaraz zwaliłam się jakdługa.To ja, cała Belle.- Sprawiasz wrażenie wycieńczonej - rzekł Edwart, kiedywsiadaliśmy do samochodu.- To prawda, ostatniej nocy kiepsko spałam.- To tak jak ja - rzekł, gdy nabieraliśmy prędkości.- No właśnie, te nocne pijawki sprawiają coraz więcejproblemów, nie sądzisz?- Och, Belle - zaśmiał się krótko.- Kiedy tak mówisz,zaczynam się bać, a gdy będziesz dalej tak trzymać, poczuję sięzobowiązany donieść o tym zwierzchnictwu.Jego chichot zabrzmiał jak piski tysięcy syrenprzekształconych w kobiety.Skręciłam na parking na końcunaszego osiedla.- Jesteśmy na miejscu - oznajmił.- Na początku dzikiejścieżki Truposza.Wyskoczyłam z samochodu, nadmuchałam mój wielkigumowy balon i pospiesznie zaczęłam wykonywać z nimćwiczenia rozciągające.- Czy twój tata nie będzie miał nic przeciwko temu, żezejdziemy z utartego szlaku? - zapytał Edwart.- I pójdziemy tądrogą?- Czego Jim nie wie, tego bać się nie musi.Przetoczyłam się po balonie na brzuchu, po czym przybrałam80postawę, umożliwiającą ruszenie w dowolnym kierunku.- Ale nie powiadomiłaś swojego taty, gdzie jedziesz,prawda? Na Boga, Belle! Sam nie wiem, do jakiego stopniapowinienem podejmować takie ryzyko!Zaczął charczeć, a po chwili z nosa pociekła mu krew.- Cudownie.I jeszcze to - rzekł głosem Alvina Chipmunka,gdyż ściskał sobie palcami nos.Podciągnęłam go do balonu i ułożyłam na nim, zadzierającmu głowę ku górze.- A jeśli nie zdążysz wrócić do domu na kolację? - wydukałnieporadnie.- Jeśli Jim nie zostawi porcji dla ciebie, sądząc, żejuż jadłaś? Co cię wtedy czeka?- On dobrze wie, że jesteśmy razem.- Co znaczy, że na nic się nam nie przyda, jeśli ugrzęzniemygdzieś na szlaku.I to na dobre.Dzięki Bogu, moi rodzicezdecydowali się na wszczepienie mi mikrochipa, dzięki czemumogą stale wiedzieć, gdzie jestem, i na bieżąco rozważaćwszelkie warianty mojego zniknięcia.- Przykro mi - odparłam, choć naprawdę wcale nie było miprzykro.Pamiętałam, że jeśli chłopcy chwytają się zębami i pazuramiwymyślonej przez siebie smętnej i szalonej bajeczki, oznacza to,że ich zdaniem odnalezli bratnią duszę.Ponadto złość mogła godoprowadzić do wzmożonej aktywności gruczołów potowych,dlatego zdarł z siebie koszulę.Kiedy wyprężył pierś, gotów dopodjęcia marszu ustaloną drogą, i schylał się tylko od czasu doczasu, żeby sprawdzić teren przed nami, jego muskuły naramionach grały pod skórą niczym rozciągany w elastycznewłókna żółty ser.Na niebie pojawiła się samotna chmurka, zwiewna idyskowata, ale doskonale przesłaniająca słońce.Obejrzałam sięna Edwarta.Uderzyło mnie, że jeszcze nigdy dotąd niewidziałam go w świetle słonecznym.A co ciekawsze, nigdy niewidziałam go w jego blasku.Czyżby istniał tu jakiś związek?81Hołdowałam teorii, że bezpośrednie światło słonecznedrastycznie wpływa na wygląd wampirów, podobnie jak zieloneświatło sprawia, że każdy z nas wygląda na śmiertelnie chorego.- Jestem gotowa pójść za tobą - odparłam, zdzierajączewnętrzną warstwę gorącego, choć wyraznie niezbytwidocznego zapału.Edwart odwrócił się szybko, a ja głośno krzyknęłam.Niezmieniło to faktu, że miał na sobie podobną bluzkę jak ja - białą icienką, do tego lekko elastyczną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]