[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam spoglądał na plac i starał się utrwalić ten widok w pamięci, tak bymóc wspominać go, kiedy będzie równie stary jak tenwieśniak: osłonięte baldachimami trybuny, gdzie siedziała szlachta wpięknych strojach, barierkę biegnącą przez środek udeptanej ziemi,niczym jakiś dziwny płot.Z obu końców placu stały namioty rycerzy,którzy zjechali tu jak kraj długi i szeroki, a przed każdym pawilonempowiewały proporce ze złotymi lwami i orłami, jastrzębiami, kwiatami -istniejącymi i wyimaginowanymi.Nad nimi wszystkimi powiewałpodwójny łabędz Renne na błękitnym polu.A prawie na samym końcutrybun widać było takie same dwa łabędzie, tylko na czarnym tle - herbrodziny Wilłsów, którzy nie wyrzekli się swych pretensji do tronunieistniejącego królestwa.Westbrook było niegdyś znacznie oddalone od centrum dawnegokrólestwa Ayr, teraz jednak nie istniał żaden główny ośrodek, tylko wielemiasteczek, czasem niewiele większych od wiosek.Tam pomyślał, że dawne królestwo przetrwało tylko w pamięciminstreli, gdyż ci znali jego historię, imiona królów i ich małżonek,sławnych rycerzy i wielmożów z przeszłości.Tak jakby każdy minstrelmiał część dawnego świata.Może pewnego dnia zbiorą się wszyscy, byzaśpiewać wszystkie znane im pieśni, a wtedy jakiś dziwny czar sprawi,że znów staną się one rzeczywistością.Heroldowie obwieścili, że obaj rycerze odpoczną chwilę i znów będątrzykrotnie się potykać.Młodzieńcy siedzieli na wzgórzu, spoglądając naplac i rozmawiając.Kupili po kubku piwa od sprzedawcy i jego syna,którzy dzwigali wiadra z trunkiem.%7ładen z czterech towarzyszy niewspominał o tym, czego Alaan zamierzał dokonać tej nocy, chociaż oniczym innym nie myśleli.- Widzicie? - spytał nagle Cynddl, wyciągając rękę.- Tam, na trybunieprzy zachodnim końcu.Czy to nie Elise Wills?Wszyscy czterej wytężyli wzrok, lecz stary wieśniak znów się do nichodwrócił.- Tak.To ona.Siedzi z księciem Innes i jego synem, który jestjej przyszłym.- A ten rycerz cały w czerni.? - zapytał Tam, wskazując na trybuny.- To doradca księcia, ale nie pamiętam, jak się zwie.- Sir Eremon - podpowiedział ktoś.Towarzysze spojrzeli po sobie i Tam zauważył, że wszyscy lekko sięskulili, jakby starali się nie rzucać w oczy.- Jesteście z daleka? - spytał wieśniak o szerokiej twarzy.- Zza Kmiecej Kotliny - odparł Fynnol, a Tam spopielił go wzrokiem.Lepiej nikomu o tym nie mówić - nawet temu przyjacielskiemu staremuwieśniakowi.- Cóż, pilnujcie swoich sakiewek - rzekł stary. Turniej w Westbrookprzyciąga kieszonkowców i złodziei z każdego zakamarka krainy międzygórami.Powiadają, że w czasie turnieju, we wszystkich sąsiednichksięstwach można zostawiać na progu domu nawet najcenniejsze dobra,bez obawy, że się je straci.Tam znów skupił uwagę na trybunie księcia Innes.Za powiewającymiproporcami dostrzegł rycerza w czarnych szatach i dwóch zbrojnychstojących za jego plecami.Doradca księcia był siwowłosy i ponury.Natrybunie było również kilku zbrojnych w purpurowo-czarnych barwachksięcia Innes: takich samych, jakie nosili ci, którzy napadli na Alaana, apotem ścigali ich po rzece Wynnd.Tam odrobinę schylił głowę, starającsię nie rzucać w oczy.Zagrały rogi, ogłaszając początek drugiej kolejki, i gwar tłumu ucichł,gdy dwaj jezdzcy zajęli pozycje.- Czy czwarte starcie będzie decydujące? - zastanawiał się głośnoFynnol, chociaż najwyrazniej nie oczekiwał od nikogo odpowiedzi.Flaga opadła i obaj jezdzcy ze zdwojoną energią ruszyli na siebie.Obaj strzaskali swe kopie i obu zaliczono po punkcie.- Są sobie równi - rzekł Cynddl.- Jak można wyłonić zwycięzcęspośród takich jak oni?W piątej potyczce przybysz zdobył punkt, a Renne chybił.W tłumierozległy się szepty.Czyżby się zmęczył? Czy w następnym starciu ichfaworyt przegra?Jednak w ostatniej potyczce Toren Renne zdobył punkt i walkapozostawała nierozstrzygnięta.Rycerze dali znak, że chcą walczyć dalej imarszałkowie zapowiedzieli kolejne trzy jazdy.Czapraki obu koni były już mokre od potu, a wierzchowce zdyszane zwysiłku.Już sześć razy pędziły galopem, niosąc jezdzców w pełnychzbrojach.Teraz miały pobiec po raz siódmy, a potem jeszcze dwukrotnie.Tam zobaczył, że giermkowie podają panom kopie i dociągająpopręgi.Zbliżał się wieczór, chociaż upał wcale jeszcze nie zelżał.Postrzępiona chmura rzuciła cień na plac, przynosząc ulgę widzomoraz dwóm jezdzcom w szrankach.Heroldowie zapowiedzieli siódme starcie i rycerze zajęli pozycje.Opuścili kopie.Flaga opadła i rumaki pomknęły ochoczo wzdłuż barierki.Rozległ się donośny trzask.Przez chwilę wydawało się, że przybyszspadnie z konia, gdyż siła uderzenia przesunęła go w tył, lecz zaraz złapałsię łęku siodła i wyprostował.Jednak jego wierzchowiec okulał igiermkowie podbiegli, żeby chwycić go za uzdę.- Ach! - zawołał Cynddl.- Stracił swego wspaniałego rumaka.Napewno nie ma drugiego tak dobrego.Chyba jednak przegrasz zakład,Tamie.Wśród widzów błyskawicznie rozeszła się wieść, że drzazga z kopiiwbiła się w nogę konia.Rumak nie mógł już biegać tego dnia.A potemkolejna wiadomość, jeszcze donioślejsza: przybysz nie ma drugiegokonia.Toren, Renne zostanie zwycięzcą!Jednak Toren Renne objechał plac i zatrzymał konia przedmarszałkami turnieju.Ludzie zaczęli wiwatować, a potem ucichli,czekając, aż ich faworyt zostanie ogłoszony zwycięzcą.Toren zdjął hełm,znów zbierając huczne owacje, i zaczął mówić coś do sędziów, raz po razkręcąc głową.Potem nagle odjechał, nie zostając, by odebrać należne muoklaski i nagrody.Po la-ótkim zamieszaniu heroldowie wrócili na swoje miejsca, zadęliw rogi i oznajmili:- Lord Toren Renne odmawia przyjęcia tytułu zwycięzcy tegoturnieju.Nie powiedzieli nic więcej, co zaskoczony tłum przyjął pomrukami iokrzykami zdziwienia.Marszałkowie zbili się w ciasną gromadkę,gorączkowo naradzając się, gdyż rycerze rzadko odmawiali przyjęcianagrody.- No, ta walka nieprędko zostanie zapomniana - rzekł Cynddl.-Po siedmiu potyczkach nie udało się wyłonić zwycięzcy.Będziecie mielio czym opowiadać w dolinie, to pewne.Wtedy jednak zobaczyli, że lady Beatrice Renne skinęła namarszałków, którzy pospieszyli do jej trybuny.Wszyscy ucichli, jakbystarali się usłyszeć, co im powiedziała.Przez chwilę wokół placupanowała głucha cisza, a potem marszałkowie wrócili naswoje miejsca.Ponownie posłali heroldów, którzy zadęli w rogi.Tłummilczał, nasłuchując.Wiatr porwał słowa heroldów, lecz błyskawicznieprzekazano je z ust do ust, natychmiast kwitując donośną owacją: obajrycerze zostali uznani za zwycięzców I podzielą się nagrodą.Ludzie krzyczeli z radości, zrywając się na równe nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]