[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zmigłowiec?- Za daleko - odparł Cavanaugh.- Hej, ja przynajmniej robię, co mogę - poskarżył się William.- Nie podobają ci sięmoje pomysły, to zaproponuj coś lepszego.Jamie, pilnująca korytarza z drugiej strony, usłyszała strzępy ich rozmowy.- Bliżej mamy do samochodu - dobiegł z krótkofalówki jej głos.- Jest opancerzony.- A widzisz - rzekł William.- Co ty na to?Schodami spłynął dym, z góry dobiegało trzaskanie ognia.- Jeżeli zostaniemy tu jeszcze trochę, będziemy musieli zmoczyć głowy i ubrania ioddychać przez mokre ręczniki - ostrzegł Cavanaugh.Słysząc to, pani Patterson odezwała się z kuchni przez krótkofalówkę:- Bez prądu pompa ze studni nie działa.W kranach nie ma wody.William jęknął.Sześćdziesięcioletni niepewny głos pani Patterson wciąż dobiegał z krótkofalówki:- Zbiorniki w toaletach.Zbiorniki w toaletach to nasz jedyny zapas wody.- Gdzie są kible? - zapytał stanowczo William.- Jeden obok kuchni - wyjaśnił Cavanaugh.- Drugi przy moim gabinecie.Angelo,teraz ja popilnuję od frontu.Idz z nim.A wracając, przynieś mi z szafy na broń kamizelkękuloodporną.Oparł się o frontową ścianę z drewnianych bali i zobaczył taurusa zaparkowanegoprzed domem.Samochód zwrócony był do niego bokiem od strony pasażera, nie kierowcy.Stał w odległości sześciu metrów.Gdyby tak pobiegł skulony.Angelo wrócił z mokrym ręcznikiem na szyi.Woda kapała mu na ubranie.- Masz kamizelkę.Domyślam się, że chciałeś pancerną, a nie z kevlaru.Cavanaugh zrozumiał, o co mu chodziło.Włókna kevlarowe miały na celuzatrzymanie kuli z pistoletu, ale wobec szybkostrzelnych karabinów były bezużyteczne -przed tymi chroniły tylko metalowe płyty prawdziwych kamizelek pancernych.Wziął kamizelkę od Angela i z rozpaczą zważył ją w ręku.Ależ ciężka!- Ugotujesz się, jeśli będziesz tak stał i dumał - rzekł Angelo.- %7łe co?Cavanaugh odwrócił się i stwierdził, że pochłonięty własnymi myślami nie zauważył,iż ogień pełznie w dół schodów.Płomienie lizały sufit.%7łar zbijał z nóg.- Nie mamy czasu.Jamie! - rzucił do krótkofalówki.- Pani Patterson.Chodzcie dofrontowego wyjścia.Wynosimy się.William, wez mój karabin.- Nie chcę go.- Prawnik też miał na szyi mokry ręcznik; jego jeszcze niedawnopięknie skrojony garnitur był teraz przemoczony i w opłakanym stanie.- Na miłość boską, rób, co mówię.Muszę mieć wolne ręce.- Cavanaugh zapiął grubąkamizelkę.- W komorze jest nabój.Musisz tylko wycelować i pociągnąć za spust.Ale niepostrzel kogoś z nas.Wyszarpnął z kieszeni kluczyki do samochodu i nacisnął przycisk pilota otwierającydrzwi.Kolejnym przyciskiem odpalił silnik.Odetchnął głęboko.Gorące powietrze ostrzegło go, że nie można dłużej zwlekać.Naschody spadł kawał płonącego drewna.Jazda! - krzyknął w duchu.24.Uginając się pod ciężką kamizelką, wyważył barkiem siatkowe drzwi, zeskoczył zwerandy i natychmiast puścił się biegiem.Utkwił wzrok w drzwiach po stronie pasażera.Gdysięgał do klamki, coś mu świsnęło koło ucha.A ledwo otworzył drzwi, trafiła w nie kula ijedynie dlatego nie przeszła na drugą stronę, że samochód był opancerzony.Następna wyrżnęła w jego kamizelkę, dokładnie między łopatkami, tak że poleciał doprzodu.Jęknął, ale nie rozpraszał się, tylko wskoczył szczupakiem do wozu i położył się nasiedzeniach, gdy grad kul zasypał otwarte drzwi.Odpryski sypnęły mu w oczy.Odwróciłgłowę, wrzucił bieg wsteczny i nacisnął pedał gazu.Kamizelka ściskała mu pierś.Bolały goplecy.Wzbijając tumany pyłu, samochód wyrwał do tyłu, oddalając się od domu.Kule zostrym trzaskiem odbijały się od przodu, tyłu i z boku pojazdu po stronie kierowcy i waliły wszyby.Próbując nie zwracać na nie uwagi, Cavanaugh przestawił dzwignię biegów na jazdędo przodu, skręcił w kierunku domu i na pełnym gazie podjechał do werandy, niemal koszącjej schodki.Zatrzymał się pod takim kątem, żeby tył samochodu znajdował się bliżej werandyniż przód, dając dodatkową osłonę, podobnie jak otwarte przednie drzwi po stronie pasażera.Bez tchu, niezdarnie w uciskającej go kamizelce, sięgnął do tyłu, namacał klamkę iotworzył tylne drzwi od strony werandy.- Wskakujcie! - ryknął.Na widok płomieni wewnątrz budynku zdał sobie sprawę, że nie musiał ich popędzać.Drzwi otworzyły się z trzaskiem, Jamie wybiegła z panią Patterson, a za nimi Angelopopychał Williama.Mokre ręczniki na ich głowach parowały.Całą grupą popędzili przez werandę.Jamie wepchnęła panią Patterson na przedniesiedzenie, a Angelo wpakował Williama na tylne i wgramolił się za nim.- Moja ręka! - wrzasnął.- Mierda!Jamie usiadła z przodu obok pani Patterson i zatrzasnęła drzwi.Angelo zrobił to samoz tyłu.- Mocno oberwałeś?! - zawołał Cavanaugh do Angela, ruszając na pełnym gazie.Musiał krzyczeć, bo odgłos kul bębniących w samochód brzmiał jak grad.- Tylko draśnięcie! Mogę ruszać ręką! Hijo de puta, ale krwawi!Jamie otworzyła schowek, wyciągnęła rolkę taśmy izolacyjnej i rzuciła ją Angelowi.- Przyjaciel rewolwerowca.- Angelo podał Williamowi swój karabin, odpiął nóż odkieszeni spodni, kciukiem wysunął ostrze i odciął lewy rękaw koszuli.Cavanaugh kątem oka dojrzał, jak Angelo owija taśmą ranę, a tymczasem tauruspędził przez łąkę zasypywany gradem kul.- Zapnijcie się! - polecił, zmagając się ze swoim pasem.Na kuloodpornych szybach wykwitły gwiazdki.Zbrojone szkło zatrzymuje kule, którepadają daleko od siebie, ale może pęknąć, jeśli kilka pocisków trafi w to samo miejsce.Widząc, że gwiazdek przybywa, Cavanaugh się skrzywił.Nagle zaniepokoiło go co innego.Zacisnął dłonie na kierownicy, czując, jak prawaprzednia opona zadrżała od uderzenia pocisku.Z dziurą od kuli opona mogła przejechaćnajwyżej osiem kilometrów, zanim całkiem sflaczeje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]