[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toświat zagubionych dusz. Zagubionych dusz? spytał nagle ożywiony Elryk. Dokładnie tak? No i ciał, rzecz jasna.Przynajmniej po części. Fallogard machnął rękąw pijackim geście, ale przerwał go w pół, jakby coś nagle doń dotarło i dziw-nie trzezwo spojrzał w oczy albinosa. Tak, sir powiedział nieco ciszej.Zagubionych dusz.Dokładnie tak.Przez moment Elrykowi zdało się, że wyczuwa w gospodarzu szczególnążyczliwość, wyczuwa w nim istotę opiekuńczą, jednak wrażenie szybko ulecia-ło, a Phatt zwrócił się ku Wheldrake owi i obaj pogrążyli się w żywej rozmowieo jakichś abstraktach.Róża w zamyśleniu spoglądała to na Phatta, to na Elryka,a nawet na starszą panią, siedzącą z pucharem w obu dłoniach, potakującą i uśmie-chającą się i ledwie chyba nadążającą za wątkiem konwersacji (o ile w ogóle jąśledziła), wciąż jednak na swój sposób czujną i przytomną. Trudno mi sobie wyobrazić mówił Wheldrake taką pustkę.Coś takolbrzymiego napełnia strachem.Tyle światów, tyle ludów, a każdy inny i inaczejpojmuje naturę rzeczy! Miliardy a nawet miliardy miliardów, nieskończonośćmożliwości i alternatyw! I o władzę nad tym wszystkim walczą wciąż Chaos z Aa-dem? Obecnie nikt nie przyznaje się do wojny stwierdził Phatt. Natomiastzdarzają się drobne utarczki, jakieś bitwy o jeden czy drugi świat czy sferę.Nad-ciąga jednak wielka koniunkcja i władcy najważniejszych spośród światów zapra-gną rozszerzyć swe wpływy na sfery.Każda ze sfer zawiera kompletny wszech-świat, a jest ich przynajmniej milion.To niecodzienne wydarzenie, na skalę ko-smosu! Walczą o władzę nad nieskończonością! krzyknął przejęty Wheldrake. Jeśli potraktować sprawę ściśle, to multiwersum nie jest nieskończone. zaczął Phatt, ale matka przerwała mu zirytowanym skrzeczeniem. Nieskończoność? Gadanie! Nieskończoność? Multiwersum jest skończo-ne.Ma granice i wymiary, które tylko Bóg może czasem spostrzec, ale one są!W przeciwnym razie nie byłoby w tym żadnego sensu! W czym, matko? zdumiał się Fallogard. W czym niby? W istnieniu naszej rodziny, rzecz jasna.Jesteśmy przekonani, że pewne-go dnia. przerwała, nakazując gestem synowi podjąć recytację tekstu, którymusiał być z dawna rodzinnym kredo..poznamy plan całego multiwersum, by móc samą siłą woli podróżowaćze sfery do sfery, z planu do planu, ze świata do świata, podróżować przez wielkiemgławice kolorowych gwiazd, pomiędzy planetami i galaktykami rojącymi sięjak komary nad ogrodem w środku lata.Podróżować strugami światła, ścieżkamipromieni księżycowych spinającymi gwiazdy.69 Zdarzyło się kiedyś waszeci w samotności w coś wbić spojrzenie tak sil-nie, że aż pojawiały się wizje? Jest taka chwila, może pamiętasz, gdy wyczu-wasz wówczas bliskość wieczności, wyczuwasz obecność multiwersum? Ota-czasz spojrzeniem chmurę, płonące drwa, łagodne fałdy ciepłego koca, uginającesię pod powiewem wiatru zdzbła trawy, nieważne, co właściwie widzisz.Wiesz,że dojrzałeś fragment większej całości.Wczoraj, na ten przykład. Spojrzałbystro na poetę i zachęcony zaciekawionym wyrazem twarzy ciągnął dalej: .na ten przykład, w samo południe spojrzałem w niebo.Przez zwały chmur są-czyło się srebrzyste światło, a chmury same płynęły asymetrycznie jak bestie mor-skie ogromne na tyle, by całe narody, z człowiekiem włącznie, mogły zamieszkaćw ich trzewiach.Były przy tym jak wierzchołki wielkich gór, gotowe w każdejchwili ponownie zanurkować w głębiny równie tajemnicze dla nas jak oceany,nad których brzegami błądzimy. Twarz poczerwieniała mu jeszcze bardziej nato wspomnienie, oczy zdawały się widzieć ponownie owe chmury, monumental-ne barki niczym wydzwignięte z otchłani wraki raz jeszcze żeglujące po oceaniebłękitu, obce przy tym ponad wszelkie wyobrażenie, zmienione po mileniach, po-tworne wręcz dla każdego śmiertelnika, który wszystko by dał, aby tylko o nichzapomnieć.Stopniowo ich zarys ulega zatarciu, szarzeją i znikają na zawsze, wy-parowują nawet z najgłębszych zakamarków tej pamięci, którą każdy otrzymujew spadku po przodkach.Czy można wówczas powiedzieć, że owe lewiatany nieistniały nigdy, istnieć nie mogły? A przecież niejedno pojawiało się i znikało, za-nim nasi przodkowie po raz pierwszy postawili stopę na brzegu swego żywota.Elryk uśmiechnął się na te słowa, bowiem pamięć jego rasy sięgała czasów,gdy nie było jeszcze człowieka, przynajmniej w tym wymiarze.Przodkowie jego,już wtedy starzy i na pewno nieludzcy, uciekli czy zostali wygnani przez granicewymiarów.Wcześniej zaś padli ofiarą jakiejś wielkiej katastrofy, którą najpewniejsami wywołali.Wspomnienie goni wspomnienie, wspomnienie wypiera wspomnienie; niektórerzeczy znikają wprawdzie w labiryncie wyobrazni, ale nie znaczy to, że nie mogłyistnieć czy nie istniały, one istnieją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]