[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba słuchać nie tylko doradców, ale i własnego serca.Jestem pewien,że pani mąż to rozumie.Należało to zrobić, a więc zrobiła to pani.- Nie sądzę, żeby mąż zgodził się z tą opinią.Ale jestemzadowolona, że to zrobiłam.- Ludzie powinni byli to usłyszeć - powiedział z przekonaniem.Wjego głosie znów była siła, wyglądał też młodziej niż dotychczas.Na47Maddy wywarł wrażenie i jego wygląd, i zachowanie na spotkaniu.- Ja też tak sądzę - powiedziała i spojrzała na zegarek.Było już poczwartej i musiała wracać do studia, żeby zdążyć poprawić fryzurę imakijaż.- Niestety, o piątej wchodzę na wizję.Do zobaczenia nanastępnym spotkaniu!Wymieniła z paroma osobami uścisk dłoni i wyszła pospiesznie.Nadole złapała taksówkę.Kiedy dotarła do studia, Greg siedział już nakrześle, poddając się zabiegom charakteryzatorki.- Jak było?- Bardzo interesująco.Jestem pod wrażeniem.Poznałam BillaAlexandra, eksambasadora Kolumbii, którego żonę zabili terroryści wzeszłym roku.Co za okropna historia.- Tak, przypominam sobie.Widziałem materiał na ten temat.Facetbył w zupełnym proszku, kiedy podrzucili mu ciało żony pod ambasadę.I trudno mu się dziwić.Szkoda chłopa.Jak on teraz?- Wygląda nieźle, ale myślę, że nie wrócił jeszcze do równowagi.Pisze książkę na ten temat.- To chyba dobry pomysł.Kto jeszcze był?Rzuciła parę nazwisk, nie wspominając jednak ani słowem oRSosobistych przeżyciach uczestników.Była zobowiązana do milczenia.Kiedy makijaż był gotów, poszła do studia i przejrzała wiadomości, któremiała dziś odczytać.Nie było nic szczególnie zaskakującego aniprzerażającego, codzienna papka.Weszła na wizję, rozprawiła się z niągładko i wróciła do swojego boksu.Było parę spraw, o których chciałapoczytać, zanim przyjdzie pora kolejnych wiadomości.O ósmejskończyła pracę.Cóż za długi dzień.Gotowa do wyjścia zadzwoniła domęża.Był jeszcze na górze, kończąc właśnie jakieś spotkanie.- Zawieziesz mnie czy mam wracać do domu piechotą? - spytała,uśmiechając się mimo woli.Wciąż był na nią zły, ale przecież musiałwiedzieć, że to nie może trwać bez końca.- Jeszcze przez pół roku będziesz biec za samochodem, żebyodpokutować za grzechy.I za to, co mnie będzie kosztować twój wygłup.- Phyllis Armstrong uważa, że Paul nie odważy się nas podać do sądu.- Mam nadzieję, że się nie myli.Bo jeśli tak, to co? Prezydent zapłacirachunek? A będzie niemały, możesz być pewna.- Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała spokojnie.48- A posiedzenie komisji było rewelacyjne, nawiasem mówiąc.Byłoparu świetnych ludzi.- Po raz pierwszy od wtorku rozmawiali mniejwięcej normalnie i Maddy ucieszyła się, że mąż trochę się rozluźnił.- Będę na dole za dziesięć minut - powiedział szybko.- Muszę tujeszcze doprowadzić do końca parę spraw.Kiedy się pojawił, nie wyglądał na uszczęśliwionego jej widokiem,ale też nie był tak okrutny jak przez te trzy dni, które upłynęły od jej„wykroczenia".W drodze oboje bardzo się starali, by przypadkiem niewspomnieć o tej sprawie.Wstąpili na pizzę, a ona opowiedziała mu opopołudniowym spotkaniu.Jemu również nie zdradziła szczegółów zżycia osobistego uczestników, mówiła tylko ogólnie, co mają zamiarrobić.Czuła się odpowiedzialna za towarzyszy niedoli.- Macie ze sobą coś wspólnego czy po prostu jesteście grupą bystrychi zainteresowanych tematem ludzi?- I jedno, i drugie.Bardzo się zdziwiłam, że wszyscy w jakiś sposóbmieli do czynienia z przemocą.Wszyscy mówili o tym bardzo otwarcie.-To było wszystko, co mogła i zamierzała mu powiedzieć.- Chyba nie opowiadałaś im o swoich przeżyciach? - spytałzaniepokojony.RS- Cóż, opowiadałam.Wszyscy nieźle dostaliśmy w kość, nie ja jedna.- Postąpiłaś głupio, Mad - powiedział bez ogródek.Wciąż był na niązły.- A jeśli ktoś poda to do prasy? Chcesz mieć taki image! Bobby Joew Knoxville kopie cię w tyłek, aż spadasz ze schodów?Nie podobał jej się ten ton, ale nie odezwała się.- Może warto zaryzykować własny image, jeśli dzięki temu ludzie siędowiedzą, że przemoc zdarza się również takim jak ja osobom.Możeuratuje to komuś życie albo przekona, że ucieczka jest możliwa?- Ale tobie może to przynieść tylko ból głowy, plus publicznywizerunek nędzarki z przyczepy.A ja zainwestowałem fortunę, żebystworzyć całkiem inny.Nie pojmuję, jak mogłaś być taka głupia.- Byłam uczciwa, jak wszyscy inni.Niektórzy mają jeszcze gorszyżyciorys niż ja.- Pani Armstrong też niespecjalnie ma się czym chwalić,a przecież tego nie ukrywała.Wszyscy byli szczerzy i właśnie to byłowspaniałe.- Bill Aleksander też jest w komisji.Opowiadał nam oporwaniu swojej żony.- Ta sprawa była ogólnie znana, więc mogłapowiedzieć o niej Jackowi.Ale on tylko wzruszył ramionami.49Najwyraźniej daleki był od współczucia.- Równie dobrze mógł ją zabić własnoręcznie.Próbować negocjowaćsamemu.Co za głupota! Cały Departament Stanu mu to mówił, cholera,a on nie słuchał.- Był zrozpaczony i prawdopodobnie nie myślał racjonalnie.Przetrzymywano ją siedem miesięcy, zanim została zamordowana.Zsamej niepewności można oszaleć.- broniła ambasadora, ale Jack byłniewzruszony.Irytowało ją to.Czy nie jest w stanie zrozumieć uczućczłowieka postawionego w podobnej sytuacji? - Co masz przeciwkoniemu? Mam wrażenie, że go nie lubisz.- Zanim zaczął wykładać w Harvardzie, był krótko jednym zdoradców prezydenta.Miał pomysły rodem ze średniowiecza, a napunkcie etyki fioła.Istny krzyżowiec.Co za nieżyczliwa charakterystyka.Maddy słuchała tego zniesmakiem.- Myślę, że jest w nim coś więcej.To człowiek wrażliwy, inteligentny,w ogóle przyzwoity facet.- Być może po prostu go nie lubię.Czegoś mu brak.życia, sexappealu, bo ja wiem?RSŻe też można powiedzieć coś podobnego o Billu! To przecież takiprzystojny mężczyzna.A równocześnie była w nim jakaś prostota ibezpośredniość.Naturalnie, bardzo różnił się od całego tegoefektownego tłumu, w jakim lubił obracać się Jack.Maddy nie byłapewna, czy miałaby za złe Billowi jego pomysły i sposób bycia, choćnajwyraźniej nie był on dostatecznie olśniewający jak na gust jej męża.Dotarli do domu o dziesiątej.Maddy, choć zazwyczaj tego nie robiła,włączyła telewizor i zamarła.Oddziały amerykańskich żołnierzydokonywały kolejnej inwazji na Irak.Odwróciła się i zobaczyła cośdziwnego w oczach męża, śledzącego wydarzenia na ekranie.- Wiedziałeś o tym, prawda? - spytała wprost.- Ja nie doradzałem prezydentowi tej wojny, Mad.Rozmawialiśmy osprawach mediów.- Bzdura.Wiedziałeś o tym.To po to jeździłeś do Camp David wzeszłym tygodniu, prawda? A ostatnio do Pentagonu.Czemu mi nic niepowiedziałeś?W przeszłości zdarzało się, że dzielił się z nią supertajnymi50informacjami.Po raz pierwszy poczuła się tak, jakby nie miał do niejzaufania.To bolało.- To była zbyt delikatna sprawa.I zbyt ważna.- Ilu chłopców tam zginie, Jack.- powiedziała przygnębiona.Wgłowie miała zamęt.Dla niej też będzie to ważna wiadomość.Wponiedziałek.- Czasami ofiary są nieuniknione - głos męża brzmiał chłodno.Byłprzekonany, że prezydent podjął słuszną decyzję.Jack i Maddy już wcześniej mieli odmienne opinie na ten temat.Obejrzeli wiadomości do końca.Dziewiętnastu żołnierzy zostałozabitych tego ranka podczas wymiany ognia z siłami irackimi - brzmiałaostatnia wiadomość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]