[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ile wiemy, to nikt nie ma pojęcia, co sięprzytrafiło dziecku, z wyjątkiem nas samych.Wiemy, że Nocny Cień ją zabrała.Wiemy, żewiedzma zamierza posłużyć się małą, aby zemścić się na naszym królu, i że Rydall jestczęścią jej przedsięwzięcia.Jeśli uda nam się przekazać tę wiadomość Holidayowi, to możebędzie mógł coś zrobić, aby zniweczyć jej plan.Być może to właśnie mamy zrobić.%7łyjemy ijesteśmy tutaj z konkretnego powodu, Abernathy.Czy może istnieć lepszy powód niż ten,abyśmy odkryli sposób powstrzymania Nocnego Cienia, zanim zrealizuje swoje zamierzenie?- Zostaliśmy uratowani po to, aby stoczyć walkę kiedy indziej, czy o to ci chodzi? -zapytał Abernathy, drapiąc się po głowie palcami ręki zamiast tylną nogą, i robił to w sposóbjak najbardziej naturalny.- Może wysłano nas tutaj jedynie po to, żebyśmy nie przeszkadzali.Może nasz wybawca zaraz potem uratował również Mistayę.Questor Thews pokręcił stanowczo głową.- Nie.Jestem prawie pewien, że nie taki był przebieg wydarzeń.Po pierwsze, jeślinasz wybawca przez cały czas tam był i obserwował wszystko, przygotowując się doingerencji, a na to wskazuje jego szybka reakcja, to dlaczego wcześniej nie uratował Mistai?Dlaczego czekał na ostatnią chwilę? Jeśli nasz wybawca chciał nas jedynie stamtąd usunąć,jak się raczyłeś wyrazić, to dlaczego wysłał nas aż tutaj? Dlaczego nie odesłał nas do SterlingSilver albo w podobne miejsce? Nie, Abernathy, znalezliśmy się tutaj z jakiegoś powodu,który ma coś wspólnego z uratowaniem Mistai z rąk wiedzmy.- Sądzisz, że odpowiedz na to wszystko znajduje się w Graum Wythe, prawda? -odezwała się Elizabeth, szybko wyciągając logiczny wniosek.- Owszem - odparł Questor Thews.- Graum Wythe stanowi przepastny magazynprzedmiotów o magicznej mocy; niektóre mają naprawdę potężną siłę.Jeden z nich możenam zapewnić powrót na Landover.Albo posłużyć nam do pokonania wiedzmy.W każdymrazie bez jakiegoś rodzaju magii jesteśmy uwięzieni tutaj i nie możemy w żaden sposóbpomóc naszemu panu ani Mistai.Nie mamy sposobu na przejście krainy czarodziejskichmgieł.Nikt nie wie, gdzie jesteśmy.Nikt po nas nie przyjdzie.Myślę, że nie mamy innegowyjścia, jak samemu znalezć drogę do domu.Chyba musimy to zrobić, jeśli Ben Holiday iMistaya mają zostać uratowani.Wszyscy troje patrzyli na siebie, rozważając słowa czarodzieja.- Może masz rację - przyznał w końcu Abernathy.Tutaj nie ma żadnego może.Graum Wythe kryje odpowiedz na nasz problem - kontynuował poważnym tonem QuestorThews.- Lecz kluczem do Graum Wythe jesteś ty, Elizabeth.Zostaliśmy wysłani do ciebie,ponieważ twój ojciec jest zarządcą zamku i wszystkich jego skarbów.Mieszkałaś w zamku ijego zawartość nie jest ci obca.Masz dostęp do miejsc, gdzie innym nie wolno wchodzić.To,czego potrzebujemy, znajduje się gdzieś w zamku.Jestem tego pewien.Musimy po prostu goprzeszukać.- Możemy zacząć jutro rano, jak tylko otworzą bramy zamku - przyrzekła Elizabeth.-To będzie dość łatwe.Trudniej będzie znalezć to, czego potrzebujesz, skoro nie wiesz, czegoszukasz.- To prawda - przyznał Questor Thews z lekkim wzruszeniem ramion.- Ale co to wszystko ma wspólnego z moją zamianą z psa w człowieka? - kolejny razzapytał Abernathy.Wciąż czekał na odpowiedz, kiedy doszedł ich odgłos przekręcanego w zamku kluczai otwieranych drzwi frontowych.Trzy głowy odwróciły się jednocześnie w tamtą stronę.- Elizabeth, jesteś w domu? - zawołał kobiecy głos.- Pani Ambaum! - oznajmiłaElizabeth, robiąc minę.Pytanie Abernathy ego, przynajmniej na jakiś czas, pozostało bezodpowiedzi.Pani Ambaum okazała się mniej grozna niż przypuszczali.Była to duża, prostotrzymająca się kobieta o siwiejących włosach, rubasznej twarzy i podejrzliwym umyśle, leczna pewno nie nikczemnego charakteru.Elizabeth wyjaśniła, jak doszło do tego, że Abernathyi Questor Thews złożyli jej wizytę i że zostali zaproszeni do pozostania u nich w domu, a paniAmbaum, po kilku kurtuazyjnych pytaniach i całkowitym zrzeczeniu się odpowiedzialnościza wszystko, pogodziła się z ich obecnością bez dalszych dociekań, po czym udała się doswojego pokoju na herbatkę ziołową i telewizję.Questor Thews i Abernathy poszli spać zeznacznie lżejszym sercem.Następnego ranka wstali wcześnie i zeszli na dół na śniadanie.Dowiedzieli się, żepani Ambaum wyszła już na cały dzień do siostry.Zjedli w pośpiechu, chcąc jak najszybciejrozpocząć poszukiwania w Graum Wythe, po czym zmyli naczynia i wyszli razem zElizabeth.Dzień był piękny, bezchmurny, rozświetlony słońcem.Wokół rozbrzmiewałświergot ptaków, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów i świerków.Trzyosobowa grupkaw wesołym nastroju przeszła aleją przez dziedziniec i ruszyła drogą w stronę zamku.Elizabeth zrównała się z Abernathym, uśmiechając się tajemniczo.Czuł się spięty iskrępowany.- Dobrze ci w ubraniu taty - zwróciła się do niego.- Wyglądasz bardzodystyngowanie.Zawsze powinieneś się tak ubierać.- Powinien się również częściej uśmiechać - dodał Questor Thews, zanim zdążył sięzastanowić.- To zupełnie niewiarygodne, Abernathy, że znowu tu jesteś - ciągnęła dalejdziewczyna, biorąc go czule pod ramię.- Tylko popatrz na siebie! Kto by uwierzył w to, cosię stało? Czyż to nie cudowne? Nie jesteś zadowolony?- Bardzo - przyznał Abernathy, przybierając uprzejmy wyraz twarzy, choć w głębiserca zastanawiał się, jaką przyjdzie mu zapłacić cenę za swoje cudowne, choć wciąż niewyjaśnione przeobrażenie.Zawsze trzeba płacić za takie rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]