[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapytałem ją, czy jest buddystką.Powiedziała, że wyznaje kult astralny.Niedrążyłem dalej, żeby mimowolny uśmieszek przypadkiem nie zniszczył naszych relacji.Moim pierwszym zadaniem było znalezienie dostawców surowców.Wywołałemkonsternację, kiedy zasugerowałem, że powinniśmy odwiedzić kilku rolników i dowiedzieć się zpierwszej ręki, co mogliby nam dostarczać i jakiego wsparcia potrzebują.Usłyszałem, że wiążesię to z wieloma przeszkodami. W żadnym wypadku.Nie ma sensu.Oni nie wiedzą, czego potrzebują wychrypiałAfanazy. To może ich zapytamy? Jarn, ja znam rolników oznajmił, ostrożnie wkładając dunhilla do bursztynowejfifki. Oni nie rozumieją. Więc na czym oprzemy nasz plan? Dyrektorzy regionalni przygotują raporty. Wolałbym sam zobaczyć. Marnujesz czas.W żadnym wypadku.Dadzą ci fałszywe informacje, żeby wyciągnąćkasę ze związku.Ci wieśniacy to łase na forsę sukinkoty.Trzymaj się od nich z daleka. Gospodarstwa rolne są na wsi wyjawiła Natasza, jakby to była obraza dla natury.Jak ich znajdziesz? Jak do nich dotrzesz? Dżorn, to nie jest praktyczne.Przez kilka minut przetrząsałem słownik w poszukiwaniu znaczenia słów Jarn i Dżorn,nim zorientowałem się, że to moje imię.Poprosiłem o radę Flora Iwanowicza, kierownika wydziału badań.Był młodymczłowiekiem o okrągłej twarzy, bladoniebieskich oczach, przerzedzających się jasnych włosach iz zamiłowaniem do koloru musztardowego miał musztardową tweedową marynarkę,musztardowe spodnie, musztardową koszulę i musztardowy krawat.On też uważał, że badaniaterenowe to dziwactwo.Dał mi więcej argumentów przeciwko temu pomysłowi. John, my wstydzimy się pokazywać obcokrajowcowi, jakie warunki panują na wsi.Azwiązek się boi, że usłyszysz o nim złe rzeczy. Ale przecież związek jest organizacją rolników.My ich reprezentujemy.Służymy ichinteresom. Teoretycznie tak.Niestety, większość ludzi w tym budynku oddelegowano zMinisterstwa Rolnictwa.Spędzili całe życie na walce z rolnikami.Nienawidzą wsi. Nie jeżdżą na dacze w weekendy? Dacznicy pogardzają ludzmi ze wsi.Mówią, że brakuje im ogłady i są nieuczciwi.Awieśniacy nienawidzą daczników, bo ci mają pieniądze i samochody, a do tego są aroganccy. Jezu, Flor.Jak ja mam cokolwiek załatwić? Tu jest Rosja, panie John.A więc zrobiłem to, co robi się w Rosji w takich sytuacjach poszedłem prosto dokierownictwa.Spędziłem w poczekalni profesora około godziny, gawędząc z jego sekretarką ioglądając z nią meksykańską operę mydlaną, zanim zostałem wezwany do środka.Narożne biurobyło jasne i przestronne, z oknami na dwóch ścianach i boazerią z miodowego drewna.Dominowało w nim masywne biurko pokryte książkami i papierami.Na innym stole stałykomputer i dwa telewizory.Dwie brązowe skórzane sofy ustawione pod kątem prostymprzeznaczono dla gości.Skórzany tron gospodarza znajdował się przed nimi.Reszta biura byłazagracona prezentami i pamiątkami związanymi z rolnictwem.Centrum dowodzenia profesora składało się z sześciu telefonów, każdego w innymkolorze.Nie były to aparaty tylko na pokaz; właśnie tak rosyjski dyrektor generalny rządziswoim imperium.Nie dość, że ma telefon, który zawsze działa a już samo to świadczy owysokim statusie może też podnieść słuchawkę i wydać rozkaz, a osoba po drugiej stronielinii go wykona.To dopiero jest oznaka prawdziwej władzy.Dał mi pięć minut na przedstawienie sprawy.Stwierdził, że odwiedzanie rolników tonowatorski pomysł, ale podniósł słuchawkę i załatwił wszystko jednym telefonem do Afanazego.Mój koordynator szybko pozbył się obiekcji i znalazł gospodarstwo, którego właściciel byłgotowy zaakceptować najście obcokrajowca.W Rosji robienie czegoś samemu jest uważane za przejaw ekscentryzmu.W sprawachbiznesowych należy podróżować z delegacją, a dla przyjemności koniecznie w grupie.Dlatego pewnego wilgotnego poniedziałkowego poranka do jaskrawożółtego minibusuzapakowali się ze mną Afanazy, Natasza oraz dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej niewidziałem.Wszyscy byliśmy w wakacyjnym nastroju.Nowatorski charakter naszej misji, a takżeodskocznia od marazmu dnia w biurze sprawiły, że wesołość udzieliła się nawet Afanazemu.Nasz kierowca, Igor, miał na sobie tweedowy płaszcz, długi szalik, rękawice ochronne iskórzaną czapkę myśliwską z niezawiązanymi nausznikami, które majtały mu się przy twarzy.Już zacząłem się martwić, czy w minibusie jest ogrzewanie, ale okazało się, że niepotrzebnie.Igor najwyrazniej nauczył się jazdy za kierownicą traktora i to był jego zwyczajowy uniform.Zaczął narzekać, że ten bus to zagraniczny śmieć wyprodukowany na Aotwie i że powinni namprzydzielić przyzwoity rosyjski.Dałem się nabrać, traktując jego słowa serio.Zorientowałem siędopiero, gdy wyszczerzył zęby w uśmiechu.Rosjanie potrafią żartować z kamienną twarzą,podobnie jak Anglicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]