[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakoż drugi podjazd przywiózł wiadomość, że składała się ona z czterystu przeszło głów pod wodzą Azba-beja, słynnego grasanta, który od kilku lat napełniał postrachem i polską, i multańską stronę.Ucieszył się pan Wołodyjowski, gdy dowiedział się, z kim będzie miał do czynienia, i zaraz stosowne115wydał rozkazy.Prócz Mellechowicza i pana Motowidły poszła chorągiew pana generała podolskiego i panapodstolego przemyskiego.Poszły one jeszcze w nocy i rzekomo w różne strony, ale jako rybacy szerokozałożą niewodem, aby następnie zejść się przy jednej przerębli, tak i owe chorągwie, rozległym idąckoliskiem, miały się zejść o brzasku przy Sierocym Brodzie.Basia asystowała z bijącym sercem wyjściuwojsk, jako że miała to być jej pierwsza większa wyprawa, i rosło jej owo serce na widok sprawnościtych starych wilków stepowych.Wychodzili tak cicho, że w samej fortalicji można ich było nie dosłyszeć.Nie zabrzęczały munsztuki, strzemię nie szczęknęło o strzemię, szabla o szablę, koń nie zarżał.Noc byłapogodna i nadzwyczaj widna, bo czas pełni.Księżyc oświecał dobrze wzgórze staniczne i step lekko zewszystkich stron pochyły; a jednak ledwie co która chorągiew wyszła za częstokół, ledwie zamigotałasrebrnymi iskrami, które księżyc z szabel wykrzesywał, już nikła z oczu, jakby stado kuropatw w fali trawnurkujące.Było coś tajemniczego w tym pochodzie.Basi zdawało się, że to myśliwi wyjeżdżają najakoweś łowy mające się o świtaniu rozpocząć i dlatego tak idą cicho i ostrożnie, aby zwierzaprzedwcześnie nie spłoszyć.Więc wielka ochota wstąpiła w jej serce, aby w tych łowach wziąść udział.Pan Wołodyjowski nie sprzeciwił się temu, bo go Zagłoba do zgody skłonił.Wiedział wreszcie, że kiedyś itak trzeba będzie chęci Basinej zadośćuczynić, wolał więc zaraz, zwłaszcza że grasanci łuków isamopałów nie mieli zwyczaju używać.Ruszyli jednak dopiero we trzy godziny po wyjściu pierwszychchorągwi, bo tak był całe dzieło pan Michał ułożył.Poszedł z nimi pan Zagłoba, pan Muszalski idwudziestu Linkhauzowych dragonów z wachmistrzem, samych Mazurów, ludzi na schwał, za którychszabliskami była wdzięczna komendantowa równie jak w małżeńskiej komnacie bezpieczna.Sama ona, mając jechać na męskiej kulbace, przybrana była odpowiednio: miała więc szarawarkiperłowego koloru, aksamitne, bardzo obszerne, podobieństwo spódnicy czyniące, a wpuszczone wsafianowe żółte buciki: toż kubraczek równie szarej barwy, białym krymskim barankiem podbity i naszwach ozdobnie bramowany; toż ładowniczkę srebrną roboty wybornej; lekką szabelkę turecką najedwabnych rapciach i pistolety w olstrach.Głowę jej przybierał kołpaczek z wierzchem z weneckiegoaksamitu, piórkiem czaplim ozdobion, a żbiczym futrem naokół obszyty; spod kołpaczka wyglądałajasna, różowa twarz, prawie dziecinna, i dwoje oczu ciekawych a świecących jak węgielki.Tak przybranai siedząc na cisawym bachmaciku, chybkim jak sarna i jak arna łagodnym, zdawała się być hetmańskimdzieckiem, które pod opieką starych wojenników na pierwszą naukę jedzie.Oni też się dziwili jej postaci;pan Zagłoba z panem Muszalskim szturchali się łokciami, całując od czasu do czasu każdy swoją pięść naznak nadzwyczajnego dla Basi uwielbienia, obaj zaś wraz z Wołodyjowskim uspokajali jej obawy co dospóznionego wyjazdu.- Na wojnie się nie rozumiesz - mówił mały rycerz - i dlatego nas posądzasz, że cię dopiero po wszystkimchcemy na miejsce przyprowadzić.Jedne chorągwie idą jako sierpem rzucił, inne zaś muszą okładać, abyszlaki poprzecinać - i dopieroż się będą cichaczem do kupy ściągały, w matnię nieprzyjaciela biorąc.Amy przyjedziemy na czas i bez nas nic się nie rozpocznie, bo tam każda godzina obrachowana.- A jak się nieprzyjaciel spostrzeże i między chorągwiami się przemknie?- Chytry on jest i czujny, ale i nam taka wojna nie nowina.- Michałowi wierz - zawołał Zagłoba - bo nie masz nad niego większego praktyka.Zły los przygnał tutych skurczybyków.- W Aubniach byłem młodzik - odrzekł pan Michał - a już mi podobne funkcje powierzano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]