[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz silne dłonie - odezwała się wróżka po chwili.I starą duszę.Słysząc to, Cat ostentacyjnie wywróciła oczami, po czym spojrzała wymownie naDuncana.- Bo ja w ogóle jestem już dość wiekowa - westchnęła.- Wiele straciłaś, bardzo cierpiałaś, ale dzięki temu jesteś dużo silniejsza i bardziejodporna - ciągnęła wróżka, jakby wcale nie słyszała ironii w głosie Cat.- A kto nie cierpiał - mruknęła w odpowiedzi, gdy kobieta wodziła opuszkami palcówpo wewnętrznej stronie jej dłoni.- Dobrze wykorzystałaś swoje nieszczęście.Nie pozwoliłaś, żeby złamało twojąduszę.Już jako dziecko wybrałaś sobie drogę.Teraz idziesz prosto przed siebie i rzadkooglądasz się wstecz.Wszystkie decyzje podsuwa ci rozsądek.Czy uważasz, że serce nie jestwiarygodne?- A jest?- Możesz swemu zaufać.Jest wyjątkowo stałe.Masz jakiś talent, jakiś dar.Jestnaprawdę wielki i daje ci wiele satysfakcji.I siły.Praca, którą włożysz w jego rozwój, napewno ci się opłaci.Dojdziesz tam, gdzie chcesz dojść - mówiła kobieta, zapatrzona w drobnądłoń.W pewnej chwili podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Cat.- Czy ty śpiewasz?Jej spojrzenie było tak przenikliwe, że Cat poczuła na plecach ciarki.W pierwszejchwili chciała cofnąć dłoń, ale nie zrobiła tego.Pomyślała nagle, że to wszystko jest jednąwielką mistyfikacją, kolejną sztuczką, którą przygotował dla niej Duncan.- Widzę, że mój towarzysz nie próżnował.Muszę przyznać, że dobry z niegoinformator.- Spojrzała wróżce prosto w oczy.- Jemu też możesz zaufać.- Kobieta nawet nie zerknęła w stronę Duncana.- Ma sercetak samo silne i stałe, jak ty.Ale dobrze go strzeże.Wszystko zależy od ciebie.Nie musiszbyć samotna, chyba że takiego dokonasz wyboru.Otacza cię rodzina.Jest jak kotwica, któranie pozwoli ci odpłynąć za daleko.Przed tobą wiele miejsc, które warto zobaczyć, i wieledrzwi, które warto otworzyć.- Wróżka uśmiechnęła się do siebie.- Teraz wydaje ci się, że towszystko jest mało prawdopodobne.Nie boisz się ciężkiej pracy, ale spodziewasz się za niąsowitej nagrody.Jesteś bardzo oszczędna, ale przyjdzie czas, kiedy nie będziesz musiałaliczyć się z każdym groszem.Potrafisz być bardzo hojna dla tych, którzy znaczą dla ciebienajwięcej.Jest tylko jeden człowiek, który potrafi zdobyć cię całą, twoje ciało i duszę.Myślisz o nim w tej chwili.Gdy wyszli na ulicę, Cat pokręciła z niedowierzaniem głową.- Tym razem przesadziłeś, Blade.Powiedz od razu, ile jej zapłaciłeś za całe toprzedstawienie?- Nic - mruknął, najwyrazniej zajęty czymś innym.Zaimprowizowana wizyta uwróżki, która miała być zwykłą zabawą, jego także wytrąciła z równowagi.- Nie udawaj! Zapłaciłeś tej babie, żeby naopowiadała mi tych wszystkich bzdur! -naciskała Cat.- Nie zapłaciłem - powtórzył i zamiast wziąć ją za rękę, jak robił to do tej pory, wsunąłdłonie do kieszeni spodni.- Pierwszy raz byłem w tym sklepie.Sam nie wiem, co mniepodkusiło, żeby tam wejść.Myślałem, że się trochę zabawimy, posłuchamy, jak długo iszczęśliwie będziemy żyli.- Czekaj! - zatrzymała go w miejscu.Długo wpatrywała się w jego twarz, szukając wniej śladów fałszu.Była pewna, że za moment Duncan wybuchnie śmiechem, zadowolony, żeznowu udało mu się ją nabrać.Nic takiego jednak nie nastąpiło.- Dziwne to wszystko.Naprawdę dziwne - powiedziała w końcu i ruszyła przed siebie.- Dziwne - przytaknął.Resztę drogi do portu pokonali w całkowitym milczeniu.ROZDZIAA PITYSpędzili w Nowym Orleanie dwa dni.Kiedy wieczorem odbijali od brzegu, na statkuzaczynało się huczne przyjęcie - świętowano półmetek rejsu.Na pokładzie, opróczweteranów, którzy wykupili bilet powrotny, pojawiło się wiele nowych twarzy.Rozweselonytłum krążył pomiędzy pokładami Indiańskiej Księżniczki , chętny do zabawy i spragnionynowych wrażeń.Duncan znakomicie wywiązywał się z roli gospodarza.Przechadzał się wśródpasażerów, sprawdzał, czy nikomu niczego nie brakuje, witał nowe osoby i zabawiałrozmową starych znajomych.Wszędzie widział zadowolone, roześmiane twarze, ale nigdzienie mógł dojrzeć Cat.To, że jej szuka, dotarło do niego dopiero po jakimś czasie.Z początkuwmawiał sobie, że interesuje go wyłącznie statek i pasażerowie.Potem jednak zorientowałsię, że wciąż wypatruje właśnie jej.Intuicja podszepnęła mu, żeby zejść do kuchni, gdzie przygotowania do uroczystejkolacji szły pełną parą.Kucharze uwijali się jak w ukropie, pilnując wykwintnych potraw.Duncan pokręcił się między nimi, zajrzał do paru garnków, spróbował tego i owego.- Jak tam, szefie? - powitał go Charlie.- Chce nam pan zamieszać w garnku?- Tak tylko wpadłem.Jak się udał łosoś?- Wspaniale! Palce lizać! Chce pan spróbować? Mogę podać go z grzankamiczosnkowymi, chyba że ma pan jakąś randkę - zachichotał.- Chłopaki mówili mi, że wNowym Orleanie weszło na pokład kilka ślicznotek.Między innymi jakieś niesamowitesiostry.To prawda?- Prawda.Grupa Kingston.Cztery długonogie blondynki, każda grzechu warta.Sprowadziłem je specjalnie dla ciebie, bracie, w razie gdybyś szukał następnej żony.- Nie będzie już żadnej następnej.Zniechęciłem się do małżeństwa raz na zawsze -zarzekał się Charlie.- Dobra, dobra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]